Rozdział 33

597 19 0
                                    

Po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka.

Naprawdę chciałabym powiedzieć, że miła, ale nie mogę.

W salonie spotkałam Alex i jej znajomego Marca, jedli chińszczyznę i śmiali się ile tchu w piersi. Nie byłoby to zbyt dziwne gdyby nie fakt, że moja matka trzymała nogi na kolanach mężczyzny.

- Rose, co ty tu robisz? - zobaczywszy mnie szybko odsunęli się od siebie.

- Wracam ze szkoły, jest piąta - odpowiedziałam. - Raczej co ty tu robisz? Ostatnio rzadko bywasz w domu.

- Nie tym tonem! - krzyknęła.

"Nie no, nie wierzę, matka się w niej odezwała!"

- Och, przepraszam, że mówię prawdę.

Widziałam, że chce coś dodać, ale nie czekając na jej odwet odwróciłam się i poszłam na piętro. Po minie mężczyzny siedzącego obok wywnioskowałam, że pierwszy raz widzi koleżankę z pracy w sytuacji, w której ktoś jej nie słucha i w której coś nie idzie po myśli wielkiej pani adwokat.

- Rose! - zawołała z nieskrywaną złością w głosie, ale nie robiło to na mnie wrażenia.

Weszłam do sypialni, przekręciłam kluczyk i usiadłam przy chłodnym oknie, oparłam o nie czoło i poddałam się ogarniającym moje ciało falom smutku. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, że szlocham i odpływam do krainy snów, gdzie wszystko jest możliwe, świat jest piękny, a zakazana miłość nie musi być skrywana.

***

Idę właśnie z Robertem przez park, wszędzie jest pełno śniegu i mnóstwo ludzi, którzy korzystając ze słonecznego dnia, postanowili wyjść na popołudniowy spacer.

Piękne obrazy bawiących się dzieci i uśmiechających się ludzi przebiegają teraz przed moimi oczami, ale to nie one mnie zachwycają. Nie idę ramię w ramię z nauczycielem, ale z ukochanym, który przytula mnie mocno podczas spaceru.

- Co tam gołąbeczki?

Podeszła do nas Samanta z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Nic, a co miałoby być? - spytałam chytrze.

- No nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię - skarciła mnie wzrokiem.

Robert także popatrzył na mnie przenikliwie.

- Nie mam pojęcia - oświadczyłam.

- Twoi rodzice byli wczoraj u was na kolacji, niedawno wrócili z drugiej podróży poślubnej. Jak im się podobało? Oboje wydają się tacy szczęśliwi...

***

Te właśnie słowa mnie obudziły.

Cała się trzęsłam, ale nie z zimna, lecz ze strachu i bólu.

Moje sny ukazywały prawdę o moich najskrytszych marzeniach. Pragnęłam być z Robertem, tak naprawdę z nim być i nie ukrywać się przed światem, ale to akurat wiedziałam. Nie wiedziałam natomiast, że skrycie potrzebuję obecności rodziców - obojga, naraz, szczęśliwych, a nie matki, która pojawia się i znika, jak huragan niszcząca wszystko na swojej drodze i nie ojca, dla którego dom jest przystankiem między delegacjami.

Wszyscy mamy swoje tajemnice, ale tylko ja dalej trwam w tej toksycznej relacji, tylko ja staram się tworzyć dom i tylko ja nie jestem szczęśliwa, a w zasadzie nie byłam szczęśliwa odkąd zmarła babcia, aż do potrącenia przez mężczyznę o niezwykłych oczach, który nadał memu światu na nowo barwy.

Alex gdy mnie nie zauważa aż promienieje szczęściem. Weźmy pod uwagę chociażby sytuację z dzisiejszego popołudnia - od lat nie słyszałam, by śmiała się tak beztrosko i tak szczerze.

Max - nabieram coraz większej pewności, że osoba, z którą rozmawiał tamtej nocy przez telefon, nie była moją matką. Ojciec był naprawdę przygnębiony niemożnością spotkania się z tamtą osobą i mimo, że bił wówczas od niego smutek, to był on spowodowany oddzieleniem od źródła szczęścia. Poza tym podczas jego delegacji to zawsze ja dzwonię do niego i nigdy nie słyszę takiego przygnębienia.

I Alex, i Max są szczęśliwi - szkoda tylko, że są szczęśliwi osobno.

"Ciekawe, dlaczego zawsze rozmyślania na temat mojej rodziny doprowadzają mnie do łez?"

Nie miałam sił na nic, na naukę, na sprawdzenie telefonu, otworzenie komputera, zejście na dół i sprawdzenie, czy mama i Marc nadal są w domu, na zjedzenie czegokolwiek. Żołądek miałam pusty od wczorajszego wieczoru, chyba, że za posiłek można uznać kubek kawy i mus jabłkowy w porze lunchu, ale moje ciało przeszywał taki ból, że nic nie byłabym w stanie przełknąć, nawet gdybym się bardzo starała.

Zegar wskazywał dopiero dwudziestą pierwszą dwadzieścia, lecz jedyne na co miałam ochotę to zagłębienie się w ciemniej otchłani, bez snów: tych miłych i tych smutnych oraz bez myśli zaprzątających moją głowę.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz