Dźwięk domowego dzwonka oderwał ją od zajęcia, które dotychczas zajmowało jej dłonie. Otarła je suchą ściereczką i wyszła z kuchni, by otworzyć drzwi przybyłym osobom. Oczywiście doskonale wiedziała kim mogły być owe istotki.
- Dobry wieczór! My do Kariny – Coralin odezwała się jako pierwsza i obdarzyła matkę brunetki, szerokim, a zarazem uprzejmym uśmiechem. Kobieta odwzajemniła ten miły gest.
- Wchodźcie. Karinka jest na górze w swoim pokoju. Czeka na was. Mówiła, że wybieracie się na imprezę do Chrisa? – kobieta uśmiechnęła się pod nosem i ugościła przyjaciółki córki, luźną rozmową.
- Tak. Wie pani, jaki jest Chris. Tak na marginesie, to proszę się nie martwić o Karinkę. Później odwiozę ją do domu. Coś czuję, że Chris nie będzie w stanie – Coralin puściła oczko w stronę matki Kariny, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. Jeniffer zakryła usta dłonią, cicho chichocząc, natomiast pani Bergman podparła się pod boki i również wygięła usta w serdecznym uśmiechu.
- Wspaniale. Pamiętajcie żadnego alkoholu, papierosów, ani innych tego typu używek. A no i zapomniałabym, żadnych studenckich zabawach. Rozumiemy się? – szatynka uniosła do góry palec i pogroziła nim dziewczynom, zachowując przy tym zabawną minę. Nastolatki wiedziały, że pani Bergman nie mówiła tego na poważnie, dlatego uczyniły słodkie minki i pokiwały łebkami.
- No dobra, już was nie zatrzymuję.
- Dziękujemy! – Coralin i Jeniffer krzyknęły w tym samym czasie, po czym obie z torbami wypchanymi po brzegi ciuchami oraz kosmetykami, wbiegły po schodach o mało nie tracąc przy tym równowagi. Lorein patrzyła na tę scenę z nieukrywanym zadowoleniem na twarzy. Cieszyła się, że jej córka ma takie wierne i oddane przyjaciółki. W dzisiejszych czasach ciężko o kogoś szczerego i dobrego, a jej córeczka miała to szczęście, że właśnie znalazła takie osoby. Pani Bergman nie przeszkadzając dziewczynkom, ruszyła do kuchni, by zająć się dalszym zmywaniem naczyń. Tymczasem dziewczyny zdążyły już rozgościć się w pokoju przyjaciółki (to znaczy rzuciły swoje torby na ziemie i zaczęły przeglądać przyniesione w nich ciuchy oraz kosmetyczki z mnóstwem przeróżnych kosmetyków i pianek do włosów). Żadna z nich nie mogła zdecydować się na to, jaką kreację założyć na dzisiejszą imprezę, w związku z tym postanowiły, że co trzy głowy to nie jedna i w trójkę poradzą sobie z tym arcytrudnym wyzwaniem. Ten kto jest dziewczyną doskonale zrozumie ten problem.
- Co sądzicie o tej? – Coralin wyciągnęła z torby falbaniastą sukienkę z odkrytymi ramionami, w panterkę i łakomie się do niej uśmiechnęła.
- Niezła jest! Przymierz! – Jennifer pisnęła z entuzjazmem, a następnie podbiegła do koleżanki, by pomóc jej rozłożyć ową sukienkę.
- Nie jest przypadkiem za krótka, za cienka i zbyt no wiecie, roznegliżowana, jak na tę porę roku? – Karina przerwała zabawę dziewczynom, wtrącając się do tej wymiany zdań i unosząc jedną brew do góry w geście wyrażającym sceptycyzm.
- Daj spokój Kari! Idziemy na imprezę do mojego chłopaka a nie na stypę. Zresztą, zobaczycie wewnątrz się rozgrzejemy – blondynka najpierw machnęła ręką, a później poruszyła brwiami z cwanym wyrazem twarzy. Zarówno Jeniffer, jak i Karina odczytały ten ukryty przekaz i zrozumiały koleżankę.
- To jak? Mam ją założyć, czy nie bo sama już nie wiem. Okropnie nie mogę się zdecydować...
- Jak kobieta w ciąży! A może ty jesteś w ciąży!? – Jeniffer pacnęła otwartą dłonią w ramię koleżanki, po czym zaniosła sią tak histerycznym i głośnym śmiechem, iż wszystkie osoby przebywające w tym domu, bardzo dobrze ją słyszały. Karina pomyślała sobie, że dobrze, iż jej rodzice i brat są takimi spokojnymi ludźmi, rozumiejącymi innych. Zapewne komuś zrzędliwemu, takie głośne i energiczne zachowanie rudowłosej dziewczyny, przeszkadzałoby.
CZYTASZ
NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka Pandory
Vampire[ZAKOŃCZONA] Moje życie to wielkie kłamstwo. Stek bzdur i oszustw, które doprowadzają do szaleństwa. Nie mogę być sobą. Całe życie udaję kogoś kim nie jestem. Kiedyś słyszałem, że aby być szczęśliwym trzeba nauczyć się kochać. Bzdura... To właśnie...