Rozdział 4

897 29 0
                                    

- Boże, kto normalny słucha tak głośno muzyki? - usłyszałam męski głos za plecami.

- Cześć tato - przywitałam się z nim radośnie.

- Tylko cześć? - zdziwił się. - A gdzie misiek?

- Przepraszam - przytuliłam się do niego. - Mam do ciebie nadal mówić "tatusiu" czy już jesteś na to za stary?

- Ja stary? - zaśmiał się głośno. - Chyba sobie ze mnie żartujesz?

- A te siwe włoski? - dotknęłam jego nieco przerzedzonej czupryny.

- Kochanie, to tylko srebrne pasemka - przewrócił oczami. - Nie wiesz? Teraz to modne. Jako najpopularniejsza dziewczyna w szkole powinnaś o tym wiedzieć, w końcu wszystkie oczy skierowane są na ciebie i Adama.

Mimo iż powiedział to ironicznie, jego komentarz o popularności uraził mnie, zwłaszcza teraz, gdy chciałam to zmienić. Odwróciłam się znów do pieca i wróciłam do gotowania.

- Obraziłaś się?

- Nie.

- To o co chodzi?

- O nic - stwierdziłam. - Tylko nie ma już mnie i Adama.

- Jak to? Co się stało? - spytał.

Wyjął mi z rąk łyżkę, którą mieszałam marchewkę z groszkiem i zaprowadził mnie na fotel.

- A teraz opowiadaj. Czemu z tobą zerwał?

- Nie on zerwał, to ja zerwałam.

- To czemu jesteś przybita?

- Nie jestem - powtórzyłam.

- Jednak widzę, że coś cię gnębi.

Ojciec miał dar czytania z ludzi jak z otwartej księgi i nie raz i nie dwa przydawała mu się ta umiejętność, czy to w pracy, czy w życiu prywatnym.

- Naprawdę nic się nie stało - uśmiechnęłam się blado.

- Więc chociaż powiedz mi czemu zakończyłaś ten związek? - dopytywał. - Przecież chodziliście ze sobą dwa lata.

- No i o te dwa lata za długo. Liceum za bardzo na mnie wpłynęło i miałam już dość tego pustaka.

- Było aż tak źle? Wydawałaś się szczęśliwa.

Westchnęłam.

Czas najwyższy się przyznać.

- Powiem jedno słowo, które jest przyczyną wszystkich moich błędów. Popularność.

- To mam nadzieję, że podjęłaś słuszną decyzję - przytulił mnie.

Nagle coś mi się przypomniało:

"Obiad!"

- O matko, gotuje się!

Gwałtownie wstałam i ruszyłam w kierunku kuchni. Podbiegłam do pieca, wyłączyłam gaz i zamieszałam prawie rozgotowane warzywa.

- Uratowane - odetchnęłam z ulgą.

Nałożyłam steki na talerze, dodałam purée oraz marchewkę i ruszyłam do jadalni. Położyłam danie w miejscu, gdzie siedział ojciec, a w zamian ujrzałam jego promienny uśmiech. Tęsknię za nim co dzień, gdy wyjeżdża na te swoje delegacje.

Potem już tylko sztućce, kubek ciepłej herbaty dla Maxa i kubek kawy z mlekiem dla mnie i mogliśmy zasiąść do stołu.

- Hej, a gdzie moja kawa? - oburzył się ojciec.

- Tam gdzie twoje prawidłowe ciśnienie - stwierdziłam z uśmiechem. - Będzie w normie, będzie i kawa - cmoknęłam go w czoło. - A na razie specjalna herbatka.

- Kim ty jesteś dziecko?

- Rosemary Black, nie wiesz?

Gdy tata zaczął swoje danie, jego wzrok był wbity w jedno miejsce i coś widocznie go zastanawiało.

- Gdzie mama? - spytał.

- W pracy - westchnęłam. - Jak zawsze. Przecież wiesz, że ona rzadko wychodzi z kancelarii.

- Ale nie mogła być na obiedzie? Tak długo się nie widzieliśmy.

- Najwidoczniej ma jakąś trudną sprawę - odparłam cicho bawiąc się marchewkę. - Zobaczycie się wieczorem.

Próbowałam pocieszyć ojca, ale nawet nie wiem dlaczego, finalnie nie wydawał się tym aż tak przejmować. Całe popołudnie spędziliśmy razem słuchając muzyki. No cóż, nie każdy lubi klasykę, ale ja uwielbiam.

Max w międzyczasie zabrał się oczywiście za gazetę, a potem włączył telewizor, od razu przeskakując na kanał z nowinkami ze świata sportu.

Ja pozostałam jednak przy swojej lekturze.

Gdy wieczorem poszłam do swojego pokoju, wszystko od czego uciekałam, o czym chciałam zapomnieć, wróciło.

Ból ostatnich dni potęgowały pogłosy rozmowy rodziców.

Otworzyłam okno i nie wchodząc pod pierzynę, powoli zapadałam w sen, zapłakując przy tym poduszkę.

Niedziela minęła jak mrugnięcie, zaledwie ruch wskazówki zegara.

Uczyłam się, ale niewiele z tego pamiętam, z jednej strony co chwilę dzwonił Adam, a z drugiej szczypanie pod powiekami było nie do zniesienia. Z jego powodu również nie chciałam iść w poniedziałek do szkoły. Niestety, siła wyższa mnie do tego zmusiła - mama.

Jak nie musi to zachowuje się jak matka.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz