Rozdział 79

427 15 1
                                    

Prosto z motelu podjechałam na parking liceum.

Nie wiedziałam co mnie czeka, w końcu minęło pięć miesięcy. Przez kilka minut siedziałam jeszcze w samochodzie, a pytania, które dręczyły mnie całą drogę do Bridges, a które starałam się odsunąć, teraz jeszcze bardziej mnie niepokoiły.

"Poukładał sobie życie?"

"Zakochał się?"

"Czy w ogóle wrócił do Bridges, a może znalazł pracę gdzie indziej?"

Wzięłam głęboki wdech i wyszłam.

Postanowiłam najpierw skierować się do biura, by dostać jakiekolwiek informacje.

- Przepraszam, gdzie znajdę sekretariat? - spytałam jakiegoś ucznia, bo nigdzie nie umiałam znaleźć informacji.

- No cześć mała, jesteś tu nowa? Do której klasy chodzisz? - chłopak oparł się o szafki i zmierzył mnie wzrokiem.

- Powiesz mi, gdzie jest ten sekretariat?

- Skręć w prawo i na końcu korytarza go znajdziesz - wysoki blondyn trzymał czerwono-białą kurtkę futbolową w ręce, mogłam się więc domyślić, że ma wodę zamiast mózgu. - Jestem Johnny, kapitan szkolnej drużyny futbolowej, a skoro ci pomogłem to umówimy się po lekcjach, co?

- Zapomnij, nie twoja liga - stwierdziłam przechodząc obok.

Nagle poczułam jak czyjaś ręka łapie mnie za tyłek, odwróciłam się i spoliczkowałam chłopaka. Po przeżyciach z Adamem w ostatnim roku stałam się nieco czuła na takie zachowania.

- Następnym razem ci oddam jeśli jeszcze raz to zrobisz - ostrzegł.

- Nie groź mi - stwierdziłam odwracając się - a następnego razu nie będzie - wyznałam na odchodne.

"Ciekawie zapowiada się pobyt tutaj."

Resztę drogi przebyłam spokojnie, ale zaczęłam się zastanawiać nad własnym wyglądem. Dawno tego nie robiłam. W prawdzie rano faktycznie starałam się ubrać ładnie, by nie odstraszyć mężczyzny, którego kocham całym sercem.

Założyłam czarne jeansy, czarną bluzkę z długim rękawem i zarzuciłam na siebie kremowo-czarny kardigan w kratkę, który zakrywał nieco brzuszek. Był już piętnasty października, a w stanie Waszyngton to naprawdę późno i mimo że uwielbiam zimno, nie mogłam się jednak przeziębić w tym stanie. Jeśli chodzi o włosy pozostawiłam je rozpuszczone, a nienaruszone loki opierały się na plecach i piersiach, były o wiele dłuższe niż przy naszym ostatnim spotkaniu, ale Robert lubił je takie, jakie były, więc nie chciałam nic zmieniać.

Wydawało mi się, że wyglądam w miarę dojrzale, ale chyba się myliłam.

- Dzień dobry - przywitałam się z sekretarką.

- Dzień dobry, pani jest tą nową nauczycielką biologii? - spytała.

"Czyli jednak nie wyglądam zupełnie jak nastolatka."

- Nie, niestety - podeszłam do niej bliżej.

- Przepraszam, miała się dzisiaj zjawić - westchnęła i posłała mi ciepły uśmiech. - Czyli jesteś nową uczennicą, przepraszam, nie mieliśmy żadnej informacji - zaczęła się tłumaczyć.

- Nie, również nie jestem uczennicą. Skończyłam już szkołę - wyznałam.

- Więc co panią do nas sprowadza?

- Szukam pana Roberta Blackwella i zastanawiam się czy tu pracuje?

- Tak, pan Blackwell jest nauczycielem angielskiego w naszej szkole - odparła a mina nieco jej zrzedła, gdy tylko wymieniłam imię mężczyzny - Mam mu przekazać jakąś wiadomość?

- Nie, a mogłabym się dowiedzieć, gdzie teraz ma lekcje?

- W sali numer 37.

- Dziękuję bardzo - już chciałam wyjść, gdy coś mi się przypomniało. - Jak tam dojdę?

- Teraz prosto, a gdy będzie pani w korytarzu naprzeciwko wejścia do szkoły proszę skręcić w prawo i trzecia sala po lewej to ta.

- Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.

- Do widzenia.

Musiała być teraz długa przerwa, ponieważ uczniowie wciąż byli na korytarzu, choć nie było ich zbyt wielu. Drzwi do sali były zamknięte, więc nim weszłam do środka wolałam upewnić się, że w ogóle tam jest.

W tej szkole wejścia do różnych pomieszczeń miały przeźroczyste szyby więc łatwo było zobaczyć co się dzieje w środku, spojrzałam i w tym samym momencie zrozumiałam, że to był błąd...

...że przyjazd do Bridges, był błędem.

Robert rozmawiał z młodą dziewczyną, tak na pierwszy rzut oka miała z szesnaście lat i była śliczną blondynką. Nie trwało to długo nim ją przytulił.

To było jak cios prosto w serce, chciałam uciec, ale wpakowałam się prosto w szafkę i rozległ się hałas.

Całe szczęście uderzyłam się w nią ramieniem, a nie czymś innym, niestety ostry dźwięk zwrócił na mnie uwagę nie tylko przechodzących obok uczniów, ale i nauczyciela z dziewczyną.

Mimo to ruszyłam w stronę wyjścia.

Ta scena zasiała we mnie ziarno zwątpienia, może faktycznie był ze mną dlatego, że byłam jego uczennicą.

- Rose! - krzyknął za mną. - Rose, zaczekaj!

- Niepotrzebnie przyjeżdżałam!

- Rose!

Gdy znów przechodziłam obok wysokiego blondyna, ten po raz kolejny złapał mnie za pośladki. Znów się odwróciłam, by go spoliczkować, jednak nie zrobiłam tego.

- A mówiłaś, że nie będzie następnego razu - stwierdził z szyderczym uśmieszkiem.

Nie odpowiedziałam, jedynie spojrzałam w stronę nadchodzącego bruneta. Chciałam zdążyć uciec przed mężczyzną...

Nie udało się.

Dogonił mnie gdy byłam niemalże przy samych drzwiach, złapał za rękę i dzięki mocnemu szarpnięciu znalazłam się w jego silnych ramionach. Nie wiem jak i kiedy to się stało, ale znów poczułam delikatne usta ukochanego na moich, odruchowo dłonie powędrowały na jego szyję, a oczy mocno zacisnęłam, by chłonąć tę chwilę całą sobą.

Gdy Robert mocno przyciągnął mnie do siebie, odzyskałam rozum i odsunęłam się, przypomniałam sobie, gdzie jesteśmy i nie mogłam pozwolić, by zgniótł maleństwo.

- Musimy porozmawiać - szepnęłam, a on otarł łzy z moich policzków.

- Tak, zdecydowanie - uśmiechnął się szeroko. - Poznasz kogoś.

Idąc z ukochanym zatrzymaliśmy się tuż obok Jonnego i dopiero teraz zauważyłam, że upuściłam torebkę.

Nie musiałam się schylać, bo zrobił to za mnie Robert.

- Dziękuję - stwierdziłam, a gdy mi ją podał, znów delikatnie musnął me usta.

- Stary, macałeś tyłek laski nauczyciela - usłyszeliśmy w tle czyjś głos.

- Słucham? - spytał ukochany.

Milczeli.

- Właśnie, masz coś do powiedzenia Johnny? - spytałam. - Wcześniej byłeś taki rozmowny.

- Przepraszam - powiedział cicho.

- Odpowiadając na twoje poprzednie pytanie, do której klasy chodzę? Żadnej, nie jestem uczennicą.

- Porozmawiamy później Johnny - Robert wyczuł moją niechęć do chłopaka.

Gdy wracałam z ukochanym do klasy zauważyłam, że korytarz niemal zupełnie opustoszał, a w tle słyszałam jak chłopak warczy do kolegi.

- Nikomu ani słowa!

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz