Rozdział 55

1.9K 127 168
                                    

- Kocham cię, alfo - powiedział od razu.

- Ja ciebie też, mała omego, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - zaczął gładził go po plecach, a pielęgniarka w tym momencie wbiła igłę i szybko pobrała krew.

Ten nawet nie poczuł ukłucia, bo skupiał się na miłym mizianiu przez swojego przyszłego męża.

- Już po wszystkim - wyszeptał. - Widzisz.

- T-tak szybko? - zapytał zdziwiony, patrząc na pielęgniarkę, a następnie na swoją rękę.

- Mhm - pokiwał głową. - Chodźmy do lekarki, może chodziaż USG ci odpuści.

- To badanie wystarczy - uśmiechnęła się kobieta. - Zapraszam do poczekalni, wyrobienie karty potrwa około piętnastu minut.

- To może my po prostu za chwilę przyjdziemy - wymamrotał i wstał. - Chodźmy, Mike

- Dokąd idziemy? - poszedł za nim.

- Do naszego pokoju, musimy też dokupić później ubrania dla ciebie.

- W-wolę tu zostać... Nie pójdę, dopóki nie dowiem się, czy na pewno mogę mieć dziecko.

- Oh, Mike. Napewno możesz, te badania to tylko formalność.

- Proszę, zostańmy - wyszeptałm siadając na plastikowym krzesełku.

- Jasne - pokiwał głową i usiadł obok, po czym wciągnął go na swoje kolana i mocno przytulił.

- Boje się... - szepnął po kilku minutach.

- Nie masz czego, ale byłeś dzisiaj dzielny. Taka mała omega, a bardzo silna.

- Nie zostawisz mnie, jak się okaże, że... - spojrzał na niego przestraszonymi zielonymi oczami.

- Nigdy, Mike - chwycił jego dłoń. - Widzisz ten pierścionek, on coś znaczy. A konkretniej, że się mnie już nie pozbędziesz.

Ten uśmiechnął się lekko, połączył ich usta i splótł ich palce.

- Chodź - zacmokał i pomógł mu się ubrać.

- J-już? - zapytał cicho patrząc na pielęgniarkę, która stała przy recepcji.

- Tutaj są wyniki badań - podała im białą teczkę - W razie jakiś problemów, można porozmawiać z lekarką.

- Jasne - Michael odebrał ją od niej rżącymi rękoma. - T-ty zobacz, Lu, ja nie dam rady.

- Chodź, usiądziemy - wymamrotał. - Nie masz się czego bać.

- Mhm - powoli otworzył teczkę, głośno przełykając ślinę.

Wyjął wszystkie kartki i zaczął je powoli czytać, a po jego policzkach popłynęły łzy.

- Co jest, Mikey? - zapytał Luke, od razu zaglądając w kartkę i przytulając chłopaka do siebie

- J-jestem - zaczął płakać. - b-bezpłodny - wydusił cicho.

- J-jak to? - zapytał, a jego głos się załamał, gdy wziął od niego kartkę.

- N-nie mogę - zakrył rękami twarz ciągle płacząc. - Mieć d-dziecka.

- Nie płacz, proszę - przytulił go. - Teraz są te różne sposoby invitro... Albo zaadaptujemy szczenię. Nie płacz proszę.

- T-to nie to - załkał. - C-chciałbym m-mieć d-dziecko z tobą.

- Proszę, nie płacz kochanie, proszę...

- T-to trudne dla mnie - zapłakał i przytulił się do niego mocno. - P-przepraszam.

- To nie twoja wina, spokojnie - zaczął go kołysać. - Spokojnie omego.

- N-nie mów tak - załkał. - L-lepiej z-znajdź sobie kogoś innego - załkał i pociągnął nosem - B-będziesz m-miał wtedy królewskie d-dziecko.

- Nie chce nikogo innego, chce ciebie, kruszynko. Chodź, wracamy do domu.

- N-nie - zapłakał. - Z-zostaw m-mnie - zaczął płakać. - J-ja tylko c-chciałem mieć c-córeczkę - wypłakał.

- Przepraszam panów - powiedziała pielęgniarka podchodząc do nich.

- Nie teraz - warknął książę. - Dajcie nam już spokój - warknął i pocałował Michaela w czoło.

- Chyba zaszła pomyłka - kontunuowała kobieta.

- Pomyłka to to, że tu pracujesz - warknął. - Nie rozumiesz co znaczy odejdź?

- Rozumiem, że to stres, jednak doszło do zamiany kart.

- C-co? - wypłakał cicho Michael. - o-o co chodzi? - przyjrzał się. Faktycznie, nie było tam jego nazwiska tylko inne, bardzo podobne do jego. - Co to znaczy?

- To jest pana karta - wręczyła mu właściwy dokument. - Przepraszamy za kłopot.

- Na pewno nie ujdzie ci to na sucho - warknął zdenerwowany blondyn. - To karygodne.

- Naprawdę panów przepraszam - westchnęła.

Luke z omegą na kolanach odworzył teczkę i wysypał wszystko, szukając jednej, konkretnej kartki. Ten nawet nie patrzył, tylko schował głowę w zagłębieniu jego szyi, cicho pochlipując.

- Mike - powiedział cicho i zaczął czytać te kartki. - Patrz, to nieporozumienie.

- I-i co? - wyjąkał cicho.

- Patrz - powiedział cicho. - Możesz mieć dzieci, słyszysz - powiedział cicho. - Będziesz miał córeczkę.

- Córeczkę? - wyszeptał i odwrócił się patrząc na kartę. - Naprawdę?

- Spójrz - powiedział już weselej. - Możesz mieć dzieci - wydusił. - Naprawdę możesz..

- N-naprawdę? T-to nie pomyłka?

- Nie - powiedział wesoły Luke i podniósł go oraz okręcił wokół swojej osi. - Naprawdę możemy mieć dzieci!

Ten uśmiechnął się szeroko i mocno do siebie przytulił - Tak cię kocham, Lu.

- Ja ciebie też, Mike - przytulił go mocno. - Muszę to powiedzieć rodzicom, braciom. Niech każdy wie, że mój cudowny narzeczony urodzi najpiękniejsze dzieci na świecie.

- My będziemy mieć najcudowniejsze dzieci na świecie - poprawił go.

- Mój kochany - zacmokał i pocałował go mocno. - Nawet nie wiesz, jak cię kocham.

- Wydaje mi się... że wiem - oddał pocałunek.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejka kochani! Wybłagaliście to macie nexta a pd przyszłego tygodnia postaram się bardziej trzymać rozpiski którą możecie znaleść w opisie mojego profilu

Wejdźcie tam i zobaczcie i ewentualnie piszcie co zmienić!

Miłego i czekam na komentarze 😇

Pink Slice  /Muke/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz