2.

116 20 13
                                    

******

Wszyscy szczęśliwi, rozgadani. Każdy miał coś do powiedzenia, radośni, beztroscy. Uczucie pustki i samotności znów powróciło, tym razem ze zwiększoną siłą i przykuło go do mebla, na którym siedział. Nie pojawił się na zajęciach nie dlatego, bo nie znał numerku sali. To nie był główny powód. Było mu wstyd. Coraz częściej zdarzało mu się odczuwać to uczucie. Próbował się go pozbyć, na próżno. Czego było mu wstyd? Najbardziej wstydził się samego siebie, tego kim był, jakim się jawił, czego pragną i o czym myślał. Wstydził się własnego oblicza, odbicia w lustrze, a jednak, gdy ponownie ujrzał tego jasnowłosego gogusia przysiadającego się do stolika znajomych z grupy, zapomniał o tym uczuciu. Teraz w jego głowie dudniła nieposkromiona chęć przywalenia chłoptasiowi i wywleczenia go z tej stołówki, możliwie jak najdalej. Zacisnął pięści, które ulokował na stole i przełkną głośno ślinę. Jakże pragnął się napić, nie z woreczka, prosto z żywej, naprężonej tętnicy. Głodnymi oczami patrzył, jak chłopak radośnie gestykuluje dłońmi, rozśmieszając przy tym Latynosa (pewnie opowiadał jakiś kawał, albo śmieszną historyjkę z jego gównianego życia). Raz zarazem kierował swe oczy w stronę brunetki, posiadającej cudne rumieńce na pyzatych policzkach. Uśmiechał się do niej subtelnie, głaszcząc ją po dłoni, a w pewnej chwili objął ją nawet w pasie przytulając się do niej i śmiejąc się do rozpuku ze słów ciemnowłosego rodzynka. Drake wyobrażał sobie, jaki dźwięk wydaje jego kość podczas rozszczepiania się na milion drobnych kawałeczków. Mógłby przysiąc, że słyszy ten zimny, przeszywający głuchą ciemność trzask, dudniący w uszach. Zmarszczył groźnie brwi, zacisnął usta i pomarszczył czoło. Z takim wyrazem twarzy nie wyglądał zbyt zachęcająco, tudzież chłopak siedział sam, a wszyscy, którzy go mijali, robili to w bezpiecznej odległości. Nienawiść, tylko to było dostrzegalne w pociemniałych od zazdrości i gniewu oczach. Bezczelnie gapił się na brunetkę i jej nowego partnera. Jeszcze do niedawna obserwował ją i śledził. Z każdym dniem obsesja na punkcie dziewczyny rosła, zwiększała swe rozmiary, a Drake kąpał się w istnej psychozie. Wiedział gdzie mieszka, gdzie ma pokój, jak ma na imię jej brat i rodzice, nawet wiedział, jak wabi się jej zakichany cooker spaniel, który węszył go za każdym razem, gdy zbliżał się do jej ogródka. Ujadał jak opętany z wnętrza pomalowanego na liliowy kolor pokoiku. Wówczas dziewczyna odsuwała zasłonę, okalającą największe okno i wychylała się, by móc dojrzeć kogoś, lub coś. Lecz nie była w stanie ujrzeć tego, co czyhało w ciemnościach sąsiedniej ulicy. Gdy wszystkie światła w domu gasły, mroczna postać wychylała się z cienia i przemykała między oparami mgły, by podkraść się możliwie, jak najbliżej okna i patrzyć na postać nieruchomej dziewczyny, pogrążonej we śnie. Jej wargi lekko drgały, poruszane przez muśnięcia powietrza, a gałki oczne wywracały się na różne strony. Klatka piersiowa unosiła się swobodnie, przykryta grubym materiałem kołdry, zakrywającym czasem jej ramiona i piersi, okrągłe i sterczące. Drake zamrugał niespokojnie powiekami. Nachodzącego go obrazy były tak żywe i realistyczne, iż chłopak w pewnej chwili myślał, że znów przechadza się nocą, poszukując woni i domu dziewczyny. Szaleństwo, to było dobre określenie, miał fioła na punkcie tej ludzkiej skorupy, tak wabiącej, tak pięknej, a zarazem słabej w swym jestestwie. Drake pochylił się nad stolikiem. Przed nim nie leżało dosłownie nic, nawet notes, który nieraz spoczywał na blacie, teraz spokojnie leżał we wnętrzu mrocznego, dusznego plecaka. Objął się rękoma w pasie, a nawiedzająca go fala myśli nadpłynęła i obiła się o brzegi zmęczonej psychiki. Dzień, w którym po raz pierwszy śledził ją. Było to po zajęciach. Wówczas lady wredność, ani żadne z jej paczki, jeszcze nie nękało brunetki i nie chadzało za nią krok w krok. Wampir mógł wtedy swobodnie za nią podążać, czuć jej ciepło, wyczuwać stabilny puls, który od czasu do czasu przyspieszał na widok nieznajomych ludzi. Lecz co najważniejsze mógł więcej czasu przebywać w jej towarzystwie i choć ona nie miała o tym bladego pojęcia, Drake traktował to, jak spotkanie towarzyskie. Szedł za nią na jej przystanek, patrzył, jak wsiadała do autobusu, metra, jak oddala się od niego, pozostawiając tylko podmuchy zimnego powietrza, targające jego ciemne, nastroszone włosy. Patrzył na nią, gdy w weekendy zostawała w domu i opiekowała się młodszym bratem. Gdy jeździła do miasta i pomagała swej matce w kwiaciarni, należącej do pani Bergman. Wreszcie, obserwował ją, gdy po prostu wychodziła na spacer z durnym kundlem, który jakby wyczuwając zagrożenie, warczał i ujadał zdradliwie. Bywały też takie momenty, w których brunetka była sama w domu. Wtedy odrabiała lekcje i szykowała się na powrót brata i rodziców. Była sama. To napawało Drake'a dziką rozkoszą, wówczas czuł coś na wzór szalonego pożądania. W każdej takiej chwili pragnął po prostu bez żadnych oporów wejść do domu brunetki i.... Nigdy wcześniej nie posądziłby nawet samego siebie, o takie brutalne i perwersyjne myśli. Dziewczyna stała się dla niego używką, narkotykiem, który musiał spożywać. Na razie wystarczało mu tylko patrzenia, ale z każdym dniem czuł, jak jego ciało domagało się więcej i w momentach, w których wiedział, że jest sama nie mógł oprzeć się pokusie, by wejść do jej domu i spróbować, jak smakuje ta delikatna, wypielęgnowana, musnięta przez słońce skóra. Od każdej takiej myśli płoną wewnątrz, nakręcając się i podniecając. Jeszcze nikt nigdy nie doprowadzał go do takiego stanu. Obiecał sobie, że kiedyś odważy się i podejdzie jeszcze bliżej. Teraz czekał, zachowując względny spokój. Lecz przeczuwał, iż jego czas nadejdzie wkrótce.

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz