2.

601 31 2
                                    

Los Angeles, jedno z najludniejszych miast w stanie Kalifornia. Miasto o wielu obliczach i tajemnicach. Zwane jest przez wielu ludzi 'kreatywną stolicą świata'. Nie bez powodu zyskało takie miano. Rozwija się w nim wiele branż związanych z dziedziną kreatywności. Co najciekawsze, miasto to cechuje wielokulturowość, która jest mocą ożywczą i sprawia, że życie tam nie jest rutynowe. Miejscowi przyzwyczaili się już do innych kultur i narodowości, które odwiedzają ich kraj po czym decydują się zostać tam na stałe. Każdy jest inny, a inność jest w cenie, bo przecież świadczy o kreatywności i szerokich horyzontach. Nawet po zmroku życie nie zamiera. Wręcz przeciwnie przybiera jeszcze większego tempa. Morze ludzi wypływa na ulice w poszukiwaniu nocnych rozrywek i przygód. Nie wiedzą jednakże, że nie powinni zapuszczać się w niektóre ciemne, osamotnione uliczki. Czasem istoty ludzkie giną w nich bez śladu. Mimo usiłowań policji nie zawsze udaje się odnaleźć ciało zaginionego nieszczęśnika. Gdy jednak dochodzi do rozwiązania poruszającej kwestii, pozostawia w pamięci śledczych dotkliwe wspomnienia. Właśnie tego co czai się w mroku, najbardziej obawiają się mieszkańcy Los Angeles. Dlatego starają się unikać je w miarę swych możliwości. W jednej z takich ciemnych i opuszczonych uliczek stał chłopak. Ubrany na czarno, wtapiał się w panujący wokół mrok. Opuszczony, z dala od ludzi wyciągał jeden papieros za drugim i doszczętnie go wypalał. Zawsze to robił gdy bardzo się czymś denerwował. Ponoć takie zabiegi pomagały ograniczyć stres, lecz w jego sytuacji nie było to możliwe. Wszystkie używki nie działały na niego już od wielu lat. Czasem tak bardzo pragnął cokolwiek poczuć. Z biegiem czasu zdawał sobie sprawę, że przychodzi mu to z coraz większym trudem. Taka była cena, którą musiał zapłacić za to czym się stał. Wypalił kolejnego papierosa po czym wyciągnął paczkę by sięgnąć po następnego. Okazało się, że papieros, którego wcześniej wypalił był ostatnim jakiego miał. A niech to. Nie może pójść do pobliskiego sklepu, ponieważ musiałby skonfrontować się z ludźmi a tego bardzo nie chciał. Jego ciało było jedną wielką raną. Kalifornijskie słońce nie służyło mu najlepiej. Poza tym czuł ogromny głód i chęć pozbawienia kogoś życia. Wiedział, że to wbrew zasadom, które były mu wpajane przez siostrę. Nie mógł jednakże powstrzymać nieokiełznanego uczucia jakie w nim wzbierało. Nieustannie toczył walkę z samym sobą. Drżącą dłonią wyciągnął telefon. Była północ. Idealna pora, w której na jaw wychodzą wszystkie demony. Zauważył, że ma kilka wiadomości i nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Selene. Mimowolnie uniósł wyżej telefon i spojrzał na numer siostry. Tak bardzo chciał do niej zadzwonić. Jednakże nie mógł tego uczynić. Gdyby się tego dopuścił pokazałby, że jest słaby i nie potrafi poradzić sobie z życiem, które wybrał. Mike zapewne usiłowałby zamknąć go w klatce i odizolować od innych ludzi jak robił to dotychczas. Nie chciał dać im wszystkim chorej satysfakcji, że górują nad nim. Pośpiesznie schował telefon do kieszeni, aby nie czuć wyrzutów sumienia. Coś jednak sprawiło, że wyciągnął go z powrotem i odczytał wszystkie pozostawione przez Sel wiadomości. Jego siostra bardzo się o niego martwiła i chciała wiedzieć gdzie jest. Nie mógł jej powiedzieć. Sam nie wiedział gdzie wyląduje tej nocy. Jednego był pewien, to nie będzie przyjemne miejsce. Na pewno nie takie, o którym Selene chciałaby usłyszeć. Jego uwagę przykuła kolejna wiadomość. Ponoć Michael miał dla nich jakieś ważne wieści. A to ciekawe, co takiego znowu wymyślił jego ukochany, starszy braciszek. Na treść tego smsa, Drake wyłączył telefon i ukrył go głęboko w czeluściach swojej kieszeni. Nie chciał nigdy więcej słyszeć o Michaelu. Nienawidził go. To ten człowiek był głównym sprawcom jego problemów. Nie próbował ich rozwiązywać, wręcz przeciwnie. Zawsze o wszystko go obwiniał, nawet wówczas gdy nie był winny. Nigdy normalnie z nim nie rozmawiał. Potrafił tylko krzyczeć i rozkazywać. Tego Drake nie cierpiał najbardziej. Poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie pozwoli na to, aby inni nim kierowali. Niestety żyjąc pod jednym dachem z takim socjopatą nie miał innego wyjścia jak po prostu nie wracać do domu. I tak właśnie stał się bezdomny. Całymi dniami przesiadywał na ulicy w cieniu z dala od słońca. Niemiłosierny gorąc robił swoje. Drake czuł, że cała skóra schodzi z niego. Ogromnie go piekła i bolała. Podsunął wyżej rękaw, by ujrzeć jak duże szkody wyrządziło słońce na jego skórze. Na pokrytej tatuażami ręce ukazały się ogromne czerwono sine place. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Wiedział, że musi jak najszybciej się napić, aby się zregenerować. Potrzebował świeżej krwi. Nie jakiegoś gówna z foliowej torebki, którym karmił go Michael. Zsunął rękaw, żeby nie musieć patrzeć na umierającą rękę. Czuł się coraz gorzej. Taki pusty i martwy w środku. Rany piekły tak jakby ktoś przykładał mu do skóry rozżarzone żelazo. Ból odbierał mu resztki zdrowego rozsądku. Czy właśnie tak wygląda piekło? Jeśli tak to Drake wiedział, że już dawno ma tam zarezerwowane miejsce w pierwszym rzędzie. Właśnie ten ból nie pozwalał mu zapomnieć o przeszłości, która odbiła na nim głębokie piętno. Prześladowała go w każdej możliwej sytuacji, odbierając resztki pozytywnej energii i siły. To dlatego się poddał. Najzwyczajniej w świecie uznał, że nie ma już dla niego ratunku. Bolało go, że siostra nadal stara się o niego walczyć skoro on wysyła jej tak jasne sygnały. Selene była uparta. Nie tak łatwo było ją odepchnąć od siebie, chociaż on próbował robić to na wszelkie możliwe sposoby. Nie chciał jej krzywdzić, lecz wiedział, że jest to konieczne. Nagle ujrzał jakieś ledwo widoczne poruszenie w otaczającym go mroku. Mocniej wytężył wzrok. Przeczuwał kto nadchodzi. Jego przybyciu towarzyszył charakterystyczny chłód, który ogarniał Drake zawsze gdy Ned był blisko. Powietrze wokół niego nagle zgęstniało. Ni stąd ni zowąd pojawiły się przed nim sylwetki trzech wysokich mężczyzn. Jeden z nich widocznie wysunięty na przód, sprawiał wrażenie władczego i nieznoszącego sprzeciwu. Był szefem. Pozostała dwójka pokornie stała w cieniu i ze wzrokiem pełnym czci wpatrywała się w wampira o czarnych oczach. Drake nareszcie się doczekał. Miał nadzieję, że jego cierpienie wkrótce się zakończy. Spojrzał na Neda, otępiałymi przez ból oczyma. Ten tylko stał i z lekkim, aroganckim uśmieszkiem obserwował młodego cierpiętnika. Wreszcie postanowił się odezwać i przerwać powłokę milczenia.

