Pięćdziesiąt.

105 15 5
                                    

to ostatni rozdział, przed nami jeszcze tylko epilog, więc mam nadzieję, że zobaczę tak dużo komentarzy, jak to możliwe. w przypadku epilogu nie obowiązuje zasada, że zadedykuję go osobie, która zostawi najlepszy komentarz tutaj, bo to epilog i najchętniej zadedykowałabym go wam wszystkim. miłego czytania i nie nienawidźcie mnie.



18 sierpnia 2017r. na świat przyszła mała Bella, która była najbardziej uroczą osobą na świecie. Dosłownie wszyscy znajomi Luke'a i Caroline byli w niej zakochani, a Liz żartowała, że ją im zabierze, bo nigdy nie miała córki. Para pokochała ją najbardziej na świecie i pragnęła dla niej wszystkiego co najlepsze. Jak mogliby nie kochać tej istotki?

W czerwcu niecały rok później nastał wielki dzień w ich małej rodzinie. Młoda kobieta stanęła przed ołtarzem w długiej białej sukni, by po chwili wyjść za mąż. To był najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Długo jeszcze wspominali moment, kiedy Hemmings nie umiał powiedzieć słowa i wszyscy myśleli, że do ślubu nie dojdzie, a on po prostu był zestresowany. Jego stres spotęgowany był jeszcze tym, że Caroline wyglądała najpiękniej na świecie.

13 stycznia 2020r. urodzili się kolejni członkowie ich rodziny. Jack i Julie Hemmings, czyli dwójka istotek podobnych do siebie jak dwie krople wody. Bliźniaki wiele zmieniły w ich życiu, ale zdecydowanie na lepsze. Bella mająca wówczas zaledwie dwa i pół roku pokochała swoje rodzeństwo. Z początku była zazdrosna, że w jej domu pojawił się ktoś nowy i już nie jest w centrum uwagi, ale z czasem (kiedy Luke wrócił do domu z najbardziej miękkim szczeniakiem na świecie) wszystko się ułożyło. Rodzina Hemmingsów była najszczęśliwsza na świecie. Co prawda Caro i Luke byli jeszcze młodzi, ale czuli, że tego właśnie chcą. Nie potrzebowali spędzać tego czasu na szaleństwie, oni pragnęli szczęśliwej rodziny.

18 marca 2023r. urodził się Michael Hemmings, czyli nie do końca planowany najmłodszy syn tej dwójki. Ale byli szczęśliwi. Bo dlaczego nie mieli być? Mieli czwórkę zdrowych dzieci, Luke był wiceprezesem dobrze prosperującej firmy. Mieszkali w uroczym domku na Monroe St. w Sydney i często byli odwiedzani przez przyjaciół, którym również powiodło się w życiu. A najważniejsze było to, że się kochali.

Jednak szczęście nie zawsze trwa wiecznie. 

Po 19 latach małżeństwa coś zaczęło się sypać. Luke został prezesem firmy, spadło na niego wiele obowiązków. W pracy siedział od rana do wieczora, czasem nawet spał na niewygodniej kanapie w swoim gabinecie. W domu bywał tylko w niedzielę, chyba, że miał coś bardzo ważnego do zrobienia. Jego dzieci również zrozumiały, że coś się dzieje. 20-letnia Bella próbowała namawiać matkę, żeby porozmawiała z ojcem na ten temat, ale ona odmawiała, twierdząc, że sam powinien zrozumieć swój błąd. Julie i Jack, czyli ci najbardziej szaleni z całej rodziny (a mieli dopiero 17 lat) co jakiś czas chodzili do pracy odwiedzić tatę i prosili, żeby wcześniej wrócił do domu. Starał się słuchać dzieci, ale to nie było takie proste. Najbardziej to wszystko odbiło się na 14-letnim Michaelu, który zaczął się buntować. Nie wychodził z pokoju, kiedy nie było to konieczne, unikał szkoły i nie chciał z nikim rozmawiać. Brakowało mu Luke'a, który nagle zniknął z jego życia, chociaż był jego ojcem i powinien kochać go ponad wszystko.

W jeden z szarych listopadowych wieczorów młody asystent wszedł do gabinetu prezesa i podał mu pocztę. Luke przejrzał szybko koperty, na chwilę odrywając się od pracy. Zdziwił się widząc list z sądu. Rozerwał kopertę i przeleciał wzrokiem cały tekst. Z całej tej paplaniny dotarło do niego tylko kilka słów, ale jedno było dla niego najtrudniejsze. Rozwód. Caroline Hemmings chciała się z nim rozwieźć. List długo miał być u jego asystenta, bo rozprawa miała być już następnego dnia. Było już bardzo późno, więc nawet nie miał szans na rozmowę z (jeszcze) żoną. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Tej nocy nie mógł zasnąć na niewygodnej kanapie. Całą noc płakał na myśl, że Caroline zdecydowała, że chce się rozwieść.

Caro też przepłakała noc. Może i Luke ostatnio tylko ją ranił, ale ona czuła potrzebę, żeby być z nim mimo wszystko. Ale jaki to miało sens? Miała 42 lata, a czuła się jak głupia zakochana nastolatka. Nie chciała go tracić, ale czy przypadkiem już go nie straciła?



przepraszam, ale jeszcze mnie nie zabijajcie. będzie tylko gorzej... a niedługo epilog, czyli oficjalnie kończymy tą historię. uwierzycie, że piszę to już jakieś 2 lata? z przerwami, ale jednak. pod epilogiem nie chcę reklam, więc po raz ostatni - zapraszam na inne ff mojego autorstwa, po zakończeniu tego częściej będą się tam pojawiały rozdziały. poza tym jak banalne jest to, że Bella urodziła się tego samego dnia co ja? XD

who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz