Rozdział 101

399 15 3
                                    

- Witaj w domu, kochanie - szepnęłam po przekroczeniu progu i pocałowałam główkę Mary Ann.

- Nareszcie - Robert również pocałował naszą córeczkę, którą trzymałam na rękach, a potem mnie.

Gdy wyszliśmy z teatru nie było nam dane wrócić do domu, na parkingu dostałam ostrego bólu brzucha, a Robert postanowił nie zwlekać i zawieźć mnie do szpitala. Dopiero dziś mnie wypuszczono, prawie cztery dni od porodu, a kilka minut przed północą w sobotę urodziła cię nasza maleńka córeczka.

Trzeci luty - ten dzień będę pamiętać cokolwiek by się nie działo i niestety nie tylko z powodu przyjścia na świat naszego maleństwa, ale również dlatego, że mogliśmy ją stracić.

W szpitalu w pierwszej kolejności wykonano mi USG, z którego wynikało, że nasza córeczka ma owiniętą wokół szyi pępowinę. Konieczne było natychmiastowe cesarskie cięcie, by ją uratować.

I tak właśnie się pojawiła, nasza mała Mary Ann o dwudziestej trzeciej czterdzieści siedem.

- Śpij słodko, maleńka - szepnęłam wychodząc z pokoju i zabierając ze sobą elektroniczną nianię.

- Zasnęła? - usłyszałam głos za plecami i podskoczyłam zaskoczona.

- Ale mnie przestraszyłeś - stwierdziłam całując go w policzek. - Tak, zasnęła.

- Masz ochotę coś przegryźć? - spytał.

- Chętnie, ale nie mam siły gotować.

- To zrobimy kanapki.

Schodziliśmy po schodach, gdy zaczęłam odczuwać znajomą woń. Nie myliłam się, na stole w kuchni stała lazania, dwa talerze, bukiet pięknych róż i mnóstwo świeczek.

- A mówią, że gdy pojawia się dziecko umiera romantyzm - zaśmiałam się cicho.

- Nie ulegajmy stereotypom - przytulił mnie delikatnie i pocałował.

Po zjedzeniu przepysznej kolacji postanowiliśmy zobaczyć jakiś film, położyłam się na kanapie i oparłam głowę o nogi ukochanego, a ten gładził mnie po włosach.

- Jak się czujesz?

- Dobrze, trochę boli mnie jeszcze brzuch i będzie blizna, ale tak to wszystko w porządku.

- To chyba była najdłuższa godzina w moim życiu.

- Nie tylko w twoim - wyznałam. - Nie przeżyłabym, gdybyśmy ją stracili.

- Już jest po wszystkim, nasza maleńka córeczka jest bezpieczna i śpi w swoim łóżeczku - pocieszył mnie. - Dziękowałem ci już z tysiąc razy, ale będę ci dziękował do końca życia.

- Kocham cię i ja również dziękuję, że pomogłeś mi stworzyć rodzinę, o której zawsze marzyłam.

- Od dziś będzie już tylko lepiej - wyszeptał i musnął me wargi.

- Obiecujesz? - spytałam z zaszklonymi oczami.

- Obiecuję - odparł pewny swych słów.

"Szkoda że ja nie jestem tego taka pewna."

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz