ROZDZIAŁ 55

213 24 10
                                    

Nocne koszmary uległy zatarciu w świadomości wampirzycy, zastąpione przez wydarzenia dzisiejszego poranka. Jedynie niekomfortowe uczucie niewiedzy doskwierało dziewczynie i sprawiało, że miała ochotę zapłacić największe pieniądze świata, by wreszcie rozwikłać tę dziwną zagadkę. Selene dobrze się bawiła. Nie ukrywała tego, iż bardzo lubiła przebywać w towarzystwie chłopaków z zespołu. Z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczajała się do ich obecności i wygłupów. Chłopcy, choć sprawiali wrażenie poważnych, potrafili dobrze się bawić i na okrągło śmieszkować ze wszystkiego. Na ustach Selene wykwitał szeroki uśmiech, gdy byli w pobliżu. Dzisiejszego dnia zagrali kilka kawałków, sprawdzili nowe instrumenty, które przed nastrojeniem wydawały płaczliwe dźwięki. Uzgodnili jeszcze kilka kwestii związanych ze współpracą, których wcześniej nie ustalili i mogli zabierać się za poważną pracę. Selene kochała to zajęcie. Przy rytmach muzyki mogła zapomnieć o otaczającym ją świecie i problemach. Te krótkie chwile, dawały jej niewysłowione poczucie szczęścia. 

- Świetnie poradziłaś sobie z tym kawałkiem. Wiedziałem, że masz kawał głosu. Zaśpiewałaś to tak, jak to sobie wymarzyłem - chłopak o imieniu Jason, podał kubek z kawą dziewczynie, po czym razem obserwowali, jak Bradley i Aaron zmagają się z ulokowaniem instrumentów, pod jedną ze ścian, tak by nikomu nie przeszkadzały. Próby zespołu odbywały się w garażu Aarona, dlatego chłopcy tak bardzo dbali, by zachować tam porządek. Aaron musiał mieć jeszcze miejsce, by zaparkować tam samochód. Marzyli o własnym studiu nagraniowym i sali, w której mogliby rozłożyć sprzęty, lecz najpierw musieli na to zapracować. 

- Dzięki, staram się jak mogę.

- Staraj się tak dalej, przed nami wielka kariera - chłopak uśmiechnął się miło i wziął łyk kawy z papierowego kubka. Selene nie chciała go martwić. Nic nie rzekła, lecz gdzieś w głębi siebie wiedziała, że nie zostanie z nimi na zawsze i ta myśl przyprawiła ją o zły humor. A dzień zapowiadał się tak dobrze. 

- Słuchaj, tak sobie myślałem. Świetnie nam się współpracuje i w ogóle. Pomyślałem sobie, że może chciałabyś wyskoczyć z nami w weekend na jakiś dobry film, albo do klubu? Może w te sobotę, co ty na to?

Selene oderwała swój wzrok od dwóch chłopaków, którzy znieśli już prawie wszystkie instrumenty, po czym przeniosła go na opierającego się o jedną z metalowych półek szatyna.

- No weź. Nie daj się prosić Selene. Jesteśmy teraz przyjaciółmi. Gramy w jednym zespole. Fajnie, by było spędzić razem czas.

Jason uśmiechnął się uroczo, a na jego policzki wystąpiły lekkie rumieńce. Wyglądał przeuroczo. Jak mały chłopczyk, który prosi o pozwolenie swej rodzicielki. 

- Wybacz, ale w sobotę nie mogę - Selene znowu przeniosła wzrok na Bradley'a i Aarona. Nie zauważyła, że w oczach szatyna pojawił się cień bólu. 

- Rozumiem, a w piątek?

Dziewczyna myślała, że chłopak odpuści, lecz on był bardzo zawzięty i za wszelką cenę próbował namówić ją na wyjście. Selene irytowało to, że każdy chłopak, którego ledwo znała chciał się z nią umawiać, a ona nie koniecznie tego oczekiwała. 

- Niestety nie dam rady. W weekend wyjeżdżam do rodziny, która mieszka w Manchesterze, więc nie będzie mnie w domu.

- Super, też byłem kiedyś w Manchesterze. Fajne miasto. No to może innym razem, dasz się wyciągnąć?

- Ok - Sel przytaknęła chłopakowi, a ten nagle się rozpromienił. 

- Dobra, zwijam się, mam robotę od piętnastej, ale muszę być wcześniej.

Aaron oznajmił z chrypą w głosie. Selene lubiła słuchać tego głębokiego, męskiego głosu. 

- Ja też muszę spadać. Mam jeszcze dodatkowe lekcje. Uczę jakiegoś szczyla gry na perkusji - Bradley teatralnie westchnął i schował pałki perkusyjne do torby, którą ze sobą przyniósł, czyniąc przy tym cierpiętniczą minę. 

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz