Moje przyszłe szwagierki postanowiły nie wchodzić do domu, gdy zaprosiłam je na kawę lub herbatę, tylko każda pójść w swoją stronę.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, Robert zbiegł po schodach.
- Nie ruszaj się!
- Cześć kochanie, tak, ciebie też jest miło widzieć - odpowiedziałam ironicznie.
- Przepraszam - pocałował mnie delikatnie w usta. - Cześć, ale teraz proszę nie ruszaj się - stwierdził ściągając mi torebkę i płaszcz. Położył je na białej komodzie w przedpokoju.
Stanął za mną i zawiązał oczy materiałową przepaską, ale sądząc po strukturze to mógł być jego krawat.
- A teraz ostrożnie po schodach.
Szłam powoli prowadzona przez ukochanego na piętro.
- Co ty kombinujesz? - spytałam będąc już na piętrze.
- Ty sprawiłaś mi największą niespodziankę, więc teraz chciałbym się odwdzięczyć.
- Nie musisz...
- Może nie muszę, ale chcę - cmoknął mnie w policzek i zatrzymał w miejscu. - Gotowa? - spytał.
- Nie wiem na co, ale tak.
Gdy krawat opadł z moich oczu - jednak miałam rację - uświadomiłam sobie, że stoję na środku pokoju, który przeznaczyliśmy dla dziecka. Jednak nie był już składzikiem.
Ściany zostały pomalowane na pudrowo-różowy kolor, w oknie wisiały nowe śnieżnobiałe firanki, a na środku na pluszowym, wyraziście różowym dywanie stały dwa białe fotele. Przy ścianie naprzeciwko okna stało ręcznie malowane łóżeczko, a dalej szafki. Na ścianie obok wejścia została postawiona stara przestronna szafa, na której ułożone były pluszaki - słoń, żyrafa i sowa. Na zawieszonych półkach stały figurki baletnic i małych sów oraz ramki czekające na zdjęcia, wzięłam do ręki i mocno przytuliłam do piersi jedyną ramkę, w której znajdowała się fotografia z USG w 3D, gdzie było widać buźkę naszej córeczki. W pokoju było też kilka lamp, a wszystko zostało utrzymane w jasnej tonacji, same odcienie różu, bieli, fiołkowych fioletów i odrobina szarości.
- To... To jest piękne - wyznałam, a po policzku pociekły mi łzy.
Nagle mignęło mi coś przed twarzą - to Robert zawieszał mi właśnie na szyi naszyjnik. Spojrzałam na wisiorek, przedstawiał różę uplecioną z pogiętej srebrnej rurki, a na środku znajdowała się maleńka cyrkonia.
- A to za co?
- Za to, że jesteś taką wspaniałą, silną kobietą. Za to, że przejechałaś dla mnie cały kraj - z każdym słowem był coraz bliżej mnie - za to, że sprawiłaś mi najpiękniejszy prezent na świecie - ujął mnie pod brodę i nieco ją uniósł. - Przede wszystkim też za to, że mnie kochasz i pozwalasz mi siebie kochać. Wszystkiego najlepszego kochanie - nasze usta się spotkały. - Nie spędziliśmy ze sobą twoich urodzin i nie miałem okazji złożyć ci życzeń, ani podarować prezentu.
- Dziękuję - teraz ja go pocałowałam. - Kocham cię, Robert.
- A ja kocham ciebie, Roza.
- To dlatego twoje siostry po mnie wpadły i tak przedłużały wizytę w salonie sukni ślubnych?
- Tak jakby - wyznał.
- A kiedy zdążyłeś pomalować pokój? - nie ma szans, by farba wyschła tak szybko.
- W nocy, gdy spałaś.
- Hej, nie powinieneś się przemęczać! - jeśli będzie zawalał noce i w dzień pracował, jeszcze sobie coś zrobi lub doprowadzi do wypadku, a że ludzie wpadają mu pod koła, zdążyłam się przekonać.
- Nie patrz tak na mnie - poprosił.
- Jak?
- Jakbyś mnie karciła. Nie zrobiłem nic złego, a ty zaczynasz już matkować - stwierdził.
- To masz przedsmak - uśmiechnęłam się zadziornie. - A teraz chodź na dół, odgrzeję nam obiad.
Gdy wychodziliśmy z pokoju zauważyłam na drzwiach kolejną, tym razem ozdobną ramkę z imieniem.
"Mary Ann."
- Co... - nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nic więcej, jedynie wskazałam wiszący przedmiot.
- Pomyślałem, że skoro będziemy mieć córkę to najodpowiedniejsze imię dla niej.
- Dziękuję - stwierdziłam, mocno go przytulając.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...