Siedemnaście.

385 41 5
                                    

na początek coś na temat dedykacji. ten rozdział będzie dla osoby, która skomentowała 15 a nie 16 rozdział, ponieważ zapomniałam zadedykować poprzedni, a była osoba, którą chciałam nagrodzić. ogólnie ostatnio kiepsko u mnie, ci, którzy obserwują mnie na twitterze o tym wiedzą. chyba coraz poważniej myślę nad tym, żeby to skończyć. nie oszukujmy się, to ff straciło sens już dawno temu i chyba nie podoba się nikomu. więcej pisałam o tym na twitterze. nie będę was tym zanudzać, chcę tylko powiedzieć, że chyba ciągnięcie tego nie ma sensu i możecie spodziewać się niedługo zakończenia. nie tylko tego, zakończenia wszystkiego.

a rozdział dedykuję Karczoch44, za komentarz pod rozdziałem piętnastym. może częściej będziesz zgadzała się z Calumem, bo chyba nadszedł czas, żebym trochę ogarnęła tego idiotę.


miesiąc wcześniej

Sydney

- Spakowałam się już. Masz, pierścionek.

Położyła mały przedmiot na szklanym stoliku. Ta decyzja wiele ją kosztowała. Wstała i spojrzała na niego przepraszająco.

- Wiesz, chyba masz rację. To coś między nami powoli znika - również wstał - Ale do jasnej cholery! Nie pozwólmy temu zniknąć! Przeszliśmy razem wiele, a ty chcesz od tak to skończyć?! Spędziłem z tobą najlepsze chwile mojego życia, a ty po prostu chcesz to skończyć?! Caroline, którą znam by tak nie postąpiła. Caroline, którą znam chciałaby to uratować za wszelką cenę. Więc co się stało z dziewczyną, którą kocham? Gdzie jest prawdziwa Caroline Moon? - zapytał, patrząc jej w oczy.

- Caroline Moon odeszła, kiedy przestałeś się nią interesować. - wyszeptała.

Patrzył na nią oszołomiony. Nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego. Coś tak prawdziwego.

- Nigdy nie przestałem się nią interesować. Caroline Moon jest miłością mojego życia. - odszepnął po chwili.

- To udowodnij jej to, bo na razie masz ją w dupie. Cześć. - powiedziała.

Wyszła z salonu. Wyszła z domu. Szła chodnikiem pogrążona w myślach. Luke ją kochał. Ona kochała Luke'a. Ale czy to wystarczy?


Baltimore

- Eveline, ja nie mogę... - wyszeptał Michael, wstając z kanapy.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.

- Dlaczego? To przez moje problemy? - zapytała ze łzami w oczach.

- Nie, nie chodzi o ciebie! - odpowiedział szybko - Chodzi o mnie... o Calum'a. Nie mogę mu tego robić.

- Michael do cholery! Nie rozumiesz, że Calum nie żyje?! Ogarnij się, czas się z tym pogodzić!

Spojrzał na nią zranionym wzrokiem. Nie miała prawa tak mówić. Calum na zawsze będzie żył w jego sercu.

- Wyjdź.


Los Angeles

Calum ostatnio sporo myślał. O wszystkim, ale głównie o swoim dawnym życiu. Tęsknił za tym co było i chwilami nienawidził siebie za to, jak postąpił. Gdyby wtedy nie podpisał tej umowy... pewnie byłby szczęśliwy razem ze swoimi przyjaciółmi. Żałował, że był tak głupi. Ale chyba wpadł na pomysł, jak to zakończyć. Kochał Michael'a zbyt mocno, by żyć wiedząc, że Mike cierpi przez niego i myśli, że Hood nie żyje. Więc nie zastanawiał się więcej. Wyjął telefon. Zadzwonił.

- Powiedz szefowi, że mam propozycję.


przepraszam, wiem, że to okropne.


who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz