Po jedenastu godzinach lotu nareszcie wylądowaliśmy w pięknym, starym mieście moich dziadków.
Mieszkaliśmy w przytulnym hotelu, w którym dostaliśmy pokój z widokiem na ogród botaniczny, po drugiej stronie rzeki Newy. Mieliśmy zostać tu sześć dni zwiedzając, ale ten czas skrócił się do pięciu, z jednego dość konkretnego powodu.
Mianowicie, postanowiliśmy w pierwszej kolejności wypróbować nowe łóżko.
Jednak następnego ranka ruszyliśmy zwiedzać każde miejsce, które widzieliśmy w przewodniku. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, uwieczniliśmy między innymi Pałac Zimowy, jedno z najciekawszych i najpiękniejszych miejsc, o którym opowiadała mi Mary Ann.
Jadaliśmy w miejscowych restauracjach, poznając oryginalne smaki Rosji. Kilka kawiarni, w których była podawana moja ulubiona kawa, zasłużyło na medal.
Pod koniec naszej wspólnej wycieczki zwiedzaliśmy zakamarki starego miasta i niespodziewanie na widok jednego z domów stanęłam jak wryta.
- Rose, co się stało?
- To, to ten dom - wyszeptałam.
- Dom twoich dziadków?
- Tak właśnie wyglądał.
Podeszłam do skrzynki na listy i przeczytałam nazwisko na niej widniejące. Było na niej napisane "Black" po rosyjsku.
- Może to przypadek, ale to ich rodzinny dom.
- Znasz cyrylicę?
- Jako tako - wyznałam z uśmiechem. - Dziękuję, że mogłam tu być.
Popatrzyłam na budynek jeszcze przez chwilę, a później ruszyliśmy w stronę hotelu.
W ostatni wieczór postanowiliśmy zobaczyć zachód słońca nad zatoką.
Wybraliśmy jedną z ławek, rozsiedliśmy się wygodnie i wtuleni w siebie obserwowaliśmy, jak pomarańczowa tarcza znika w granatowej wodzie, otoczona różem i resztkami błękitu.
- Nie uważasz, że truskawki, bagietka i szampan pasowałyby bardziej do wieczoru nad Sekwaną w Paryżu? - spytałam z uśmiechem.
- Takie dodatki pasują do tego widoku i ciebie, niezależnie czy to Paryż, Sankt Petersburg, Fiston czy Bridges.
- Kocham cię - wyznałam.
- Ja również cię kocham i... - wyciągnął pudełko z kieszeni - mam dla ciebie prezent urodzinowy. Spóźniony, ale chciałem ci go wręczyć w ostatni dzień pobytu tu.
- Co to?
- Otwórz - zaczął. - Wiem, że zadręczałaś się zgubieniem naszyjnika ode mnie, ale nie do końca go zgubiłaś.
W kremowym pudełeczku, pod jasną bibułką, znajdował się mój naszyjnik z różą, ale nie był już taki sam. Teraz róża stanowiła wieczko otwieranego medalionu. W środku znajdowały się dwie małe fotografie - jednym z nich było nasze zdjęcie ze ślubu, a na drugim widniała uśmiechnięta buzia małej Mary Ann.
- Również chciałem, byś miała nas przy sobie.
- Dziękuję.
Podałam mu naszyjnik, a ten delikatnie zapiął go na mej szyi, muskając przy tym skórę, co spowodowało ciarki na całych plecach.
- Nie wierzę, że będę musiał czekać kolejny rok, by napić się z tobą szampana - stwierdził wypijając kolejny łyk.
- Takie prawo - westchnęłam. - Na razie delektujmy się chwilą.
- Zgadzam się.
- Właśnie mi się coś przypomniało - stwierdziłam.
- Co?
- Chyba nie przemyślałeś kwestii tortu - zaczęłam - po tygodniu nie wiem, czy będzie jeszcze zjadliwy.
- Miejmy nadzieję, że tak.
Zaśmialiśmy się oboje i powróciliśmy do wpatrywania się w zachód słońca.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...