Rozdział 37

568 20 0
                                    

- U mnie o siódmej - szepnęłam na ucho ukochanemu wychodząc z teatru.

- Już nie mogę się doczekać - delikatnie pocałował mnie w czoło.

- Zobaczymy się za długie dziewięć tysięcy pięćdziesiąt siedem sekund.

- Ty to naprawdę policzyłaś - uśmiechnął się szerzej.

- Tak.

Zegar właśnie wskazał 19:00 i w tej samej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.

Otworzyłam je nieśpiesznie, mimo że wyczekiwałam z niecierpliwością osoby, która kryła się za nimi.

- Witam, panie Blackwell.

- Panno Black - uśmiechnął się na mój widok, wszedł do środka i gdy tylko zatrzasnęłam drzwi zrobił krok w moją stronę i namiętnie pocałował, wplątując dłonie w moje włosy, moje dłonie powędrowały na jego pas i zacisnęły się na koszuli, kilka centymetrów nad paskiem.

Jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze na całym ciele, a gdy się odsunął, na zaledwie kilka centymetrów, opierając czoło o moje, oddychaliśmy ciężko, wpatrując się w siebie tak jak w poniedziałek w teatrze.

- Pięknie wyglądasz - szepnął.

- Dziękuję, ty również.

To prawda, miał na sobie ciemne jeansy i czarną koszulę z śliwkowym krawatem, na to narzucił elegancką marynarkę. Przy tym pięknym i wyrafinowanym mężczyźnie prezentowałam się nijak, nawet elegancka, czarna, ołówkowa spódnica z wysokim stanem do kolan, podkreślona mahoniową obcisłą bluzką mi mnie pomagała.

- No co? - spytałam, widząc, że wciąż przenika mnie wzrokiem.

- Mhm?

- Jakoś dziwnie na mnie patrzysz i to z resztą nie pierwszy raz. O co chodzi?

Uniósł rękę i dotknął jednego z loków przy mojej twarzy. Włosy nadal miałam odrobinę wilgotne po prysznicu.

- Masz piękne włosy, a teraz są takie puszyste, takie jak w teatrze. Już wtedy miałem ochotę ich dotknąć, teraz mogę. Chyba, że ci to przeszkadza? - spytał niepewnie.

- Nie - odparłam cicho - ale nikt jeszcze tego nie robił.

- Naprawdę?

- Naprawdę, a loki są takie, bo są jeszcze nieco wilgotne, tak mam od zawsze.

- Piękne, jak cała ty - dłoń, którą cały czas trzymał przy mej twarzy, przysunął nieco bliżej i zaczął gładzić policzek kciukiem.

Mogłabym tak stać z godzinę, albo i dłużej. Nie dam sobie ręki uciąć ale pewnie staliśmy tak kilka minut.

- Jesteś głodny?

- Tak.

- Więc zapraszam do stołu.

Przeszliśmy do kuchni, gdzie przygotowałam stół. Na szarym obrusie stały białe kwadratowe talerze i sztućce. Na płaskich talerzykach czekała już gotowa przystawka.

- Kawior?

- Tak, czarny i czerwony. Jadłeś już kiedyś kawior? - spytałam.

- Nie. Wiem co to jest, ale nigdy nie próbowałem - wyznał gdy usiedliśmy obok siebie.

Patrzyłam jak się zastanawia, jak się zabrać za połówki jajek z kolorową ikrą i wzbierało mi się na śmiech.

- Śmiejesz się ze mnie?

- Nie, ale twoje podejście jest interesujące - wyznałam lekko drwiąco.

- Trochę się boję. Jak to smakuje.

- Ma nieco specyficzny smak, ale przede wszystkim jest słonawe, myślę że ci zasmakuje.

Wziął niepewny pierwszy kęs i po jego minie wywnioskowałam, że jest zachwycony.

- Dobre, prawda?

- Pyszne, ale dlaczego akurat kawior? - spytał zainteresowany, zabierając się za drugi kolor ikry.

- Rosyjskie korzenie - stwierdziłam. - Mery Ann była Rosjanką i mój dziadek również, ona uczyła mnie gotować i pokazała mi wszystkie narodowe przysmaki, ten jest jednym z nich.

- Byłaś kiedyś w Rosji?

- Nie - zesmutniałam.

Chciałabym odwiedzić ojczyznę mych przodków, ale wyobraźnia płatałaby mi figle i wszędzie widziałabym babcię, a to stanowczo za dużo.

Drugim daniem były przegrzebki. Ułożyłam je w głębokim talerzu i polałam sosem, kilka płatków migdałowych na dwóch górkach do ozdoby i było gotowe.

- A to?

- Przegrzebki w sosie miętowo-serowym i migdałami - uśmiechnęłam się delikatnie. - Nie martw się, jeśli ci nie będzie smakować, drugim daniem może być zwykły makaron.

- Rose, cokolwiek wyjdzie spod twojej ręki, nie jest zwykłe.

- Niech się pan już tak nie podlizuje, panie Robercie, tylko proszę jeść.

- Tak jest proszę pani - uśmiech na jego twarzy znów się powiększył.

Ku memu pozytywnemu zaskoczeniu zjadł wszystko i chyba naprawdę mu smakowało.

- Gdybym nie wiedział, że jest jeszcze jedno danie, to poprosiłbym o dokładkę.

- Jedno? No może tak, ale jest jeszcze deser - zaśmiałam się.

- W takim razie poproszę małą porcję.

- Oczywiście.

Makaron nie był czymś super wybitnym do przygotowania, więc również był zjadliwy.

Gdy podałam jabłecznik ostrzegłam, że może być nieco ciepły. W trakcie jedzenia zauważyłam, że kawałek jabłka znalazł się na zaroście Roberta i zaczęłam się śmiać.

- Znowu się ze mnie śmiejesz?

- Tak - uniosłam rękę - masz ciasto na brodzie.

Położyłam delikatnie dłoń na jego policzku i starłam kawałek owocu. Mój gest był na tyle intymny, że zapomnieliśmy znów o otaczającym nas świecie, a nasze głowy powoli zbliżały się do siebie, potęgując przyjemne napięcie w mojej piersi.

Najpierw musnął moje usta, odsunął się na moment i spojrzał intensywnie w oczy, następnie ujął pod brodę i nasze usta spotkały się ponownie, w długim i iście namiętnym pocałunku, a następne kilka godzin spędziliśmy na kanapie w swoich ramionach, rozmawiając.

- Jaki jest twój ulubiony kolor? - spytałam. - Wiemy już trochę na swój temat ale tych podstaw nie.

- Czarny i zielony. A twój?

- Biały, czarny i różowy, ale delikatny pudrowy.

- A kwiaty?

Uniosłam głowę z jego piersi i nieco zmrużyłam oczy.

- Czemu chcesz wiedzieć, jakie kwiaty lubię?

- Po pierwsze to jest, jak ty to określiłaś, jedna z podstawowych informacji, a po drugie chcę wiedzieć, jakie kwiaty ci kupić w przyszłości.

- No dobrze - popatrzyłam znów na nasze wciąż splecione dłonie. - Bordowe oraz białe róże i bluszcz. Wiem, że to nie kwiat, ale uwielbiam tę roślinę.

- Czyli trafiłem z różą?

- Zdecydowanie.

- Ja również je lubię.

- Kolejna rzecz, która nas łączy.

- Jedna z wielu - cmoknął mnie w czubek głowy.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz