Rozdział 4

2.6K 155 16
                                    

- Bardzo przepraszam, panie - wyjąkał - Nie chciałem, naprawdę.

- Już w porządku. - westchnął, przeczesując jego włosy z czoła - Spokojnie.

- Przepraszam. - wyszeptał - Co mogę dla ciebie zrobić?

- Nic, chciałem porozmawiać, ale smacznie spałeś. - zachichotał.

- Przepraszam, ale zasnąłem. Nie chciałem..

- Nic się nie stało. Może opowiesz mi coś o sobie, hmm?

- No to mam na imię Michael. Mam siedemnaście lat. Mieszkam z Calumem w Glasgow. Lubię czasem pośpiewać, albo coś upiec, ale niestety bardzo rzadko mam okazję.

- Tutaj gotowanie nie będzie ci potrzebne. - uśmiechnął się - Dlaczego mieszkasz z Calumem?

- Lubię z nim mieszkać - wzruszył ramionami - To.. trudny dla mnie temat.

- Wiem, Calum wspominał o jakimś wypadku. Opowiesz mi o nim? - uniósł jego podbródek.

- Calum? - zapytał cicho - Moi rodzice mieli wypadek. Mój tata i ja przeżyliśmy, ale moja mama nie miała tyle szczęścia..

- Więc mieszkasz z ojcem, tak? - zapytał, próbując to sobie wytłumaczyć.

- Nie. - pokręcił głową - Jestem sierotą. - jego oczy się zaszkliły - Ojciec oddał mnie do domu dziecka. Nigdy mnie nie kochał. Byłem ich jedynym synem, na dodatek jeszcze omegą. Wstydził się mnie.

- Tak mi przykro, maluchu. - westchnął, bardzo współczując chłopcu trudnego dzieciństwa.

- Już się z tym pogodziłem. - przetarł łzy - Nie powinienem płakać. Przepraszam.

- Płacz nie jest zły. To nie słabość. Każdy ma uczucia.

- Mhm. - pokiwał głową - Rozumiem, jeżeli każesz mi wrócić do Glasgow. Nie każdy chce znać sieroty.

- Bycie sierotą nie oznacza bycia od kogoś gorszym, wręcz przeciwnie. Przeszedłeś więcej niż ktoś normalny. Jesteś silny. Nie każdy by sobie z tym poradził. To oznaka odwagi i siły.

- Mhm. - ponownie pokiwał głową i ziewnął - Przepraszam.

- Nie ma za co. Jutro porozmawiamy. - uśmiechnął się - Dobranoc.

- Dobranoc. - wymamrotał i momentalnie zasnął.

Ten uśmiechnął się jeszcze i wyszedł z Ashton'em z Komnaty - Biedny chłopak. - westchnął Ashton - Jaki musi ojciec żeby oddać własne dziecko. To nie do pomyślenia.

- Był chujem. Gdybym go dorwał to by tego pożałował. Zresztą to, że jest omegą nie znaczy, że jest gorszy, prawda?

- Jasne, że nie. Moja siostra jest przecież omegą i nigdy bym nie pomyślał, że może być gorsza.

- Szkoda mi go. I tego mulata również. W końcu też jest sierotą.

- Zakładam, że szybko poznasz jego historie. - zaśmiał się - Idziemy się napić?

- Muszę rano pojawić się na lekcji manier. Dlatego ja spasuję.

- Eh, balowanie samemu to nie to samo. - westchnął.

- To zrób sobie przerwę. Serio chcesz wziąć tego Caluma jutro do siebie?

- Tak. Raczej tak, ale najpierw go poznam. - uśmiechnął się - Jest śliczną omegą.

- Jest uroczy. Ale bardzo nieśmiały.

- Może to tylko chwilowe. - wzruszył ramionami

- Za to ja gdzieś wokół tych omeg wyczułem cudowny zapach. Taki zwykły, ale zachęcający

- Na pewno znajdziesz swoją piękną nieznajomą.

- Też mam taką nadzieję. Pójdę do siebie, Ashton. Do jutra!

- Dobranoc, książę. - zaśmiał się jeszcze, kłaniając mu się nisko, na co tamten mu zawtórował.

Następnego ranka wszyscy spotkali się na śniadaniu - poza Michaelem, który niestety znów zaspał.

- Widzę, że nie ma wszystkich. - odezwał się Luke, patrząc ze swojego miejsca na stół, przy którym siedziały wszystkie omegi.

- Głupi. - sarknęła jedna - Ja bym go odesłała do domu.

- Mówiłaś coś? - spojrzał na nią surowo - Tak więc kontynuując, kogo nie ma? - od razu zauważył, że miejsce obok Hooda jest puste - Calum?

- Michaela, panie - powiedział cicho - Iść po niego?

- Nie, siedź. Jeśli go nie ma, zaczniemy bez niego, nie marnujmy czasu. A więc, chce wam tylko powiedzieć, że liczę, że wszyscy będziecie uczciwi. Wszystkie inne zasady przedstawię wam na specjalnym spotkaniu, na którym chciałbym, abyście się przygotowali.

- Tak, panie. - odpowiedzieli chórem.

- Możecie iść do swoich komnat, a Calum, każ się stawić Michaelowi w moim gabinecie, muszę z nim porozmawiać. - powiedział Luke.

- Tak, oczywiście. - odpowiedział i poszedł do pokoju przyjaciela.

Gdy tylko tam wszedł, usłyszał łomotanie w drzwi łazienki i szarpanie za klamkę. Gdy podszedł bliżej okazało się, że ktoś musiał podstawić krzesło, aby ta osoba nie mogła wyjść.

- Michael? - wszedł do pokoju i odsunął krzesło - Co ty robisz? Co się stało?

- Pomocy. - krzyknął z łazienki - Wypuść mnie!

- Już. - otworzył drzwi - Co się stało?

- Która godzina?! Spóźniłem się prawda? Chciałem wziąć rano szybki prysznic, ale chyba drzwi się zacięły i nie mogłem wyjść

- Ktoś przystawił pod nie krzesło. Chyba się przewróciło. - podrapał się po głowie - Ubieraj się szybko. Chyba masz kłopoty. - przyznał zmartwiony

- Czemu? - zapytał cicho, poprawiając swoją bluzkę - Nic takiego chyba nie zrobiłem.

- Nie przyszedłeś. Naraziłeś się księciu. Czemu ty zawsze musisz coś odwalić. - usiadł na łóżku ukrywając twarz w dłoniach - Nie chce żeby nas rozdzielili.

- Ja też nie chcę. - wymamrotał - Jak to naraziłem?

- Nie przyszedłeś. Byli tam wszyscy, a on mówił ważne rzeczy. Chyba nie był zadowolony, że cię nie ma. Kazał ci przyjść do jego Komnaty.

- To idę. - westchnął - Może nie będzie aż tak źle?

- Jak coś to postaram ci się pomoc. - powiedział, po czym poszedł do swojego pokoju.

Michael zaś wyszedł z pokoju i poszedł korytarzem licząc, że trafi do pokoju księcia. Wszystkie drzwi były takie same i przez dziesięć minut nie udało mu się znaleźć właściwej Komnaty.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejka!

Trochę dawno nie było tu nexta ale nadrabiam!

Piszcie co u was i gdzie chcecie rozdział dzisiaj na noc!

Ps. Jak będzie dużo komów i gwiazdeczek to dodam w obu książkach ❤️💚💙

Pink Slice  /Muke/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz