Rozdział 68

400 13 0
                                    

Następnego dnia nie chciano mnie wypuścić, po długiej i wyczerpującej rozmowie z lekarzem nareszcie zostałam wypisana i mogłam pojechać do sądu.

Niestety, jak to w Nowym Yorku, taksówkarz wpakował się w korek i spóźniłam się, rozprawa już się zaczęła, a drzwi otworzyłam w momencie, gdy przewodniczący przysięgłych ogłaszał wyrok.

- ...uznajemy za niewinnego wobec zarzucanych mu czynów.

Odetchnęłam z ulgą.

Robert ucieszył się, ale równocześnie był smutny, chciałam do niego podejść, lecz drogę zagrodziła mi matka i siłą wyprowadziła z sali. Ostatnie co widziałam to zrozpaczone oczy ukochanego.

- Wiesz co zrobiłaś? - krzyknęła.

Wyprowadzając mnie z sądu natrafiłyśmy na sędziego.

- Alexandro - zatrzymał nas. - Nie wygrała pani sprawy, to pewnie nowość?

- Niewątpliwie - stwierdziła oschle.

- Jednak po zeznaniach tej młodej damy i potwierdzeniu kilku faktów, tej sprawy raczej nie dało się wygrać.

- Już ja się z nią rozmówię - wyznała niemal bezgłośnie.

- A co do panny Rosemary, byłaby z pani kiedyś bardzo dobrym prawnikiem.

- Nie mam zamiaru, do widzenia.

Gdy weszłyśmy do samochodu, Alex zaczęła na mnie krzyczeć.

- Masz szlaban, już nigdy nie wyjdziesz z domu. Za to, jak mnie upokorzyłaś, powinnam cię udusić.

Wyrwała mi torebkę i wyszła z samochodu blokując drzwi, przez co nie byłam w stanie się wydostać. Widziałam jednak co robi. Wyciągnęła mój telefon i wyrzuciła kartę SIM. Wiedziałam, że moja ostrożność mnie zgubi, bo w razie zepsucia się telefonu wszystkie kontakty miałam zapisane właśnie na niej, a numeru Roberta nie pamiętałam.

- Nie będziesz miała kontaktu już z nikim. Nigdy!

- O co ci chodzi?!

- Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko na oczach wszystkich, a skoro uważasz, że cię zaniedbuję, to teraz będziesz mieć mnie na co dzień.

I jak zapowiedziała tak zrobiła...

Przez miesiąc.

Roberta w szkole zastąpił stary profesor, który miał czysto teoretyczne podejście do zajęć, uczył nas formułek, a nie samodzielnego myślenia. Przypominał ponurego dziadka z siwą, kozią bródką i wąsami, który jest zmęczony życiem i nic z tym nie robił.

Niby to tylko cztery tygodnie, ale były przekleństwem. Zawoziła i odbierała mnie ze szkoły, ukryła komputer, a popołudnia były długimi agoniami na kanapie. Nie mogłam się ruszyć, podczas gdy ona pracowała w kuchni.

To nawet nie był ból psychiczny, lecz całe moje ciało po pewnym czasie zaczęło reagować. Byłam słaba, w każdym możliwym aspekcie tego słowa.

Gdyby nie jeden przykry epizod, pewnie zamieniłybyśmy z sobą może trzy zdania, a właściwie wykrzyczały.

***

Z przykrością informujemy, że pani przyjęcie na studia zostało anulowane...

Mimo, że nie zamierzałam iść na ten uniwersytet, to anulowanie poprzedniej decyzji nieco mnie zdziwiło i o zaledwie kilka dni po zniknięciu poprzedniego listu, gdzie wyraźnie był napisane, że zostałam przyjęta.

"Alex!"

- Możesz mi to wyjaśnić?! - rzuciłam jej list przed twarz.

- Jak widać zrobili to, co obiecali - stwierdziła przeczytawszy tekst.

- Wiedziałam! Maczałaś w tym palce! Co zrobiłaś?

- Tylko tam zadzwoniłam i zagroziłam, że ich zniszczę, a moja opinia jedynie pomogła im w podjęciu tej decyzji.

- Dlaczego mnie niszczysz? Odbierasz mi wszystko na czym mi zależy!

- Dziękuję, staram się jak mogę - stwierdziła słodko. - A na Harwardzie ucieszyli się, że jednak się zdecydowałaś! - krzyknęła, gdy biegłam do swojego pokoju.

***

Niedługo po tym wydarzeniu matka odpuściła i ponownie zaczęła znikać na kilka dni, postanowiłam to wykorzystać.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz