Rafael śledził każdy jej ruch. Zaczął podejrzewać, iż Jeanette próbuje zaskarbić sobie jego uwagę. Nie mógł zaprzeczyć, iż ostatnimi czasy trochę ją zaniedbywał, lecz to wcale nie świadczyło o braku miłości, przeciwnie, kochał ją całym sobą. Uniósł dłoń i lekko pogłaskał jej bladoróżowy policzek.
–Powiedz co cię trapi? – szepnął.
Zazwyczaj Jeanette kochała, gdy Rafael tak do niej mówił, lecz w tej chwili, znienawidziła go. Znów poczuła się, jak mała dziewczynka, która nie radziła sobie z błahymi problemami.
– No dalej wyduś to wreszcie z siebie i nie każ mi dłużej czekać – dopowiedział zniecierpliwionym tonem.
– Dobrze wszystko ci wyjaśnię, ale będziesz musiał gdzieś ze mną pójść – Wskazała ręką w stronę drzwi.
Tym stwierdzeniem totalnie zbiła go z pantałyku. Gdzieś iść? Po co? Sprawa musiała być rzeczywiście poważna. Nie chciał pokazać, że te słowa wprowadziły zamęt, w jego dotychczas poukładanym umyśle. Przyodział na twarz kamienną maskę obojętności, by zamaskować kotłujące się w nim emocje. W przeciwieństwie do małżonki potrafił idealnie zakamuflować uczucia. Był mistrzem opanowania i aktorstwa. Gdyby poświęcił się karierze filmowej zdecydowanie otrzymałby Oskara, za tę wybitną kreację. Jednakże czujne oko Jeanette spostrzegło, że jej mąż nagle zmienił swoje nastawienie. Znała go już tyle lat. Ile to już minęło? Byli ze sobą od ponad siedmiuset lat. Tak łatwo nie mógł jej oszukać.
– Dobrze, skoro taka jest twoja wola, chodźmy. Prowadź Jeanette – Imię kobiety wymówił z pewnego rodzaju naciskiem, wyraźnie je intonując.
Nie miała już sił, dłużej patrzeć mu w twarz, dlatego odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi, a on szedł tuż za nią. Zaczęła modlić się w duchu, by Bóg zesłał jej potrzebne siły. Jakże teraz bardzo ich potrzebowała.
Minęli korytarz i przedpokój, po czym opuścili wnętrze ciepłego domu. Niebo już się rozpogodziło, przestał padać deszcz, a grzmoty ucichły. Wiatr przegonił wszelkie chmury i teraz nad ich głowami rozpościerało się gwieździste niebo.
– Spójrz Rafaelu, jakie piękne gwiazdy. Pamiętasz te nasze nocne spacery z młodości, gdy jeszcze byłam niczego nieświadomą dziewczyną? – Zerknęła na niego wymownie. – Później, gdy byłam twoją żoną spojrzałam ponownie w niebo i wiesz co tam zobaczyłam? To było niezwykłe. Niebo było jeszcze czystsze i piękniejsze, a gwiazdy zdawały się jaśnieć intensywniejszym blaskiem. Do dziś to zjawisko cieszy moje oczy.
Nie mógł uwierzyć, że jego żona była tak nieroztropną osobą. Czyżby zapomniała już o tym co chciała mu pokazać? A może po prostu zwlekała, gdyż obawiała się jego osądu? Pomimo zżerającej go ciekawości postanowił, że nie będzie nalegał. Jeśli zechce to wkrótce sama pokaże mu to, co przed nim ukrywała.
Stali tak przez chwilę i wpatrywali się w niebo. Jeanette nie słysząc żadnych słów z ust męża dotyczących ich młodości, stwierdziła, że trzeba iść dalej.Podbudowana przez wspomnienia ich wspólnej przeszłości, ruszyła odważniejszym krokiem w stronę lasu. Rafael natychmiast zorientował się, gdzie jego żona go prowadziła.
– Chyba nie idziemy do tego starego domku – Te słowa wyrwały się z jego ust mimo woli. Nie musiał pytać, znał odpowiedź.
Jeanette tylko spojrzała w jego stronę i przymknęła powieki na znak potwierdzenia. Rafael spojrzał w rozpościerającą się przed nimi ciemność. Zaczął intensywniej się zastanawiać, o co mogło chodzić jego żonie. W najbliższym czasie przecież nie zauważył jakichś dziwnych oznak w jej zachowaniu. Była tą samą osobą, co zawsze, czułą i kochającą. Nie mogła przecież popełnić żadnego przestępstwa, ani niczego podobnego. Nie byłaby do tego zdolna. Rozbiegane myśli i niecodzienne uczucie skołowania nie dawały mu spokoju, przez co stał się nieco nieuważny i zdezorientowany. Od czasu do czasu łypał oczami na swą wampiryczną wybrankę, która szła w skupieniu, nie zaszczycając jego osoby żadnym słowem.
CZYTASZ
NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka Pandory
Vampire[ZAKOŃCZONA] Moje życie to wielkie kłamstwo. Stek bzdur i oszustw, które doprowadzają do szaleństwa. Nie mogę być sobą. Całe życie udaję kogoś kim nie jestem. Kiedyś słyszałem, że aby być szczęśliwym trzeba nauczyć się kochać. Bzdura... To właśnie...