Trzynaście.

507 48 4
                                    

5 miesięcy wcześniej

Baltimore

W głowie Michaela ostatnio dużo się działo. Nadal nie mógł się pozbierać po wydarzaniach z ostatnich dni. Kiedy Calum umarł... on stracił cały swój świat. Swoją gwiazdkę na niebie. Zanim do siebie doszedł minęło sporo czasu, każdy rozumiał jego stan. W końcu Hood był dla niego wszystkim, nawet, jeśli nie mówił tego głośno. Wylatując do Baltimore chciał pożegnać się z przeszłością, zapomnieć o chłopaku, którego, przez pewien okres, nazywał w głowie miłością swojego życia. Nigdy nie zmienił zdania, ale starał się udawać, że nie pamięta. Chciał być silny. Ale kiedy znowu go zobaczył... Jego cudowne oczy, nos, usta... on nie wytrzymał. Wszystkie uczucia nagle postanowiły przestać się ukrywać. Clifford zrozumiał, że nie umie zapomnieć o tym chłopaku, nawet jeśli bardzo by chciał. Za bardzo go kochał. A jeśli była jakakolwiek szansa na to, że Hood żyje i Mike może spędzić z nim chociaż godzinę - chciał ją wykorzystać.


Baltimore, trzy ulice dalej

Calum nie wiedział co ma robić. Nie chciał wracać do bazy, gdzie wcześniej go przetrzymywano. W Baltimore, jako diler, miał więcej swobody. Nie zarabiał, ale przynajmniej miał dostęp do świeżego powietrza. I była też mała szansa, że uda mu się uciec. Kiedy spotkał Michala spanikował. W pierwszej chwili chciał podbiec, przytulić go i pocałować miękkie usta. Ale nie mógł tego zrobić. Na każdym kroku był obserwowany. Bał się, że wtedy ucierpi Clifford, a to byłoby gorsze, niż wszystkie kary. Jednak świadomość, że Mike zorganizował "akcję" poszukującą bruneta... sprawiała, że na jego usta mimowolnie wpływał uśmiech


Gdzieś, nikt nie wie gdzie

- Szefie, dzwoni George. Z Balti.

- Daj mi go. - rozkazał.

Przyłożył do ucha telefon. Już domyślał się, czego, a raczej kogo, będzie dotyczyła rozmowa.

- Co z nim? - powiedział wkurzony.

- Nie do końca wiem. Jego znajomi go szukają, ale on twierdzi, że nic nie zrobił. - usłyszał po chwili.

- Musiał coś zrobić, skoro go szukają. - warknął zirytowany.

- Ale ciągle ktoś miał go na oku. Nic nie robił. - odpowiedział George.

- Sprowadź go do bazy. Sam z nim pogadam.

Rozłączył się. Czasem wątpił, że danie Hoodowi szansy było słuszne.



dzisiaj później, bo nie miałam internetu (:

bez dedykacji, bo nie mam do tego głowy. jeśli jakiś komentarz zwróci moją uwagę - zadedykuję.

J.

who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz