Rozdział 27

645 20 0
                                    

Dzisiejsza wizyta bardzo poprawiła mi humor, dawno już się tak nie czułam - pełna nadziei na lepsze jutro. Wizja bycia szczęśliwą u boku niezwykłego mężczyzny sprawiała mi radość. Jednak to, co daje mi dziś szczęście, jutro może prysnąć.

Czuję się zarazem wniebowzięta, ale im szybciej płynie czas, tym więcej zdrowego rozsądku odzyskuję.

Zaczęłam również analizując poszczególne sprawy:

Wiek: Robert - prawie dwadzieścia osiem, ja - osiemnaście.

Status: Robert - nauczyciel, ja - uczennica.

Urok: Robert - ogromny, ja - brak.

Talent i doświadczenie: Robert - duży potencjał, ja - zero.

Jednak gdy tylko go widzę, gdy te duże i piękne oczy patrzą na mnie tak intensywnie, jakby chciał przejrzeć mą duszę, gdy dotyka moich policzków i włosów, gdy całuje...

W takich momentach, mimo że nigdy wcześniej tego nie robiłam, odkładam na bok zdrowy rozsądek i daję się ponieść uczuciom. Już nie rozum włada mym ciałem, lecz serce.

I skrycie zadaję sobie pytanie:

"Co się ze mną dzieje?"

Ale chcę, by działo się to dalej. Jest jeszcze za wcześnie, by myśleć o konsekwencjach.

Mimowolnie w mojej głowie pojawiały się nieznośne pytania:

"Jak będzie wyglądać nasze życie?"

"Czy interesuje się mną tylko ze względu na to, że ten związek jest zakazany?"

"Czy nie narażam go na niebezpieczeństwo, nie kończąc tego?"

"Ile o nim wiem?"

"Czy Robert kiedykolwiek się przede mną otworzy i będzie chciał powierzyć mi swoje tajemnice?"

"Jak będzie wyglądał koniec i kiedy on nastąpi?"

Tyle nieznośnych pytań i żadnej odpowiedzi.

"Przestań już myśleć!"

Nakazałam sobie w duchu.

Robert wyszedł przed południem. Usiadłam w kuchni i zaparzyłam sobie kawy. Po kilkunastu minutach te wszystkie myśli zaczęły zaprzątać mój umysł i nawet nie zauważyłam, że to było pięć godzin temu.

Wbiłam wzrok w trzymany w rękach kubek, był pełen i nie był już ciepły, jak kilka godzin wcześniej, ale dalej unosiła się nad nim delikatna woń kawy.

Dopiero co podeszłam do kominka i rozpaliłam w nim ogień, kiedy do domu wróciła Alex. Zobaczyłam ją pierwszy raz od tygodnia i szczerze mówiąc nie miałam ochoty spędzać z matką czasu, ale na szczęście obyło się bez tego. Alex nawet nie powiedziała mi cześć, pobiegła do pralni, wyrzuciła zawartość małej torby na podłogę, potem jak błyskawica pobiegła na górę. Nie wiem co tam robiła, ale po odgłosach dobiegających z piętra mogłam wywnioskować, że pakowała walizeczkę z powrotem, krzątając się we własnej sypialni.

Po kilkunastu minutach weszła do kuchni, nalała do jednorazowego kubka kawy i znów bez słowa wyszła.

Nie chciałam jej specjalnie oglądać i niby spokojnie przyglądałam się temu co robi, ale mimo wszystko mogłaby się przywitać.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz