Rozdział 64

457 16 0
                                    

Życie z ukochanym było jak spacer po niebie - jasnym, kolorowym niebie towarzyszącym zachodzącemu słońcu.

Mój świat jeszcze nigdy nie był tak barwny, tak słodki i beztroski, gdy jestem przy boku Roberta.

Po incydencie z Adamem postanowiłam odsunąć od siebie wszystkie problemy, gdy byłam z mym wybawcą, by i on nie cierpiał. Wbrew pozorom udawało się.

Cecil i mój były, szurnięty ex-chłopak, dali mi spokój i wszystko się układało. Postanowiłam również zawalczyć o marzenia, a nie spełniać wolę nienawidzącej mnie Alex. Robert pomógł mi przygotować teczkę z pracami, którą niedawno wysłałam na uniwersytet filmowy w Nowym Yorku i była to ostatnia szansa bym się dostała.

Moja przyjaźń z Samantą coraz bardziej się zacieśniała. Widziałam jak promienieje pod wpływem Pita, dzięki niemu miała też klapki na oczach, nie widziała nic poza nim i nie zauważała tak jak przedtem moich nieobecnych weekendów, ani tego, że samochód mojego nauczyciela stoi czasem na podjeździe i że zostaje tam do późnych godzin nocnych.

Nawet jako Biały Atrament się rozwijałam, mój blog cieszył się coraz większą popularnością i z radością wrzucałam kolejne recenzje książek i filmów, które czytaliśmy i oglądaliśmy razem z Robertem.

Zaczynały kwitnąć kasztany, a czasomierz, który podarowałam ukochanemu w walentynki, pokazywał coraz mniejsze liczby i cieszyliśmy się z tego.

I wszystko byłoby dobrze gdyby...

Gdyby nie list, który dostał Robert z sądu.

- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? - spytałam po przeczytaniu zadrukowanych stron.

- Nie chciałem cię dodatkowo martwić.

- Powinieneś, powinieneś mi powiedzieć - rzuciłam kartkę na stolik i skrzyżowałam ręce na piersi. - Kiedy to przyszło?

- Nieco ponad miesiąc temu, ale prawnikowi przez ten czas nie udało się niczego konkretnego zrobić w tej sprawie.

- Jak to jest możliwe? To postępowanie cywilne - stwierdziłam po przeczytaniu pisma. - Nie dało się porozumieć z drugą stroną?

- Nie chcą ugody, ani żadnych spotkań poza salą sądową - widziałam jaki jest przybity całą tą sytuacją.

Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.

- Cokolwiek by się miało dziać, jesteś niewinny i nie skażą cię. Jestem tego pewna - szepnęłam.

- Dziękuję, że mnie pocieszasz - i on mnie mocno objął.

- Choć raz ja to mogę zrobić - wyznałam. - Gdybym tak nie próbowała tego z ciebie wyciągnąć od kilku tygodni, czy powiedziałbyś mi, czy po prostu nie zjawiłbyś się w poniedziałek w szkole?

- Planowałem, że piętnastego maja przyjadę do ciebie rano i o wszystkim powiem.

- Wiesz w ogóle kto cię oskarża o molestowanie? - spytałam.

- Wiem - westchnął.

- Więc? - dopytywałam.

- To nie ma znaczenia.

- Robert!

- Proszę cię, skarbie. Nie chce o tym rozmawiać - ponownie przytulił mnie mocno do siebie, zatapiając nos w moich włosach i mocno zaciągając się ich zapachem.

- I co ja mam z tobą zrobić? - spytałam zadziornie.

- Mam kilka pomysłów - ujął mnie pod brodę i pocałował namiętnie.

- Jesteś pewien?

- W tej chwili jak niczego innego.

W jego ruchach było coś nieznanego, strach, ale inny niż wtedy, gdy bał się o mnie. Co więcej była też determinacja i zachłanność - jakby chciał mnie całą wchłonąć, badał każdą część ciała - jakby robił sobie w głowie jego wirtualną mapę.

- Dlaczego. Mam. Wrażenie. Że. Jest. Jeszcze. Coś. O. Czym. Mi. Nie. Mówisz? - spytałam między spazmami orgazmu i gorącymi pocałunkami bruneta.

Nie odpowiedział, a niedługo później leżeliśmy już wtuleni w siebie i nie wypuszczał mnie z objęć. Naprawdę zaczęło mnie to martwić, ale nie chciałam być teraz nigdzie indziej.

- Nie musisz już iść? - zapytał w niedzielę, późnym wieczorem.

- Do rana jeszcze daleka droga - wyznałam i pocałowałam go w czubek nosa.

- Uwielbiam z tobą spędzać poranki w tygodniu, szkoda, że jest ich tak mało.

- Wkrótce będziesz miał dość budzenia się obok mnie.

- Chciałabyś - przysunął się bliżej i zasnęliśmy.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz