Rozdział 41

530 18 1
                                    

"Czy tak ma wyglądać wigilijna kolacja? No chyba nie!"

Ojca nie ma, Alex też nie była łaskawa się pojawić. W tym roku nawet się nie starałam, ugotowałam pierś z indyka i zrobiłam sałatkę - nic dodać nic ująć.

Choinki nie chciałam stroić, ponieważ doszłam do wniosku, że światełka, które mam owinięte wokół wezgłowia łóżka wystarczą. Nie mogłam patrzeć na ten pusty stół i pusty dom. Musiałam się wyrwać i wyjść na chwilę.

Ubrałam tym razem czarne botki na obcasie, bo były cieplejsze od zamszowych i nieco cieplejszą kurtkę. Ubrałam słuchawki i włączyłam muzykę. Przechodząc przez kolejne alejki i widząc przez okna przydrożnych domów szczęśliwe rodziny wezbrał we mnie płacz. Doszłam do parku i usiadłam na ławeczce.

Byłam zupełnie załamana, myślałam o mojej rodzinie, o matce, która wciąż mnie unika i dla której najważniejsza jest praca, o wciąż nieobecnym ojcu. Wezbrała we mnie tęsknota za babcią i jej ciepłymi słowami.

Poczułam nagle, że zimno mi w palce u rąk. Wyrwało mnie to z zadumy i dotarło do mnie, iż spędziłam na ławce prawie półtora godziny. Wstałam i ruszyłam w stronę domu.

Profilaktycznie zaparzyłam sobie mięty i wypiłam ją z łyżką miodu - przepis babci oczywiście.

Chciałam iść i złożyć życzenia Samancie oraz jej rodzinie, ale zapomniałam, że polecieli do rodziców jej ojczyma. Dlatego poprzestałam na wiadomości.

Jakoś mijały mi dni, a jedyną osobą, z którą rozmawiałam, był Robert. Nie wspomniałam mu o mojej przygodzie, ale wiem, że to ze mnie wyciągnie, bo wyczuł coś w tonie mego głosu, gdy mówiłam o wigilii.

Ale naprawdę bałam się jakby zareagował na wieść, że spędziłam ten wieczór marznąc na ławce w parku, bo dla moich rodziców zupełnie przestałam się liczyć.

Ale odkąd umarła babcia tak to wyglądało. Ojciec już czwarty rok z rzędu był na delegacji, a mama wpadała na kolację, co roku coraz krócej i w końcu doszło do tego, do czego musiało dojść.

Zostałam sama nieszczęśliwa...

A oni byli szczęśliwi gdzie indziej.

Alex się nie pojawiła, a Maks nie zadzwonił.

Nareszcie przyszedł sylwester, a z nim wiadomość.

Robert:

Avenue Park 17/5
Zapraszam panią serdecznie na godzinę 20:00

Ja:

Będę punktualnie.

******************************

Wkrótce akcja się zagęści, jesteście gotowi?

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz