Rozdział 67

409 14 0
                                    

Gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, nie byłam już na sali sądowej lecz na łóżku szpitalnym.

Ku mojej uciesze na krześle siedział Robert, a właściwie spał. Trzymał mnie za rękę i opierał na niej głowę. Wygląda tak pięknie gdy śpi. Jest spokojny, a minione wydarzenia straciły na znaczeniu, choć dało się wyczuć zmartwienie.

Szukałam zegara, by sprawdzić, która godzina, ale nigdzie nie umiałam go znaleźć.

Gdy ukochany się poruszył, niesforny kosmyk opadł mu na czoło, nie mogłam się powstrzymać i poprawiłam go. W tej samej chwili przebudził się.

- Rose - westchnął.

- Przepraszam, obudziłam cię.

- I dobrze, jak się czujesz?

- Nie narzekam, a ty? Jak po rozprawie? - spytałam niepewnie.

- Szczerze, gdy usłyszałem o co mnie oskarżyła ta dziewczyna i jak pewna jest swych słów, odjęło mi mowę, a gdyby nie ty...

- Gdyby nie ja nigdy nie wyniknęłaby ta sytuacja. Przepraszam cię najmocniej.

- Rose, gdyby nie ty nawet nie miałbym szans z tego wybrnąć. Dzięki tobie mam nadzieję, że wycofają zarzuty - pogłaskał mnie po policzku.

- Kocham cię Robert.

- Ja też bardzo cię kocham, Roza - nachylił się i delikatnie pocałował w usta.

Gdy nieco się odsunął, spytałam.

- Która godzina?

- Dochodzi dwudziesta trzecia - wyciągnął telefon z kieszeni i sprawdził, - za chwilę będę musiał iść, kończą się godziny odwiedzin - przerwał na chwilę. - Możesz mi powiedzieć co się stało? Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć.

- Stres, za dużo wszystkiego na raz, zwłaszcza, że wyjawiłam dwie z moich tajemnic.

- Przyznałaś się w końcu, że chcesz robić to na czym ci zależy - stwierdził. - Dziękuję, że mnie ostrzegłaś, zwolniłem Marca zaraz po tym, gdy cię zabrali - dodał po chwili.

- Mogłam powiedzieć ci wcześniej, przyłapałam ich po balu, nie wiedzieli, że ich widziałam. Jednak jeśli mam być szczera, to spodziewałam się tego i to mnie dręczyło, obiecałam, że pewnego dnia ci o tym powiem, więc mówię. - stwierdziłam oschle. - A kiedy przyjechałeś?

- Niemal od razu, bałem się co prawda, że spotkam tu twoją matkę, ale nie pojawiła się.

- No tak, cała ona.

Pochylił się i znów mnie pocałował, objęłam go za szyję i przyciągnęłam bliżej.

- Mimo wszystko w tych oskarżeniach jest ziarno prawdy, kocham uczennicę.

- Ale do niczego jej nie zmuszasz - uśmiechnęłam się i znów go pocałowałam.

- Rose, muszę ci coś powiedzieć - zesmutniał. - Dostałem wiadomość od dyrektora. Dowiedział się o rozprawie i stwierdził, że niezależnie od wyniku zwalnia mnie. Chciałbym zostać, ale wiem, że w takich małych miasteczkach wieści szybko się rozchodzą.

- Nie chcę cię stracić - stwierdziłam ze łzami w oczach. - To o tym nie chciałeś mi powiedzieć?

- Tak, i ja też nie chcę cię stracić, najchętniej zabrałbym cię ze sobą, ale nie mogę ci się narzucać. Nie mógłbym kazać ci wybierać.

Nie czekał na moją odpowiedź, po prostu wstał i wyszedł. Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, wyznałam to, czego nie zdążyłam.

- Ja już dawno wybrałam - po policzkach pociekły mi łzy.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz