Rozdział 88

438 15 0
                                    

- ...zaręczyliśmy się - oświadczył mój ukochany, gdy w siódemkę zasiedliśmy w salonie.

Dziś miałam okazję poznać Benjamina Avenue, męża Anny i zarazem najlepszego przyjaciela Roberta. Wystarczyła mi chwila z tym jasnowłosym, wysportowanym mężczyzną o niebieskich oczach by wiedzieć, dlaczego jest blisko z tak wspaniałymi ludźmi, którzy tworzą rodzinę Blackwellów.

Ben był altruistą i gotów był poświęcić siebie za innego, często zupełnie obcego człowieka, dlatego postanowił zostać strażakiem. Poza tym był również bardzo inteligentny, a swoim niezwykłym poczuciem humoru zarażał wszystkich wokół.

***

- Hej, szwagierku - uściskał się z Robertem radośnie już w progu. - Wow - dodał zauważając mnie, tuż za plecami brata swojej żony. - Anna mówiła, że masz niespodziankę, ale nie mówiła jaką - uścisnął moją dłoń.

- Ben, to jest właśnie Rose, ta, o której wam opowiadałem.

- Naprawdę miło mi poznać kobietę, która skradła serce tego wiecznego samotnika, a właściwie singla, bo zawsze miał wokół siebie tłum ludzi, ale nikogo naprawdę bliskiego w ten szczególny sposób.

- Dziękuję, mi również miło cię poznać.

W progu salonu stanęła Meg.

- Zakładam, że skoro Annie nie powiedziała ci o Rose, to o swoim przegranym zakładzie też nie. Prawda?

- Jakim zakładzie? - spytał mężczyzna.

- Tym, kto pierwszy będzie miał dziecko - wyjaśnił Robert przyciągając mnie do siebie, a ja odruchowo położyłam dłoń na brzuchu, którego biały sweter nie był już w stanie zamaskować.

- Gratuluję! - uściskał mnie.

- Szkoda, że nie widziałeś Anny wczoraj, gdy się dowiedziała.

- Nie wierzę, że ktoś utarł nosa mojej żonie - zaśmiał się.

- Hej! - uderzyła go lekko w ramię.

- Wiesz, że cię kocham, ale masz pazurki - uśmiechnął się lubieżnie. - Poza tym miło będzie podzielić doświadczenia z kimś, kto jest w związku z kimś starszym - puścił mi oko.

- Nie przesadzaj, z tego co wiem dzielą was zaledwie dwa lata - stwierdziłam.

- A was niby ile?

- Ben, Rose byłą moją uczennicą - wtrącił Robert. - Dziesięć lat.

- A, no tak, zapomniałem, ale spokojnie wyglądasz na dwadzieścia pięć.

Zaśmialiśmy się i przenieśliśmy rozmowę do salonu, a później do części jadalnej w kuchni.

***

- Ślub? - spytała Marie.

- I to za tydzień - wyznał William.

- Ale jak to?

- Byliśmy dziś w urzędzie i chcieliśmy najszybszy termin jaki był - sprecyzował mój narzeczony.

- Och, to świetnie! - Meggie klasnęła w dłonie. - Drugi ślub w przeciągu pół roku.

- Tak, to niesamowite - dodała jej matka.

Właśnie teraz przypomniało mi się, że Robert nie wspominał wcześniej, że jego siostra wychodziła za mąż. Widziałam w prawdzie zdjęcia Bena, ale tylko z liceum z Robertem.

- Rose, chyba nie wspomnieliśmy ci, że pobraliśmy się w maju tego roku, a niedługo później zaszłam w ciążę.

- Ja przyjechałem na krótko przed uroczystością, chcieli mnie zawiadomić dwa dni wcześniej, a swój związek ukrywali przede mną przez prawie cztery lata, bojąc się mojej reakcji.

- Twojej reakcji? - prychnęłam. - Jesteś najbardziej opanowanym człowiekiem na świecie, choć znam parę osób, które są w stanie wytrącić cię z równowagi.

- Nawet mi nie przypominaj - poprosił, ale ton miał chłodny i stanowczy.

Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym podaliśmy deser - słynne ciastka Roberta z czekoladą i prażonymi migdałami.

- Nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz synku - wyznała matka.

- Tak, jest znakomitym kucharzem - potwierdziłam jej słowa przytulając się do ukochanego.

- Ta kaczka, palce lizać, nigdy nie jadłem tak delikatnego i smacznego mięsa - dodał jego ojciec, ale większość potwierdziła to skinieniem, na dowód, że podzielają opinię Williama.

- Akurat kaczkę, tak jak i sałatkę, która cała zniknęła, zrobiła Rose.

- Bratowo, błagam, nie gotuj więcej - poprosiła Meggie. - Jesteś tylko trzy lata starsza ode mnie, a ja nawet wodę w garnku jestem w stanie spalić. Więc nie. Nie rób tego, bo i ja za chwilę będę musiała gotować.

- ...

- Meg, ja jestem dwanaście lat starsza od Rose i jeszcze nigdy nie tknęłam się kaczki, bo to zbyt trudne mięso do przygotowania - wtrąciła się starsza dziewczyna nim zdążyłam coś powiedzieć.

- ...

- Kochane, a co ja mam powiedzieć, jak ja robię kaczkę nikt jej nawet tknąć nie chce - tym razem do słowa nie dała mi dojść Marie.

- To naprawdę nic trudnego, mogę wam podać przepis - uśmiechnęłam się blado na wspomnienie. - Babcia zaczęła mnie uczyć gdy miałam osiem lat, a gdy skończyłam dwanaście, wszystkie jej przepisy miałam w głowie i musiałam sama gotować.

- Och, dlaczego? - spytał William.

- Babcia zachorowała na Alzheimera, gdy miałam dziesięć lat, i trzy lata później zmarła.

- Bardzo mi przykro - nawet Ben nie był już taki uśmiechnięty.

Zepsułam wszystkim humor i zniszczyłam tak lekką oraz przyjemną atmosferę, na szczęście na ratunek przybył mi rycerz na białym koniu i w lśniącej zbroi.

- Poczekajcie, aż Rose ugotuje coś z rosyjskich przysmaków. Zdecydowanie to jej świat, jeśli chodzi o kuchnię.

- Rosyjską? - spytały dziewczyny równocześnie, śmiejąc się z przypadkowej synchronizacji.

- Tak, mam rosyjskie korzenie i zdecydowanie się w te część rodziny wdałam. Dziadkowie wyemigrowali z Rosji i po przyjeździe tu zmienili imiona i nazwisko na amerykańskie. A ponieważ to ta babcia uczyła mnie gotować, to tę kuchnię znam najlepiej.

- Intrygujące.

- Rose, a twoi bliscy zdążą na uroczystość? - spytał Benjamin.

- Moja przyjaciółka studiuje w Vancouver więc przyjedzie razem z chłopakiem na czas.

- A rodzice?

- Nie - odpowiedziałam sucho.

- Nie akceptują was?

- Ben - żona powstrzymała męża od dalszych pytań. - Ona nie chce o tym rozmawiać.

Tak więc porzuciliśmy nieprzyjemne tematy i resztę wieczoru spędziliśmy w wesołej atmosferze.

- Ładnie się urządziliście - szepnęła mi na ucho matka ukochanego, nim wyszli, a pomyśleć, że to tylko kilka dodatków. - Nareszcie. Był strasznie przygnębiony i zagubiony po powrocie. Naprawdę cię kocha.

- Ja go również, jest dla mnie najważniejszy.

- Widzę.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz