8.

63 20 19
                                    

********

- Pij! Pij! Pij! Pij! Pij! Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!  – salwy głośnych okrzyków, chłopięcych śmiechów i dziewczęcych pisków roznosiły się podużym pomieszczeniu, dopasowując się do rytmów lecącej w tle muzyki. W tymmomencie Drake wychylał właśnie kolejny kieliszek, bawiąc się przy tym jaknigdy wcześniej. Któż mógłby przypuszczać, iż młody wampir zakumpluje się zpoczuciem bycia w centrum uwagi i tak chętnie będzie spełniał polecenia, araczej prośby wprawionego w imprezowy nastrój tłumu. Otaczający go chłopcy,widząc fazę na twarzy ciemnowłosego znajomego i wykrzywione usta, krzyczeli jakwariaci, klepiąc się po plecach i wznosząc kolejne toasty. Jeden z chłopcówzamachnął się i uderzył otwartą dłonią w odkryte ramię bruneta. Drake obdarzyłgo zamglonym spojrzeniem, po czym wydał z siebie tak głośny i niekontrolowanywybuch śmiechu, iż pozostała reszta uczyniła to samo. 

- Coś czuję, że zarazbędziemy musiały ich zbierać z podłogi  – Coralin wyrzekła te słowa w stronęoszalałej z radości Kariny. Dziewczyna świetnie się bawiła. Bez wątpieniadzisiejszy wieczór mogła zaliczyć do najbardziej udanych i przynoszących jejnajwięcej uciechy i miłych wspomnień. Samo patrzenie na zadowolonych przyjaciółwypełniało ją dziwną, nieopisaną energią. Aż miała ochotę skakać pod sufit. 

- Są tacy słodcy  – Karina uczyniła maślany wzrok, po czym wlepiła go w postaćwysokiego bruneta, który jak na tak dużą ilość wypitego alkoholu, nieźletrzymał się na nogach. Jego słowa czasem stawały się jedną, niezrozumiałą linią,a język zdawał się tańczyć we własnym rytmie, lecz brunetce ani trochę to nieprzeszkadzało. Dla niej był po prostu słodki. Coralin potrząsnęła głową iuniosła oczy do góry. To wszystko było takie glupie. Impreza dłużyła się jej, aprzeciez powinna dobrze się bawić. Nie mogła. Nie wtedy, gdy on był w pobliżu. 

- Moja kolej! Zdrowieee....!! – Chris wybiegł, a raczej wygramolił się na samśrodek i stanął przed chłopcami, trzymając w uniesionej dłoni kieliszekjakiegoś trunku. Kilka kropelek przezroczystego płynu skapnęło mu na głowę, alechłopak w ogóle się tym nie przejął. Był już tak pijany, iż nawet gdyby przedjego oczami przemaszerowało stado słoni, odzianych w skąpe bikini, niezauważyłby tego. Chwiał się na boki, wykrzykując pojedyncze słowa i najprawdopodobniejpróbując naśladować tekst zasłyszanej piosenki. Nagle Yves podszedł doblondwłosego chłopaka i potrząsnął nim. Ciało Chrisa, bezwładne od nadmiaruspożytych procentów, dostosowało się do jego ruchów, niczym martwy korpus szmacianej lalki. Do przodu, do tyłu. Otwarł usta, próbując wydostać się zobjęć przyjaciela, ale słabo mu to wychodziło. 

- Ja chcę karaoke Chris! Kiedybędzie karaoke?!

Yves uwielbiał karaoke. Prócz muzyki, którą zawsze zajmowałsię, na każdej imprezie u blondynka, musiało być też karaoke. Oczywiście na życzenie ciemnoskórego Latynosa.Nagle gwary wokół grupki znajomych ucichły i wszyscy skupili oczy na Chrisie iYves'ie, którzy stali do siebie przytuleni, jak zakochana para na ślubnymkobiercu. Wreszcie Chris oswobodził się z silnego uścisku Yves'a i poprawił nasobie podkoszulek, który i tak był już mokry od alkoholu i potu. 

- Karaoke! – wrzasnął 

- Kto chce karaoke?! – krzyknął ponownie, tym samym rozbudzająctłum imprezowiczów. Posłyszał, jak do jego uszu dochodzą dźwięki aprobaty,które raczej przypominały jęki wygłodniałych psów i chichot hien. Wszyscykochali karaoke! Niebieskooki chłopak szybkim, aczkolwiek tanecznym (lekkochwiejnym) krokiem podszedł do niewiele odstającego od ziemi stoliczka,szerokiego i długiego, wyglądem przypominającego podeścik i taką też funkcjęsprawował podczas tego wieczoru (i w czasie każdej odbywającej się imprezy).Chris jeszcze raz zakrzyknął z zadowolenia i chwycił mikrofon, znajdujący sięna wysokości jego twarzy. Opanowała go dziwna fala ekstazy i wewnętrznegospełnienia. 

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz