Rozdział 92

397 14 0
                                    

Moje przyszłe szwagierki postanowiły nie wchodzić do domu, gdy zaprosiłam je na kawę lub herbatę, tylko każda pójść w swoją stronę.

Gdy tylko otworzyłam drzwi, Robert zbiegł po schodach.

- Nie ruszaj się!

- Cześć kochanie, tak, ciebie też jest miło widzieć - odpowiedziałam ironicznie.

- Przepraszam - pocałował mnie delikatnie w usta. - Cześć, ale teraz proszę nie ruszaj się - stwierdził ściągając mi torebkę i płaszcz. Położył je na białej komodzie w przedpokoju.

Stanął za mną i zawiązał oczy materiałową przepaską, ale sądząc po strukturze to mógł być jego krawat.

- A teraz ostrożnie po schodach.

Szłam powoli prowadzona przez ukochanego na piętro.

- Co ty kombinujesz? - spytałam będąc już na piętrze.

- Ty sprawiłaś mi największą niespodziankę, więc teraz chciałbym się odwdzięczyć.

- Nie musisz...

- Może nie muszę, ale chcę - cmoknął mnie w policzek i zatrzymał w miejscu. - Gotowa? - spytał.

- Nie wiem na co, ale tak.

Gdy krawat opadł z moich oczu - jednak miałam rację - uświadomiłam sobie, że stoję na środku pokoju, który przeznaczyliśmy dla dziecka. Jednak nie był już składzikiem.

Ściany zostały pomalowane na pudrowo-różowy kolor, w oknie wisiały nowe śnieżnobiałe firanki, a na środku na pluszowym, wyraziście różowym dywanie stały dwa białe fotele. Przy ścianie naprzeciwko okna stało ręcznie malowane łóżeczko, a dalej szafki. Na ścianie obok wejścia została postawiona stara przestronna szafa, na której ułożone były pluszaki - słoń, żyrafa i sowa. Na zawieszonych półkach stały figurki baletnic i małych sów oraz ramki czekające na zdjęcia, wzięłam do ręki i mocno przytuliłam do piersi jedyną ramkę, w której znajdowała się fotografia z USG w 3D, gdzie było widać buźkę naszej córeczki. W pokoju było też kilka lamp, a wszystko zostało utrzymane w jasnej tonacji, same odcienie różu, bieli, fiołkowych fioletów i odrobina szarości.

- To... To jest piękne - wyznałam, a po policzku pociekły mi łzy.

Nagle mignęło mi coś przed twarzą - to Robert zawieszał mi właśnie na szyi naszyjnik. Spojrzałam na wisiorek, przedstawiał różę uplecioną z pogiętej srebrnej rurki, a na środku znajdowała się maleńka cyrkonia.

- A to za co?

- Za to, że jesteś taką wspaniałą, silną kobietą. Za to, że przejechałaś dla mnie cały kraj - z każdym słowem był coraz bliżej mnie - za to, że sprawiłaś mi najpiękniejszy prezent na świecie - ujął mnie pod brodę i nieco ją uniósł. - Przede wszystkim też za to, że mnie kochasz i pozwalasz mi siebie kochać. Wszystkiego najlepszego kochanie - nasze usta się spotkały. - Nie spędziliśmy ze sobą twoich urodzin i nie miałem okazji złożyć ci życzeń, ani podarować prezentu.

- Dziękuję - teraz ja go pocałowałam. - Kocham cię, Robert.

- A ja kocham ciebie, Roza.

- To dlatego twoje siostry po mnie wpadły i tak przedłużały wizytę w salonie sukni ślubnych?

- Tak jakby - wyznał.

- A kiedy zdążyłeś pomalować pokój? - nie ma szans, by farba wyschła tak szybko.

- W nocy, gdy spałaś.

- Hej, nie powinieneś się przemęczać! - jeśli będzie zawalał noce i w dzień pracował, jeszcze sobie coś zrobi lub doprowadzi do wypadku, a że ludzie wpadają mu pod koła, zdążyłam się przekonać.

- Nie patrz tak na mnie - poprosił.

- Jak?

- Jakbyś mnie karciła. Nie zrobiłem nic złego, a ty zaczynasz już matkować - stwierdził.

- To masz przedsmak - uśmiechnęłam się zadziornie. - A teraz chodź na dół, odgrzeję nam obiad.

Gdy wychodziliśmy z pokoju zauważyłam na drzwiach kolejną, tym razem ozdobną ramkę z imieniem.

"Mary Ann."

- Co... - nie byłam w stanie wykrztusić z siebie nic więcej, jedynie wskazałam wiszący przedmiot.

- Pomyślałem, że skoro będziemy mieć córkę to najodpowiedniejsze imię dla niej.

- Dziękuję - stwierdziłam, mocno go przytulając.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz