Rozdział 6

879 32 1
                                    

- Rose!

Nie zdążyłam jeszcze nawet ruszyć w kierunku drzwi, gdy usłyszałam ostry ton, o oskarżycielskim wydźwięku Adama, który właśnie przedzierał się przez tłum przy wyjściu.

- Rose! - mocno chwycił mnie za ramie i pociągnął.

- Au! To boli - próbowałam się wyrwać. - Oszalałeś?!

- Nie - stwierdził niemal krzycząc. - Wyjaśnij mi, co wydarzyło się w sobotę.

- Zerwałam z tobą.

Jeszcze mocniej zacisnął uścisk.

- Au!

Kątem oka widziałam, że nauczyciel chce mi pomóc, ale Cecil i kilka innych osób skutecznie to uniemożliwiało.

- Nie zgadzam się na to.

- Nie masz wyjścia - zacisnęłam zęby, by wyglądać na twardszą. - Mam przeliterować, żeby to do ciebie dotarło?

- Nie pogrywaj sobie ze mną - zmierzył mnie wzrokiem. - Poza tym, jak ty wyglądasz, jakaś koszula, jeansy, nie ułożone włosy. Gdzie podziała się ta seksowna, wyróżniająca się w tłumie laska, za którą szaleli faceci.

- Nie ma jej już, tak jak nas - syknęłam. - Więc mnie puść kretynie.

- O co ci chodzi? - Adam nadal nie rozumiał. - Każda chciałaby ze mną być.

- Nie jestem jak każda. Zrozum to wreszcie - krzyknęłam, bo znów mnie pociągnął, zaciskając uścisk na ręce.

Dodatkowo, tym razem zrobił coś więcej. Podniósł wysoko drugą rękę i opuścił ją gwałtownie, a ułamek sekundy później, dłoń Adama mocno uderzyła o mój policzek.

Właśnie teraz znalazłam kolejny powód, by nie ciągnąć tego toksycznego związku dłużej. Bo co będzie, gdy znów go zdenerwuję? Dotąd nigdy się poważnie nie kłóciliśmy, bo nigdy nie poruszaliśmy spraw, o które można by się poróżnić. Więc co będzie, jeśli Adam wpadnie w złość, dostanę kopniaka w brzuch? Chociażby jeśli po raz kolejny odmówię mu seksu to może skończę z podbitym okiem?

Robert nareszcie przedarł się przez osaczających go ludzi i ruszył w naszą stronę, już po raz drugi ratując mi życie, lub nie przesadzając, ratując z opresji.

- Przepraszam bardzo, co się tutaj dzieje?

- Nie twoja sprawa - syknął Adam.

- Zostaw mnie! - chłopak pociągnął mnie po raz kolejny, tym razem w kierunku drzwi.

- Puść ją! - i Robert się uniósł, robiąc równocześnie krok i zagradzając nam szczęśliwie drogę.

- Przesuń się, to nasza prywatna sprawa.

- Chyba się trochę zapędziłeś - wyznał. - Nie jestem jakimś twoim znajomym, tylko nauczycielem, więc żądam odrobiny szacunku!

- Przepraszam pana - Adam się speszył.

- Adam! Zostaw mnie wreszcie - znów się szarpnęłam.

- Słyszałeś? Puść Rose.

Chłopak nie zrobił tego, o co prosił Robert, a jego mocno zaciśnięte palce zostawiły już zapewne ślad na moim ramieniu.

- Nie, dopóki nie wyjaśni mi jednej rzeczy - oznajmił.

- Chcesz wiedzieć dlaczego z tobą zerwałam? Proszę bardzo - stwierdziłam i znów się uniosłam. - Mam dość bycia z kimś, kto zamiast mózgu ma czarną dziurę i w dodatku jest damskim bokserem. A teraz puść mnie!

- Jak sobie chcesz. Nie wiesz co tracisz.

- Nie martw się o mnie, nie będę po tobie płakać.

Zabrał rękę, ale w miejscu gdzie była jeszcze przed sekundą, czułam ostre pulsacje. Automatycznie położyłam swoją dłoń w tym miejscu.

Patrzyłam jak Adam wychodzi z sali i poczułam, że do oczu napłynęły mi łzy. Nie płakałam jednak z jego powodu. Bardziej przybił mnie fakt, że tę scenę obserwował Robert.

- Tak mi przykro - mężczyzna odruchowo dotknął mojego policzka, jak się domyślam teraz lekko zaczerwienionego.

Odwróciłam się nic nie mówiąc, zabrałam swoje rzeczy i zaraz ruszyłam w kierunku drzwi.

- Dziękuję.

- Rose - wymówił moje imię tak delikatnie.

Jednak to wystarczyło, by mnie zatrzymać, jego głos był jak uprząż, trzymał mnie na dystans, ale w każdej chwili mógł mnie powstrzymać, a ja nie miałam na to żadnego wpływu.

- Tak? - odwróciłam się.

- Wszystko w porządku? - spytał niepewnie.

- Zaskakująco tak - posłałam mu blady uśmiech. - Tylko wstyd mi, że był pan świadkiem tego wszystkiego.

- Twój chłopak nie popisał się zbytnio.

- Od kilku dni, już były chłopak.

- No tak - spojrzał na miejsce, gdzie zaciskałam dłoń. - Bardzo boli?

- To... - i ja na nie spojrzałam - ...odrobinę.

Zrobił krok w moją stronę i wyciągnął rękę.

- Mogę zobaczyć?

- Proszę, ale to nic takiego. Naprawdę.

Robert podwinął mi nieco rękaw, który odsłonił czerwono-sine linie. Nie spodziewałam się, że będzie to wyglądało aż tak źle.

- A jak policzek? - ujął mnie pod brodę, a w miejscu jego dotyku przeszły mnie cudowne dreszcze.

- Trochę piecze, ale myślę, że będzie dobrze - wyznałam. - Mam tylko nadzieję, że nie jest zbyt czerwony.

- Odrobinę - stwierdził i otarł niesforną łzę.

- Przepraszam - stwierdziłam, odwracając głowę i wycierając kolejne, które poszły śladem pierwszej kropli.

- Nie przepraszaj. Na pewno nie ty - stwierdził znów kładąc mi rękę na policzku i zmuszając bym na niego spojrzała. - Powinnaś to zgłosić dyrekcji.

- To bez sensu, kapitana drużyny futbolowej nawet święty nie ruszy - wyznałam z rezygnacją. - Bardzo pana proszę, by i pan nic nikomu nie mówił.

- Nie zrobię nic bez twojej wiedzy - westchnął. - Futbolista, można się było domyślić - położył dłoń na mej szyi i delikatnie pogładził kciukiem czerwony policzek, wbrew pozorom łagodząc ból. - Powinno zejść najpóźniej za dwa tygodnie.

- Nie wiedziałam, że jest pan również lekarzem - posłałam mu delikatny uśmiech.

- Nie, ale po naszym pierwszym spotkaniu uznałem, że muszę przyswoić trochę wiedzy medycznej, w szczególności swoją uwagę skupiłem na siniakach, otarciach i opatrywaniu ran - jego żart nieco rozluźnił atmosferę. - Wiesz, że masz ostatnio pecha?

- Jeśli ma pan na myśli to, że o mały włos skończyłabym pod kołami pańskiego samochodu i dzisiejszą sytuację, to wydaje mi się, że raczej jest to związane z panem niż z moim pechem - stwierdziłam odwijając rękaw i nieco krzywiąc się przy tym.

- Czyli teraz to ja przyciągam pecha? - uśmiechnął się szerzej. - Przynajmniej się spotkaliśmy po raz kolejny.

- Nie da się ukryć - wyznałam uśmiechając się już nieco mniej wesoło.

- Poza tym, co masz z tym panem? Byliśmy na ty, tak?

- Tak, ale sytuacja się zmieniła - uśmiech zniknął już zupełnie. - Jest pan moim nauczycielem i nie wiem...

"Trrrr."

Tym razem byłam pewna, że cieszyłam się z tego dzwonka.

- Muszę już iść. Przepraszam.

- Rose!

Zostawiłam Roberta w sali i ruszyłam na znienawidzoną historię.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz