******
Czekał w jego pokoju. Kiedyś przecież musiał się pojawić. Nie mógł wiecznie przed nim uciekać. Dziś skonfrontuje się z nim i porozmawiają oko w oko, jak prawdziwi mężczyźni. Michael przygryzł wargę i chwycił za zgięte kolana. Siedział na łóżku młodszego brata wyprostowany, niczym pilny uczeń, chcący wychwycić każdą ciekawostkę wypowiedzianą przez nauczyciela. A może jego postawa wyrażała coś przeciwnego? Czyżby czekał na karę? Tak właśnie się czuł. Ścięcie, miał wrażenie, że skazano go na ścięcie. Być może nie głowy, lecz czegoś co w tej sytuacji sprawi, iż poczuje się martwy wewnętrznie. Słowa potrafiły ranić, bardziej niż tępe narzędzia. Jego wzrok był tępy. Wpatrywał się nim w drzwi, nasłuchując nawet tych najcichyszych szmerów. Drake lubował się w skradaniu, dlatego Michael wytężył wszystkie zmysły, by móc złapać go na gorącym uczynku. Doczekał się tej chwili. Drewniana powłoka masywnych drzwi ustąpiła, wpuszczając do wnętrza, nieco korytarzowego, lekko dusznego powietrza. Kilka promyków światła przedarło się na zaciemnione peryferia mroku, głaszcząc jego powierzchnie szklistymi palcami. Czyniły to wielce delikatnie, by nie rozproszyć królującej czerni. Cóż to było za dziwne zjawisko. Tym bardziej Mike czuł niepohamowaną chęć ulotnienia się z tego miejsca w trybie natychmiastowym. Widok wściekłego chłopaka utwierdził go w tym przekonaniu. Drake emanował czymś na pozór dzikiego szaleństwa, a zarazem furii, wywołanej przez niespodziewanego gościa. Doktor Parker uniósł się z pozycji siedzącej i wyprostował. Ponownie poczuł się jakoś tak nieswojo, jakby ktoś zmusił go do uczestniczenia w jakimś szalonym spektaklu. Atmosfera zgęstniała, a Michael miał wrażenie, że z każdym kolejnym wdechem traci oddech i jasność umysłu. Powietrze przesiąknięte było uszczypliwością i jadem, roznosząc negatywną energię na każdy skrawek tego pomieszczenia. Mike odchrząknął, przerywając panująca wokół nich ciszę i wymianę złowrogich spojrzeń.
- Nareszcie jesteś. Nie wróciłeś na noc do domu. Gdzie byłeś? – założył ręce na piersi, by ukryć drżenie dłoni, wywołane przyspieszonym biciem serca. Rozmowa z Drake'iem przyprawiała go o gęsią skórkę. Nie zamierzał pokazywać młodszemu bratu, iż czuje przed nim strach, dlatego tak bardzo silił się, by ukryć swe dłonie przed jego dzikim, aczkolwiek badawczym wzrokiem. Twarz młodzieńca stężała, przypominając balową maskę, zakładaną podczas horrorystycznych imprez. Po chwili na jego ustach pojawił się nieszczery i zepsuty uśmieszek, bezczelny, wyzywający starszego brata do pojedynku.
- Nie mów, że zaczęło cię to obchodzić. Dobrze wiem, że świętujesz kiedy nie ma mnie w domu. – Drake rzucił pogardliwie w jego stronę, po czym rzucił plecakiem o ziemię. Podszedł do jednej z komód i zaczął w niej grzebać, w poszukiwaniu jakichś ciuchów na imprezę. Jeśli chciał na nią iść, musiał się wykąpać i przebrać. Może wizualnie nie prezentował się, jak żebrak, lecz z pewnością tak pachniał, jak stara, obszczana pielucha. Mike stał sztywno, niczym posąg i nie ruszał się z miejsca. Obserwował bruneta w niemiłym napięciu, podczas wykonywanej przez niego czynności. Tego właśnie się spodziewał, argonacji i braku poszanowania z jego strony. Musiał sprawiać wrażenie stanowczego i nie bojącego się żadnych wyzwań. Ponownie odchrząknął.
- Nie sprowokujesz mnie tym zachowaniem, więc nie wysilaj się. Chcę z tobą tylko porozmawiać, jak brat z bartem. Martwiłem się. Ani ty, ani Selene nie wróciliście na noc. Bałem się, że coś wam się stało, ale twoja siostra potrafiła, chociaż napisać i dać znać, że nie pojawi się w domu, a ty? Muszę dowiadywać się od twojej wychowawczyni, że szlajasz się po jakimś metrze, po drugiej stronie Londynu! Z łaski swojej, przestań uprawiać tę dziecinną farsę i powiedz, co do diaska tam robiłeś!? – z każdym kolejnym wypowiadanym słowem ton Mike'a przyspieszał i podwyższał się, przybierając nutę siły, zdecydowania, a zarazem strachu. Drake wysłuchiwał tych słów w milczeniu, marszcząc brwi, stał tyłem do brata, nie patrząc na jego twarz, a jedynie na swe dłonie, w których dzierżył czarny materiał, jednej ze swych koszulek. Lecz gdy Michael wypowiedział ostatnie słowa, ciało chłopaka znieruchomiało. Prezentowało się, jak pusta, twarda skorupa, wypełniona po brzegi pustką. Powoli się odwrócił i spojrzał prosto w oczy starszego wampira. Mike ciężko oddychał. Ta sytuacja wykańczła go nie tylko psychicznie, lecz również i fizycznie. W tej chwili to Drake był górą. Dominował nad swym przeciwnikiem i w każdej chwili mógł go swobodnie zmiażdżyć.
CZYTASZ
NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka Pandory
Vampire[ZAKOŃCZONA] Moje życie to wielkie kłamstwo. Stek bzdur i oszustw, które doprowadzają do szaleństwa. Nie mogę być sobą. Całe życie udaję kogoś kim nie jestem. Kiedyś słyszałem, że aby być szczęśliwym trzeba nauczyć się kochać. Bzdura... To właśnie...