2.

178 21 16
                                    

*****

Dźwięk dzwonka, obwieszczający rozpoczęcie kolejnych w tym dniu zajęć, rozniósł się echem po całym szkolnym budynku. Roześmiani i rozgadani uczniowie, cisnęli się tłumnie w stronę drzwi prowadzących do sal. Pani Bedford spojrzała na zegar. Za półtorej godziny kończyła zajęcia. Wreszcie będzie mogła się poddać słodkiemu, upojnemu lenistwu, choć wiedziała, że w domu czeka ją jeszcze sporo pracy związanej ze sprawdzeniem pracy domowej, dostarczonej jej przez uczniów, nie narzekała. To był właśnie jej czas. Z szerokim uśmiechem na twarzy ukazującym wszystkie w miarę równe zęby, powitała swych podopiecznych, którym poświęcała najwięcej cennego czasu, z racji tego, iż byli jej wychowankami. Pokochała tę grupę od pierwszego spotkania z nimi. Czasem pojawiały się trudności, utarczki słowne, czy fizyczne między niektórymi z uczniów. W każdym z tych przypadków, Margharet Bedford podawała pomocną dłoń, w związku z tym, szybko została okrzyknięta najlepszą nauczycielką roku. Odbierała tę nagrodę z cichym wzruszeniem, skrytym w jej niebieskich oczkach. Drodzy studenci również obdarzali ją serdecznymi uśmiechami, skinięciami głów, bądź głośnym dzień dobry, na które Margharet wybuchała śmiechem i z przyjemnością odwzajemniała wdzięczności.

- Siadajcie moi drodzy! Na dzisiaj przygotowałam coś specjalnego! - powiedziała z niewysłowioną dumą. Uczniowie najpierw spojrzeli na panią nauczycielką, a następnie zmierzyli siebie nawzajem, oczami pełnymi radości i podekscytowania. Pani Bedford przygotowywała najlepsze niespodzianki. Czasem za dobrze wykonaną pracę, zadanie, czy pomoc w klasie, można było otrzymać cukierka, bądź czekoladę, chociaż pani Margharet twierdziła, iż nie należy nadużywać słodyczy. Studenci i tak byli wniebowzięci. Grzecznie usadowili się na zasiadanych przez siebie od samego początku miejscach, po czym około trzydzieści par oczu uważnie jej się przyglądało. Tylko jedne z nich nie były zainteresowane, a mianowicie chyba starały się uciec przed miłym, aczkolwiek karcącym spojrzeniem pani Bedford. Nie udało im się.

- Panie Townshend. Bardzo proszę o zdjęcie czapki i okularów. W szkole obowiązują pewne zasady, które mam nadzieję przyswoił sobie pan. W związku z tym jestem zmuszona poprosić pana o zrealizowanie mej prośby na czas zajęć. Po zakończeniu lekcji, będzie pan mógł ponownie je założyć - pani nauczycielka słodkim głosem zatrzymała jednego z uczniów, który przemykał, jak mu się zdawało, niepostrzeżony pod jedną ze ścian, aż do ostatniej z ławek. Koledzy i koleżanki skupili teraz oczy na sylwetce chłopaka, oczekując na rozwój wydarzeń. Bardzo ciekawiła ich, jego reakcja zwłaszcza, iż wcześniej żaden z nauczycieli, nie śmiał mu się przeciwstawić. Chłopak podszedł do ostatniej ławki, sztywnymi ruchami położył na niej plecak, po czym lekko przygarbiony uniósł głowę i popatrzył na panią Bedford. Stała oparta o biurko i analizowała zachowanie chłopaka. Gdzieś w głębi siebie obwiała się go i Drake dobrze to czuł, niemniej jednak chciała pokazać, że jest twarda i nie lęka się niczego. Wampir powiódł wzrokiem po zgromadzonych uczniach szkoda, że nie mogli dostrzec tych pustych oczu lalki, kryjących się za cienkimi szkłami okularów.

- Panie Townshend to nie koniec czerwca, tylko listopada. Proszę je zdjąć, oraz czapkę - uśmiech na jej twarzy, powierzchownie wydawał się być taki sam jak wcześniej, lecz powieki i policzki drgały od dokuczliwego skurczu. Drake odchrząknął. Czuł, że w gardle zbiera mu się gula, nieprzepuszczająca słów.

- Wolę mieć je na sobie... - odpowiedział zachrypniętym głosem. Nie dość, iż prezentował się, jak ćpun, to jeszcze tak brzmiał. Lecz struny głosowe postanowiły się zbuntować i wydawały dźwięki, niepodobne do głosu chłopaka.

Demoniczne dźwięki.

- Rozumiem, ale musi pan uszanować moje zdanie i pańskich kolegów. Czy widzi pan, by oni nosili na zajęciach okulary przeciwsłoneczne i czapki? Właśnie nie, dlatego proszę zrobić to, o co pana proszę.

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz