ROZDZIAŁ 1

737 43 13
                                    

1.

LOS ANGELES, lipiec 2016

Dzień zapowiadał się dobrze. Poranne słońce oświetlało jasny, szpitalny gabinet. Budynek właśnie budził się do życia po nocnym marazmie. Doktor Parker spojrzał na ścienny zegar. Właśnie wybiła godzina siódma. Jego nocna zmiana dobiegła końca, jednakże miał jeszcze dużo papierów do uporządkowania, których nie zdążył przejrzeć podczas nocnego dyżuru. Nie chciał przenosić pracy do domu więc postanowił, że zostanie jeszcze chwilę w swoim gabinecie. Czas, który w nim spędzał był bardzo pracowity - pomyślał. Nieustannie ktoś potrzebował jego pomocy. On natomiast nie skarżąc się, udzielał jej z ogromną satysfakcją. Dzięki temu zajęciu czuł, że jest bardzo potrzebny. Nie zamieniłyby tej pracy na żadną inną. Przecież to właśnie ona w głównej mierze wyznaczała sens jego istnienia. Czuł się szczęśliwszy widząc zadowolone twarze pacjentów. Najbardziej bolały go sytuacje, w których nie mógł powziąć żadnych kroków, aby ulżyć w cierpieniu chorym. Odczuwał wówczas ogromną bezsilność i beznadziejność. Chciał dla wszystkich jak najlepiej. Pragnął ocalić jak najwięcej istnień. Miała to być swego rodzaju rekompensata za krzywdy, które wyrządził w młodości. Rozmyślanie nad dokumentacją i przeszłością tak go pochłonęły, że nie zauważył, gdy na zegarze wybiła dwunasta. Na zewnątrz było coraz bardziej goręcej i słonecznie. Doktor Parker wyczuł to i stwierdził, iż to idealny moment, aby pojechać do domu i odpocząć w jego zaciszu. Uniósł się ze swego siedziska i zaczął układać papiery, których jeszcze nie przejrzał w jeden, równy stosik, gdy nagle do gabinetu weszła pielęgniarka. Była to niska kobieta o kręconych włosach i pulchnych kształtach. Na widok doktora uśmiechnęła się szeroko i zatrzepotała zalotnie rzęsami. Większość szpitalnego personelu, zwłaszcza płci żeńskiej uważało, że doktor Parker powinien pracować jako model, ze względu na swój pociągający i atrakcyjny wygląd. Był wysokim szatynem o błękitnych oczach i zgrabnej, wysportowanej figurze. Aż ciężko było uwierzyć, że ktoś taki bardzo angażuje się w to, co robi i spełnia swoje powinności jak najlepiej potrafi.

- Dzień dobry Panie Doktorze. Widzę, że jeszcze nadal na posterunku - pulchna pielęgniarka posłała w stronę mężczyzny szeroki, przyjacielski uśmiech. Doktor Parker odwazajemnił ten gest, ponieważ bardzo lubił ową pielęgniarkę. Zresztą, żył w całkowitej zgodzie ze wszystkimi ludźmi, którzy pracowali w tym szpitalu. Inni to zauważali, dlatego darzyli doktora takim szacunkiem.

- Dzień dobry Elizabeth. Masz dla mnie jakieś nowe wieści - doktor Michael Parker był zawsze gotowy do udzielenia pomocy. Pielęgniarka zbliżyła się do biurka i wyjęła z fartucha małą, żółtą kopertę.

- Kurier przywiózł go dziś rano. Jest zaadresowany do Pana. Postanowiłam, że osobiście go Panu dostarczę - kobieta ponownie się uśmiechnęła. Doktor Michael był lekko zdezorientowany. Znał tylko jedną osobę, która mogła dopuścić się czegoś takiego i przysłać mu wiadomość na adres szpitala. Co więcej od dawna czekał na wiadomość od niej. Miał nadzieję, że jego przeczucia się ziszczą.

- Bardzo Ci dziękuję, że dostarczyłaś mi ten list. Długo na niego czekałem - Michael odebrał list z rąk kobiety i intensywnie się w niego wpatrywał. Szukał czegoś co pozwoliłoby mu uwarunkować domysły.

- Nie ma za co dziękować doktorze. Zrobiłam to z ogromną przyjemnością. Życzę miłego dnia - kobieta ponownie uśmiechnęła się zalotnie w stronę doktora i wyszła z gabinetu. Michael nie mógł się doczekać aż otworzy kopertę i sprawdzi, kto jest nadawcą tej wiadomości. Ponownie usiadł w wygodnym fotelu. Rozciął wierzchnią część koperty i wyciągnął mały arkusz papieru. Był lekko pożółkły. Na myśl przychodziła mu tylko jedna persona, która stosowała tego rodzaju papier w swych korespondencjach. Zaczął czytać i już wiedział, że jego intuicja się nie myliła. To był jego ojciec. Nie ten prawdziwy, lecz ten, który ofiarował mu nowe życie. Pragnął zobaczyć się z nim i jego rodziną. Zresztą jeszcze ani razu nie miał okazji poznać swoich wnucząt, jak to pieszczotliwie określał nowych członków rodziny Michaela. Dotąd nie było okazji, żeby pojechać do Londynu - pomyślał doktor. Rzeczywiście, już bardzo dawno nie odwiedzał swojego ojca. Być może to idealna okazja, aby znów tam powrócić i zamieszkać na jakiś czas. On i jego bliscy mogliby oderwać się od trosk, które przytłaczają ich w tym mieście i zacząć od nowa gdzie indziej. Taka odmiana najbardziej przydałaby się najmłodszemu członkowi jego wspólnoty. Ten chłopak jeszcze nie znalazł z nim wspólnego języka, ale czy odnalazł go z kimkolwiek? Faktycznie jedyną osobą, z którą wydawało się, że ma jakieś wspólne zdanie była Selene. Jednakże to i tak nie wystarczyło, aby utemperować krnąbrny charakter młodzieńca. Nie starał się zaklimatyzować. Cały czas toczył z nimi walkę. Doktor Parker zastanawiał się, co chce w ten sposób uzyskać. Nie zdawał sobie chyba sprawy, że niszczy własne życie. Oni chcieli mu tylko pomóc, a on ciągle odwracał się do nich plecami. Cóż będę musiał znaleźć inny sposób, aby do niego dotrzeć - pomyślał Michael. Skoro kary i zakazy nie przynoszą oczekiwanego skutku to musi być jakaś inna droga. Być może czasem był dla niego zbyt surowy, ale robił to tylko ze względu na jego dobro. Doskonale wiedział, iż chłopak nie potrafił podejmować racjonalnych decyzji. Miał nadzieję, że po wyjeździe do Londynu zmieni swoje nastawienie. W gruncie rzeczy była to tylko nadzieja, nie całkowite przekonanie. Żywił wewnętrznym przekonaniem, iż jego własny ojciec pomoże mu w nakierowaniu chłopca na właściwe tory. Nie mógł go teraz porzucić. Obiecał jego siostrze, że się nimi zajmie i zamierzał dotrzymać słowa. Treść listu bardzo go poruszyła. Miał ogromną ochotę, aby zadzwonić do ojca i usłyszeć jego głos. Wiedział jednakże, iż Wiktor nie do końca był przekonany, co do cudów nowoczesnej techniki, czego dowodem były wysyłane przez niego listy. Doktor Parker musiał jak najszybciej podzielić się dobrymi nowinami ze swoją rodziną. Podjął już decyzję. Pośpiesznie wyszedł z gabinetu. Zapowiedział dyżurującym pielęgniarkom, iż w razie potrzeby jest pod telefonem i mogą go wezwać. Po załatwieniu wszystkich istotnych spraw wreszcie mógł spokojnie udać się do domu.

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz