Rozdział 111

542 17 8
                                    

Kochany Robercie,

Piszę ten list, by wyjaśnić kilka spraw.

Ty i Mary Ann jesteście niewątpliwie najbliższymi memu sercu osobami i nic tego nie zmieni, ani rozłąka, ani nawet śmierć. Dzięki tobie dowiedziałam się co znaczy rodzina i cieszę się, że mogłam być jej częścią.

Kiedyś prosiłeś mnie o szczerość i byłam z tobą szczera niemalże we wszystkim, prócz jednej rzeczy. Zataiłam tylko jedną małą rzecz, ale jakże istotną, która niestety pociągała za sobą kilka kłamstw. Jesteś też pierwszą osobą, której zdradzę drugi największy sekret mego życia. Pierwszym byłeś ty, a drugi jest związany z nocą, której się poznaliśmy. Weszłam wtedy na pasy, bo kilka chwil wcześniej straciłam chęć do życia.

Zapewne twoją pierwszą myślą będą moi rodzice, ale nie. Nie oni byli powodem. Wracałam od lekarza, który zakomunikował mi, że mam nowotwór mózgu, na tamten moment było to ostatnie stadium choroby, guza nie dało się operować ze względu na rozległość zajętych komórek i lokalizację, a z chemioterapii zrezygnowałam, wiedząc że i tak nie przyniesie skutku. Mężczyzna dał mi pół roku, a przeżyłam prawie dwa i pół.

I były to najszczęśliwsze lata mego życia.

Los jest okrutny. Odebrał mi wszystko, by zaledwie kilkadziesiąt minut później dać powód do życia. Świat stracił kolory, a twoje oczy były pierwszym odcieniem, który zaistniał ponownie. Gdy spotkaliśmy się po raz drugi dosłownie przechadzałeś się w barwach. Życie straciło znaczenie, tak jak kolory do czasu naszego pierwszego pocałunku - wówczas stał się promienny i żywy na nowo.

Chciałam żyć dla ciebie, mimo że początkowo cierpiałam jak odszedłeś, to jednak powtarzałam sobie, iż to dobrze, bo i tak wkrótce bym cię straciła.

Miłość jednak wygrała i od tamtego dnia żyję w strachu...

...w strachu, że każda chwila może być tą ostatnią.

Ilekroć byłam z tobą, starałam się nie okazywać bólu i cierpień, które dotykały mnie każdego dnia. Nie zawsze jednak było to możliwe. Lekarstwa pomagały mi w maskowaniu się, a moja choroba, była również jedną z przyczyn tak długiej śpiączki.

Wieść o ciąży była dla mnie ogromnym szokiem i od tego dnia bałam się jeszcze bardziej, bo miałam więcej do stracenia niż kiedykolwiek. Zajście w ciążę w tak zaawansowanym stanie było niemalże niemożliwe, a utrzymać mogłam ją tylko odstawiając leki, dzięki którym funkcjonowałam normalnie. Wówczas byłam pewna, że cię straciłam i nie mogłam stracić też dziecka, dlatego decyzja o odstawieniu ich była oczywista.

Potem świat jeszcze bardziej mi się zawalił, ojciec był tak naprawdę ostatnią deską ratunku. Myślałam, że choć on będzie mógł zająć się swoją wnuczką, gdybym cię nie znalazła.

Ciebie, Robercie, odnalazłam tak naprawdę z dwóch powodów: jednym była miłość i tęsknota, a drugim było właśnie nasze dziecko. Mogłeś nas nie zaakceptować i liczyłam się z tym, ale również musiałam dać naszej córce szansę na wychowywanie się z ojcem, zwłaszcza, że matka może odejść w każdej chwili, a niemowlę...

Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się z nią stać.

A teraz chcę ci podziękować za to, że byłeś, za to, że jesteś, za to, że mnie kochasz i za ten czas, który mogłam przeżyć z tobą, naszą córeczką i twoją rodziną. Nigdy nie czułam się częścią czegoś większego, teraz to się zmieniło i nie chcę tego tracić.

Żałuję tak wielu rzeczy: że nie mieliśmy więcej czasu, że nie zobaczę jak nasza córeczka idzie pierwszy raz do szkoły, że nie będzie mnie, gdy chłopak przyjedzie po nią na bal, że nie zobaczę jak się zakochuje, wychodzi za mąż, rodzi dzieci. Żałuję, że nie będę mogła być z tobą i Mary Ann w tych wszystkich wyjątkowych chwilach i wielu innych...

Długo zwlekałam z napisaniem tego listu, ilekroć brałam długopis do ręki opuszczały mnie wszelkie siły. Jednak od jakiegoś czasu czuję, że moje dni dobiegają końca. Te wszystkie objawy, moje złe samopoczucie, nie są oznakami ciąży jak myśleliście, to właśnie ten przeklęty nowotwór...

...i jeśli czytasz ten list, to znaczy, że nie ma mnie już wśród was.

Dlatego proszę, pamiętajcie o mnie, ale nie płaczcie. Kiedyś się spotkamy, wiem o tym i nie śpieszcie się, jestem cierpliwa. Robercie...

...ułóż sobie życie, bądź szczęśliwy. Jesteś najcudowniejszym człowiekiem jakiego poznałam i zasługujesz na to. Kocham cię i naszą Mary Ann, to właśnie dla was żyłam.

Wasza Roza,

Kochająca matka i żona.

PS. Wiem, że początkowo będzie ci ciężko, zawsze tak jest, ale to minie, zawsze mija. Mimo że wspomnienia będą bolesne, opowiedz kiedyś Mary Ann o jej mamie.

PPS. Kocham, kocham, kocham was. Milion słów i milion wyznań nie będą w stanie opisać ogromu miłości, którą was darze. Koch...

Słysząc płacz córeczki dobiegający z piętra, otarłam szybko łzy, które spływały po moich policzkach, odkąd napisałam pierwszy wyraz i szybko do niej poszłam.

- Cichutko kochanie - wzięłam córeczkę na ręce, a ta wtuliła się w moją szyję.

- Mis - wskazała rączką przedmiot leżący tuż obok jej łóżeczka.

- Misiu wypadł? - spytałam podając jej pluszaka. - To dlatego płakałaś?

Córeczka skinęła główką.

- Kocham cię - szepnęłam i pocałowałam ją w czubek głowy. - Idziemy zrobić obiadek? - spytałam.

- Tak.

Gdy zeszłam ze schodów postawiłam małą na podłodze, a ta od razu pobiegła w stronę zabawek, zebranych w jednym z kątów salonu.

"Muszę schować ten list."

Ruszyłam w stronę kuchni. Jednak szybko się zatrzymałam, widząc jak Robert czyta zapisane kartki, a po jego policzkach spływają łzy.

- Rose? - jego głos był ledwo słyszalnym szeptem.

- Robert, przepraszam - po mych policzkach znów zaczęły spływać łzy.

W jednej chwili znalazłam się w jego ramionach.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- Nie chciałam, byś się martwił.

- Co teraz? Nie mogę cię stracić - w jego głosie słyszałam rozpacz, a zaraz potem poczułam na ustach desperacki pocałunek pełen miłości.

- Kocham cię - szepnęłam i znów zaczęła ogarniać mnie ciemność.

- Roza! - głosy wokół zaczęły cichnąć. - Ja też cię kocham - usłyszałam wyznanie męża na końcu zamykającego się tunelu.

I znów nastała ciemność.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz