Rozdział 32

610 19 1
                                    

Gdy dotarłam do teatru, w środku było już kilka osób, a liczyłam na chwilę spokojnej rozmowy z ukochanym. Niestety nie było mi to dane, ale za to znów usiadłam na swoim starym miejscu, ramię w ramię z nauczycielem.

- Dzień dobry, panie Blackwell - przywitałam się delikatnie.

- Witam ponownie, panno Black, widzę, że jest pani cała i zdrowa.

- Jak widać, udało mi się przeżyć większość lekcji bez wypadków.

- Niezmiernie cieszy mnie ta wiadomość - patrzył na mnie z taką intensywnością, że na mych policzkach pojawił się delikatny rumieniec.

- Coś się stało? - spytałam, bo wciąż przenikał mnie wzrokiem.

- Nic - odparł, jakbym wyrwała go z innej rzeczywistości. - Zaczynamy?

Skinęłam głową.

Wchodząc na scenę był taki charyzmatyczny i piękny.

- Dziś przećwiczymy scenę spotkania księcia i Aurory, później scenę pierwszą i dwie końcowe, czyli przebudzenie księżniczki, dworu i taniec.

Dziś grało mi się wyjątkowo łatwo. Sama siebie nie poznawałam, gdy śpiewałam nie byłam w stanie rozpoznać swojego głosu, ale chyba innym się to podobało. Gdy poprzednim razem ćwiczyliśmy scenę przebudzenia z Morrisem, nie umiałam się skupić, wszystko mnie rozpraszało. Później Robert celowo omijał tę scenę na próbach.

Podążałam dziś za jego radą i uziemiłam się w szczęśliwej chwili. Tym razem mój umysł nie przywołał wspomnienia z kawiarni, ale z mojego domu, gdy siedzieliśmy na kanapie wtuleni w siebie w zupełnej ciszy. Po tych trudnych dwóch tygodniach potrzebowaliśmy wyciszenia i niewinnej bliskości. Jego ramiona okazały się zbawienne, a malując kółka na wnętrzu mojej dłoni, odprawił mój umysł do innego świata.

Poczułam jak chłopak całuje mój policzek i odsuwa głowę.

"Raz. Dwa. Trzy."

Otworzyłam oczy.

- Książę? - spytałam, kładąc dłoń na jego policzku.

- Tak, to ja - uśmiechnął się.

Kurtyna się zasunęła, szybko przesunęliśmy łóżko za scenę i zostały ustawione stoliki i krzesła.

- Dzięki, że tym razem nie uderzyłaś mnie w głowę - powiedział chłopak, nieco milszym tonem niż zwykle.

Tina i Christian jako król i królowa położyli się opierając głowę na stole, Nigel i parę innych osób położyło się na scenie jako mieszkańcy dworu. Gdy kurtyna zaczęła się rozsuwać, wszyscy powoli zaczęli się budzić.

Rozbrzmiała muzyka i my wkroczyliśmy na scenę, zaczęliśmy tańczyć, "moje wróżki chrzestne" machały różdżkami, obok Króla pojawił się drugi - ojciec księcia.

- Ciii, nie kłóćmy się już - stwierdziła Anna. - Nasza mała księżniczka przełamała klątwę i nareszcie może żyć długo i szczęśliwie.

Koniec.

- No nareszcie - krzyknęła Cecylia z widowni.

- Dzisiejsza próba była dobra - stwierdził nauczyciel stając przy krawędzi. - Zostały nam dwa tygodnie do przerwy świątecznej, musimy być już bardzo dobrze przygotowani, bo po powrocie zostają niecałe trzy tygodnie już w pełnej scenografii i to tyle. Więc przećwiczcie swoje kwestie - spojrzał na kilka osób, które jeszcze nie znały tekstu na pamięć, w tym na Cecil - a na dziś to tyle. Jesteście wolni.

Wszyscy czym prędzej zebrali swoje rzeczy i wyszli. Nawet rekwizytorzy. Tylko ja zostałam ustawiając na miejsce kilka pozostałych dekoracji.

- Panno Black, to chyba nie należy do twoich obowiązków - stwierdził, wskazując na scenę, z której właśnie zeszłam.

- Nie, ale lubię gdy wszystko jest na swoim miejscu.

- Czyżby? - spytał, biorąc mnie w ramiona.

- Tak - odparłam, kładąc dłonie na jego piersi i odchylając nieco głowę, by lepiej go widzieć. - Zdaje mi się, że właśnie jestem we właściwym miejscu.

- Też jestem tego zdania - nachylił się i musnął delikatnie moje usta.

Przymknęłam oczy, gdy trwaliśmy w uścisku stykając się czołami. Ta naprawdę niezwykle przyjemne uczucie.

- Kiedy będziemy mogli się spotkać? - spytał. - Nie zrozum mnie źle, uwielbiam z tobą pisać, ale brakuje mi twojej obecności.

- Jutro idę do Samanty i w sobotę się z nią spotykam, poza tym nie mam żadnych innych planów, możesz przyjść kiedy zechcesz.

- A twoi rodzice? - spytał.

- Ojciec przyjedzie za cztery tygodnie, a Alex, to znaczy moja matka, jest nieprzewidywalna, ale jak wpada do domu po południu to tylko po to, by coś wziąć i narobić bałaganu. Na mnie nawet nie zwraca uwagi, więc myślę, że póki co nie ma się nią co przejmować.

Pocałował mnie znów, nieco namiętniej.

- Jak ja się za tobą stęskniłem - uśmiechnął się blado. - Boże Rose, co ty ze mną robisz?

- A co ty ze mną?

- Możemy się spotkać w środę? Nie wytrzymam dłużej.

- Serdecznie zapraszam - uniosłam się na palcach i musnęłam płatek jego ucha. - Będę odliczać sekundy do naszego spotkania - wyszeptałam.

- Do zobaczenia.

- Do jutra - posłaliśmy sobie blade uśmiechy wychodząc i każdy poszedł w swoją stronę.

Nie zdążyłam przejść nawet jednej przecznicy gdy dostałam wiadomość.

Robert:

Tęsknię.

Ja:

Ja też.
Nie pisz SMS-ów jadąc autem, bo spowodujesz wypadek.

Robert:

Jeśli nie ma cię w pobliżu, to nie spowoduję wypadku.

Ja:

Masz szczęście, bo dziś nie planuję wchodzić nikomu pod koła.

Robert:

Mam taką nadzieję.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz