- Kocham cię, alfo - powiedział od razu.
- Ja ciebie też, mała omego, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - zaczął gładził go po plecach, a pielęgniarka w tym momencie wbiła igłę i szybko pobrała krew.
Ten nawet nie poczuł ukłucia, bo skupiał się na miłym mizianiu przez swojego przyszłego męża.
- Już po wszystkim - wyszeptał. - Widzisz.
- T-tak szybko? - zapytał zdziwiony, patrząc na pielęgniarkę, a następnie na swoją rękę.
- Mhm - pokiwał głową. - Chodźmy do lekarki, może chodziaż USG ci odpuści.
- To badanie wystarczy - uśmiechnęła się kobieta. - Zapraszam do poczekalni, wyrobienie karty potrwa około piętnastu minut.
- To może my po prostu za chwilę przyjdziemy - wymamrotał i wstał. - Chodźmy, Mike
- Dokąd idziemy? - poszedł za nim.
- Do naszego pokoju, musimy też dokupić później ubrania dla ciebie.
- W-wolę tu zostać... Nie pójdę, dopóki nie dowiem się, czy na pewno mogę mieć dziecko.
- Oh, Mike. Napewno możesz, te badania to tylko formalność.
- Proszę, zostańmy - wyszeptałm siadając na plastikowym krzesełku.
- Jasne - pokiwał głową i usiadł obok, po czym wciągnął go na swoje kolana i mocno przytulił.
- Boje się... - szepnął po kilku minutach.
- Nie masz czego, ale byłeś dzisiaj dzielny. Taka mała omega, a bardzo silna.
- Nie zostawisz mnie, jak się okaże, że... - spojrzał na niego przestraszonymi zielonymi oczami.
- Nigdy, Mike - chwycił jego dłoń. - Widzisz ten pierścionek, on coś znaczy. A konkretniej, że się mnie już nie pozbędziesz.
Ten uśmiechnął się lekko, połączył ich usta i splótł ich palce.
- Chodź - zacmokał i pomógł mu się ubrać.
- J-już? - zapytał cicho patrząc na pielęgniarkę, która stała przy recepcji.
- Tutaj są wyniki badań - podała im białą teczkę - W razie jakiś problemów, można porozmawiać z lekarką.
- Jasne - Michael odebrał ją od niej rżącymi rękoma. - T-ty zobacz, Lu, ja nie dam rady.
- Chodź, usiądziemy - wymamrotał. - Nie masz się czego bać.
- Mhm - powoli otworzył teczkę, głośno przełykając ślinę.
Wyjął wszystkie kartki i zaczął je powoli czytać, a po jego policzkach popłynęły łzy.
- Co jest, Mikey? - zapytał Luke, od razu zaglądając w kartkę i przytulając chłopaka do siebie
- J-jestem - zaczął płakać. - b-bezpłodny - wydusił cicho.
- J-jak to? - zapytał, a jego głos się załamał, gdy wziął od niego kartkę.
- N-nie mogę - zakrył rękami twarz ciągle płacząc. - Mieć d-dziecka.
- Nie płacz, proszę - przytulił go. - Teraz są te różne sposoby invitro... Albo zaadaptujemy szczenię. Nie płacz proszę.
- T-to nie to - załkał. - C-chciałbym m-mieć d-dziecko z tobą.
- Proszę, nie płacz kochanie, proszę...
- T-to trudne dla mnie - zapłakał i przytulił się do niego mocno. - P-przepraszam.
- To nie twoja wina, spokojnie - zaczął go kołysać. - Spokojnie omego.
- N-nie mów tak - załkał. - L-lepiej z-znajdź sobie kogoś innego - załkał i pociągnął nosem - B-będziesz m-miał wtedy królewskie d-dziecko.
- Nie chce nikogo innego, chce ciebie, kruszynko. Chodź, wracamy do domu.
- N-nie - zapłakał. - Z-zostaw m-mnie - zaczął płakać. - J-ja tylko c-chciałem mieć c-córeczkę - wypłakał.
- Przepraszam panów - powiedziała pielęgniarka podchodząc do nich.
- Nie teraz - warknął książę. - Dajcie nam już spokój - warknął i pocałował Michaela w czoło.
- Chyba zaszła pomyłka - kontunuowała kobieta.
- Pomyłka to to, że tu pracujesz - warknął. - Nie rozumiesz co znaczy odejdź?
- Rozumiem, że to stres, jednak doszło do zamiany kart.
- C-co? - wypłakał cicho Michael. - o-o co chodzi? - przyjrzał się. Faktycznie, nie było tam jego nazwiska tylko inne, bardzo podobne do jego. - Co to znaczy?
- To jest pana karta - wręczyła mu właściwy dokument. - Przepraszamy za kłopot.
- Na pewno nie ujdzie ci to na sucho - warknął zdenerwowany blondyn. - To karygodne.
- Naprawdę panów przepraszam - westchnęła.
Luke z omegą na kolanach odworzył teczkę i wysypał wszystko, szukając jednej, konkretnej kartki. Ten nawet nie patrzył, tylko schował głowę w zagłębieniu jego szyi, cicho pochlipując.
- Mike - powiedział cicho i zaczął czytać te kartki. - Patrz, to nieporozumienie.
- I-i co? - wyjąkał cicho.
- Patrz - powiedział cicho. - Możesz mieć dzieci, słyszysz - powiedział cicho. - Będziesz miał córeczkę.
- Córeczkę? - wyszeptał i odwrócił się patrząc na kartę. - Naprawdę?
- Spójrz - powiedział już weselej. - Możesz mieć dzieci - wydusił. - Naprawdę możesz..
- N-naprawdę? T-to nie pomyłka?
- Nie - powiedział wesoły Luke i podniósł go oraz okręcił wokół swojej osi. - Naprawdę możemy mieć dzieci!
Ten uśmiechnął się szeroko i mocno do siebie przytulił - Tak cię kocham, Lu.
- Ja ciebie też, Mike - przytulił go mocno. - Muszę to powiedzieć rodzicom, braciom. Niech każdy wie, że mój cudowny narzeczony urodzi najpiękniejsze dzieci na świecie.
- My będziemy mieć najcudowniejsze dzieci na świecie - poprawił go.
- Mój kochany - zacmokał i pocałował go mocno. - Nawet nie wiesz, jak cię kocham.
- Wydaje mi się... że wiem - oddał pocałunek.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejka kochani! Wybłagaliście to macie nexta a pd przyszłego tygodnia postaram się bardziej trzymać rozpiski którą możecie znaleść w opisie mojego profiluWejdźcie tam i zobaczcie i ewentualnie piszcie co zmienić!
Miłego i czekam na komentarze 😇
CZYTASZ
Pink Slice /Muke/
FanfictionMichael i Calum to omegi z nieciekawą przeszłością. Los nie szczędzi im wrażeń (niekoniecznie pozytywnych) i rzuca kłody pod nogi Co jednak się stanie jeżeli obydwoje dostaną się do pałacu z polecenia samego księcia?