Rozdział 2

1.1K 33 1
                                    

Gdy stanęłam przed lustrem w swoim pokoju nieco się przeraziłam.

Pomijając fakt, że świat nadal nie odzyskał kolorów, widok własnego odbicia przyprawiał mnie o ciarki na całym ciele.

Brązowe niegdyś loki teraz oklapły pod ciężarem cieknącej z nich deszczówki. Jak są wilgotne nabierają dodatkowo objętości, jednak były przemoknięte tak, jakbym właśnie wylała sobie na głowę kubeł wody. Przez to stały się jeszcze dłuższe.

Gdy usiadłam przed toaletką poczułam szarpnięcie, a normalnie sięgały niewiele powyżej pasa.

Dalej analizując swój wygląd stwierdziłam, że skóra jest nieco bladsza niż zwykle, ładnie by teraz kontrastowała z odcieniem włosów, ale jednak nie dało się tego zauważyć. Rozmyty tusz do rzęs utworzył pod oczami intensywne cienie, częściowo było to spowodowane deszczem, a częściowo łzami.

"Koniec z użalaniem się nad własną powłoką."

Trzeba było w końcu ściągnąć przemoczony sweter i jeansy. Ubrałam pierwsze dresowe spodnie, które były pod ręką i bokserkę. Zaraz potem poszłam do piwnicy wrzucić mokre ubrania do pralki.

Następną rzeczą, którą musiałam zrobić, było posprzątanie śladów stóp, które pozostawiłam na drodze od frontowych drzwi, przez schody i cały korytarz na piętrze, aż do mojego pokoju.

Nie zajęło mi to wiele czasu, więc wystarczyło jeszcze wrzucić trampki do suszarki i miałam wolne.

Tak.

Chciałabym.

Mama najwidoczniej jadła obiad w domu, bo gdy tylko weszłam do kuchni potknęłam się o puste opakowanie z makaronu.

Na stole pozostawione były brudne talerze, sztućce i szklanka z niedokończoną kawą. Na piecu stały brudne garnki z resztkami...

A zlew...

No cóż, był niewątpliwie najczystszą częścią całego pomieszczenia, nawet na podłodze były plamy od sosu, a długie nitki makaronu wisiały na wieszaku do chochelek.

"Boże. Czy ta kobieta nie umie nic zrobić, bez pozostawienia bałaganu?"

Westchnęłam i zabrałam się do sprzątania.

Nie mam pojęcia, co moja matka tu robiła, ale już nigdy nie pozwolę jej gotować.

"Tylko gdzie ona się podziewa?"

Zerknęłam dla pewności na zegarek, ale jednak się nie myliłam, kilka minut temu wybiła siódma, a samochód stał na podjeździe.

"Ile razy można powtarzać jedną i tę samą rzecz?"

Zawsze powtarzam Alex, by nie marnowała jedzenia, albo chociaż by chowała resztki do lodówki, ktoś na pewno by się później skusił. Teraz po kilku godzinach nie nadają się już do niczego, prócz wizyty w koszu na śmieci.

"Nie no, super, nawet śmieci wyrzucić nie potrafi."

Gdy tylko wysunęłam szafkę z koszem na podłogę wysypała się połowa jego zawartości. Papierowe kubki po kawie ze Starbucksa, opakowania po chińszczyźnie ze sklepu pana Wanga z centrum i mnóstwo papierowych torebek.

"Dobrze wiedzieć, że zrobiła w końcu porządek w samochodzie, ale czy nie mogła wyrzucić tego od razu do pojemnika na zewnątrz?"

- Znów będę mokra - stwierdziłam, wyglądając przez okno.

Na zewnątrz było już całkiem ciemno, ale dzięki światłu okolicznych latarni łatwo było stwierdzić, że deszcz przybrał na sile. Niestety nie miałam innego wyjścia. Tym razem jednak postanowiłam włożyć płaszcz przeciwdeszczowy, by nie musieć się znów przebierać, a włosy były nadal mokre, więc "parę kropel" więcej im nie zaszkodzi.

Gdy wróciłam, do głowy wpadła mi dziwna myśl:

"Czemu to ja jestem matką w tej rodzinie?"

I zaraz potem doznałam kolejnego dziś szoku.

Spojrzałam na kalendarz, na którym był zaznaczony 22 października jako "powrót taty."

Max wraca jutro z delegacji, więc wypadałoby coś przygotować. Spojrzałam do lodówki i uświadomiłam sobie, że jest pusta, co było wręcz niemożliwe, bo dwa dni temu robiłam zakupy, no ale przecież mama potrafi działać "cuda."

"Przynajmniej kupię coś świeżego."

"Tylko na co ojciec mógłby mieć ochotę?"

"Pewnie na stek."

Max jest typowym mięsożercą, ze szczególnym zamiłowaniem do steków w każdej postaci.

Wzięłam pieniądze ze słoika, gdzie trzymaliśmy oszczędności właśnie na zakupy. Napisałam krótką listę i usiadłam w salonie.

Potem wzięłam ulubioną książkę i zatraciłam się w lekturze.

Poblakła okładka była wystarczająco wymowna. Dostałam ten romans od babci, więc ma już trochę lat i mimo iż czytałam go z milion razy, nadal się nie znudził i zapewne przeczytam kolejny milion, o ile nie więcej. Jednak jej stan bardzo ją postarza, nie wygląda na kilkanaście, a kilkadziesiąt lat. Parę kartek musiałam już nawet przykleić bo wypadały, połowa pożółkła po małym incydencie z kawą mamy, ale najważniejsze, że wciąż ją mam.

Nie wiem nawet kiedy, ale zasnęłam przy rozpalonym kominku.

Nie śniłam, a właściwie śniłam... o jednym. Piękne zielono-brązowe oczy przysłoniły cały mój świat, widziałam tylko je.

Z pięknej wizji wyrwały mnie głośnie śmiechy i zgrzyt przekręcającego się klucza w drzwiach. Wstałam tak szybko, jak to było możliwe i podeszłam do przybyszy. Na zegarze wiszącym na ścianie zauważyłam jak wskazówki pokazują północ.

- Cześć mamo - powiedziałam ironicznie, widząc jak wchodzi do domu z obcym mężczyzną.

- Cześć Rose - zdziwiła się na mój widok. - Co ty tu robisz?

- Mieszkam.

- Nie bądź bezczelna - spiorunowała mnie wzrokiem. - Miałaś przecież dziś spać u Kate.

- Miałam, ale tydzień temu - spojrzałam teraz na człowieka stojącego za Alex.

- Rose, poznaj mojego przyjaciela z kancelarii - to Marc Greeman, a to moja córka Rosemary - jak widać matka zauważyła, że patrzę na mężczyznę, bo postanowiła zareagować. - Dziękuję, że mnie odwiozłeś.

- Nie ma za co Alexandro, do zobaczenia jutro w biurze. Do widzenia Rosemary - odparł i wyszedł.

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły się, zwróciłam się do matki.

- Możesz mi powiedzieć dlaczego tak późno wróciłaś?

- Mieliśmy spotkanie z klientem, poza tym to nie twoja sprawa.

- Masz rację, to nie moja sprawa, ale za niedługo może być - stwierdziłam, zaciskając uścisk na trzymanej książce i ruszyłam w stronę sypialni.

- Co masz na myśli?! - zawołała za mną, ale nie odpowiedziałam jej.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz