Wiadomość o głównej roli powierzonej mi, przez pana Blackwella, była szokiem, ale nie mniejszym od tego, co zastałam w domu.
Ojciec wyjechał dziś rano na kolejną delegację i miał wrócić za trzy tygodnie. Matka oczywiście wcześnie rano pojechała do kancelarii i nie miała czasu nawet się z nim pożegnać.
Myślałam, że znów będę sama i prawie nie pomyliłam.
Alex wróciła na obiad, zostawiając bałagan, jednak tym razem postanowiła zjeść w salonie, bo jedzenie znalazłam nawet za kanapą.
Rzuciłam torebkę z książkami pod wieszak na kurtki i rozłożyłam ręce.
- Trzeba się wziąć do pracy - powiedziałam sama do siebie.
Niemal czułam jak te słowa echem odbijają się od ścian w pustych pokojach na parterze i na piętrze.
Jednak samotność nie była mi już obca, zdążyłam się do niej przyzwyczaić przez te wszystkie lata.
Zakasałam rękawy i wzięłam się do pracy, ruszyłam w kierunku kuchni, by tam zacząć sprzątać. Zabawa sprzed kilku dni zaczęła się od nowa, blaty, zmywak, podłoga, stół, potem pochowałam czyste talerze i garnki do odpowiednich szafek.
Niestety salon stanowił już nieco większe wyzwanie.
Czułam się nieco jak Kopciuszek wygrzebująca soczewicę z popiołu. W moim przypadku torturą było znalezienie wszystkich ziaren ryżu w dywanie, które mamie najprawdopodobniej wysypały się z talerza i które dodatkowo przydeptała, niechcący oczywiście.
Po dwóch godzinach ciągłego klęczenia i wyciągania pęsetą nieco rozgotowanego "dania" Alex - małych, białych ziarenek, byłam kompletnie wykończona. Przesunęłam sofę, fotele i stolik, pod którymi odkryłam kilka kawałków kurczaka, jednak nie to stanowiło mój główny cel. Po jakimś czasie po prostu poddałam się, zwinęłam dywan i postawiłam w kącie. W życiu sama go nie wyczyszczę, a w weekend zaniosę go do pralni i nie będę się więcej męczyć.
Po wszystkim nie miałam nawet sił załączyć wody w czajniku.
Doczołgałam się jakimś cudem do pokoju i padłam bezwładnie na łóżko. Sen przyszedł szybko, ale zmęczenie i emocje dzisiejszego dnia, spowodowały, że moja podświadomość była w stanie wytworzyć jedynie czarną dziurę.
Obudziłam się tak gwałtownie, jak szybko zasnęłam.
Spojrzałam na zegarek.
"Czwarta, czterdzieści dziewięć."
Jeszcze przez piętnaście minut próbowałam zasnąć, jednak nie było ku temu najmniejszej szansy.
Zapaliłam lampki, które były owinięte wokół ramy łóżka i sięgnęłam po scenariusz. Dziś jest pierwsza próba i mimo wszystko wypadałoby znać własne kwestie. Pominęłam całą pierwszą scenę, bo tam się nie pojawiałam, a na pewno nie jako ktoś powyżej czwartego miesiąca życia.
Wzrok przelatywał przez linijki, jedna po drugiej, coś zapamiętałam, czegoś nie.
Niestety, gdy kończyłam scenariusz włączył się budzik i nie miałam innego wyboru jak wstać i zebrać się do szkoły.
Moje mięśnie były zmęczone po wczorajszym wysiłku, dlatego też wszystkie czynności wykonywałam w zwolnionym tempie. W przeciwny sposób działam mój mózg. Niemalże milion myśli na minutę, zaprzątały mą głowę.
Wciąż zastanawiałam się, dlaczego moje życie w liceum skręciło w niewłaściwą drogę i zmarnowałam aż trzy lata na te bezsensowne gierki.
Z drugiej strony była moja rodzina.
A właściwie to, co z niej zostało.
Jak to się stało, że z kochającej się, szczęśliwej rodziny przemieniliśmy się w jedynie garstkę ludzi połączonych genami. Z dnia na dzień stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy.
Między mną a Alex zaniknęły relacje na drodze matka-córka, to ja zajmowałam się domem i przejmowałam się gdzie znika już praktycznie co wieczór.
Max zawsze był mi bliski, ale prawda wygląda tak, że był...
A już nie jest.
Praca stała się jego rodziną.
I w końcu Robert, mój nauczyciel i choć nie powinien, to dość często zajmował me myśli.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...