 - Przybyliśmy, tak jak nas o to prosiłeś. Widzę, ze nie prezentujesz się najlepiej. - Ned ponownie się zaśmiał. Teraz jego śmiech przypominał sztylety przecinające powietrze. Drake miał ogromną ochotę mu przywalić. Nie mógł tego zrobić. Nie miał siły. Poza tym chciał tylko, żeby ból, który trawił wszystkie jego wnętrzności odszedł. Ned i jego banda byli jego remedium.

 - Potrzebuję pomocy. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Podwiną do góry rękaw i pokazał Nedowi pokrytą strupami rękę.  - Cholernie piecze...

- Pewnie nie tylko to?- zapytał z drwiącym uśmieszkiem Ned. Miał rację. Nie tylko skóra go bolała. Odczuwał ból we wszystkich możliwych miejscach wewnątrz ciała.

- Musisz mi pomóc... Zaraz nie wytrzymam...- wypowiadanie słów przychodziło mu z coraz większym trudem. Nawet nie próbował już łapać powietrza, ponieważ za każdym razem gdy to czynił, czuł jakby miał nóż w gardle, który przecina jego krtań. Drake nie wytrzymał i skulił się w pół przed Nedem. Wyglądał to trochę tak, jakby mu się kłaniał.

-Spokojnie mój przyjacielu. Właśnie po to tu przybyliśmy, żeby Ci pomóc. Wiem doskonale czego Ci trzeba w tej sytuacji.

Drake spojrzał na niego z lekką ulgą. Próbował się wyprostować i mężnie znosić ból, ale ten był nie do wytrzymanie. Jego ciało nie dawało za wygraną.

- Nie dam rady się stąd ruszyć. - z goryczą w głosie odrzekł młody wampir. Ned spojrzał na niego z wyższością i odrzekł władczym tonem.

 - Oczywiście, że dasz radę. Przecież należysz do nas, elity nocy, demonów ciemności. Nie czujesz tego? Mrok powinien Cię wzmacniać. Wyzbądź się uprzedzeń i otwórz się na niego. Poczuj jak wnika i ogarnia wszystkie zakamarki twego ciała. Jak stajesz się silniejszy.

Ned miał rację. Musiał coś zrobić. Nie mógł przecież tutaj zostać. Nie przetrwałby kolejnego dnia. Poza tym już ich wezwał, więc nie może im pokazać, ze boi się czerpać z mocy ciemności. Za każdym razem gdy to robił tracił część swej ludzkiej natury. Jakby ktoś wyrywał cząstkę wspomnień o jego dawnym człowieczeństwie. Im częściej korzystał z tej mocy, tym bardziej stawał się dziki i nieprzewidywalny. Nie był już w stanie sobie zaufać. Nawet twarz, która kiedyś wydawał mu się być znajoma zaczęła należeć do potwora, który chował się gdzieś głęboko. Tylko czekał na to, aby go uwolnić. Uniósł drżące dłonie i zakrył nimi twarz. Nie chciał, aby jego obserwatorzy zauważyli grymas, który ją wykrzywiał. Spróbował sięgnąć do samego dna i poczuł jak coś kleistego i zimnego oplata jego skórę. Nagle zrobiło mu się niedobrze. Musiał to wytrzymać. Tak wiele razy sięgał po tę moc a ona nadal wywoływała w nim to samo obrzydzenie. Gdy śliskie macki oplotły go już całego mógł stwierdzić, że poczuł się trochę lepiej. Na pewno był silniejszy.

- Już lepiej? - usłyszał głos Neda.

 - Tak. Chyba tak. - zauważył, że jego głos również się wzmocnił. Nie był już tak słaby jak poprzednio.

- Dobrze w takim razie możemy iść.- i bez żadnych ceremoniałów Ned ruszył przed siebie w mroczną uliczkę a za nim dwójka jego sługusów.

NIE SPRZEDAM SWOJEJ DUSZY - Puszka PandoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz