Rozdział 9

756 31 1
                                    

Wesołych świąt, smacznego jajka 🐰🥚
a przede wszystkim życzę wam zdrowia w tych czasach

******************************

Środa - dzień przesłuchania.

Widziałam po wszystkich znajomych z koła, że bardzo się denerwują, ale nie wiem czego się bali, w końcu co będzie, to będzie.

Najlepiej do takich rzeczy podejść bezstresowo, a wszystko skończy się dobrze. Poza tym nie spodziewam się wielkich cudów.

Około piętnastej, otworzyły się drzwi teatru.

Zajęłam ulubione miejsce...

...a właściwie chciałam zająć ulubione miejsce, bo gdy podeszłam do trzeciego siedzenia w pierwszym rzędzie, zobaczyłam, że leżą tam już czyjeś rzeczy.

"Ciekawe tylko, kto je wybrał, zwłaszcza, że siedzę tam od pierwszej lekcji z panią Jenkins."

Postanowiłam siąść na tym samym miejscu, tylko dwa rzędy wyżej i dowiedzieć się kto miał takiego pecha, by mnie podsiąść.

Jednak tego się nie spodziewałam.

Robert.

No cóż, człowiek pech. Nauczyciela raczej nie będę prosiła, by zwolnił moje dawne miejsce.

- Dzień dobry. Mam dla was scenariusze - stwierdził podając każdemu po egzemplarzu. - Ponieważ część z was jest już w miarę dorosła, postanowiłem wasze umysły wysłać z powrotem w krainę dzieciństwa i baśni. Więc zimą zagramy "Śpiącą Królewnę." Tak jak wspomniałem dam wam pół godziny, a później będę prosił was o odegranie wybranej przeze mnie sceny. Kto skończy proszę o wyjście, by nie przeszkadzać innym, a wyniki i tak będą wisiały jutro rano przed moją salą.

"Tik."

"Tak."

"Tik."

"Tak."

Czas płynął nieubłaganie, prześledziłam cały scenariusz w jakieś dwadzieścia minut. Mogłam więc wybrać najtrudniejsze sceny. Obawiałam się, że na taką właśnie mogę trafić.

- Koniec czasu.

Robert kolejno brał uczniów, którzy siedzieli z tyłu. Większość moich znajomych znalazła się w ostatniej dziesiątce. Przede mną mówiła między innymi Margaret. Duża część osób mówiła monolog Śpiącej Królewny w lesie lub odgrywali scenę, gdy ma się ukłuć w palec, lub specjalnie dla męskiej części koła, scena rozmowy księcia z ojcem.

Gdy ostatnia dziewczyna zeszła ze sceny, ja zajęłam jej miejsce i jakie było moje zdziwienie widząc, że Robert zbierał swoje rzeczy.

- Przepraszam - odchrząknęłam. - Może pan i dla mnie wybrać jakąś scenę.

- Rose, ty też na przesłuchanie?

- Tak - pokiwałam twierdząco głową.

- Kiedy przyszłaś? - spytał odkładając torbę i wyciągając z niej ponownie scenariusz.

- Byłam pierwsza w sali. Znaczy, zaraz po panu.

- Wybacz w takim razie - spojrzał na zadrukowane kartki. - To może scena trzecia.

- Dobrze, tylko o ile pamiętam to scena dla dwóch osób, gdy Królewna spotyka Księcia, a ja zostałam sama - powiedziałam.

- Nic nie szkodzi, ja zagram księcia.

Robert podszedł do krawędzi i wskoczył na scenę, w dwóch kolejnych ruchach stał naprzeciw mnie i wyciągnął mi z rąk scenariusz.

- Ale...

- Wiem, że chcesz powiedzieć, iż inni mieli przed oczami tekst, jednak widzę w tobie coś więcej, coś czego inni nie mają. Improwizuj, jeśli znasz scenę dasz radę. Ja ci w tym pomogę.

Patrzyłam jak zgina mój egzemplarz sztuki na pół i chowa go do swojej tylnej kieszeni.

- Wiesz od czego zacząć.

- Tak, piosenką, postać Królewicza ją słyszy i dołącza do dziewczyny.

- Idealnie.

Odszedł, a ja zwróciłam się twarzą ku widowni. Podniosłam rękę jakbym śpiewała do ptaków.

- Och nieznajomy, ciotki wspominały bym z nikim nie rozmawiała, z nikim kogo nie znam. Jednak... - zrobiłam krótką przerwę i udałam, że chcę wyszeptać coś do stworzonka siedzącego na mym palcu. - Jednak my się już znamy. Ze snu - wyszeptałam, po czym uniosłam drugą rękę, przymknęłam oczy, zaczęłam tańczyć i nucić piosenkę.

Znam ze snu oczy twe.
Nieznajomy spojrzenie twoje znam.
Znam ze snu usta twe.
Nieznajomy tony twoje znam.

Głos twój prześladuje mnie.
Na jawie i we śnie.
Lecz nieważne gdzie, zawsze powtarzasz...
Że kochasz mnie.

Głos twój prześladuje mnie.
Na jawie i we śnie.

I w tym właśnie momencie dołączył do mnie Robert, miło było czuć jego dotyk na skórze.

Lecz nieważne gdzie, zawsze powtarzasz...
Że kochasz mnie.

Ostatnie linijki zaśpiewałam wraz z mężczyzną stojącym z mną.

- Och - wyrwałam się, choć niechętnie.

- Co się stało? - spytał piękny książę. - Nie chciałem cię przestraszyć.

- Nie, nie. Nic się nie stało - jąkałam się i próbowałam uciec, ale on skutecznie trzymał moją rękę. - Lecz my się nie znamy.

- Doprawdy? - spytał wyzywająco. - Ja pamiętam nie jedno nasze spotkanie, te włosy, te usta, te oczy i ten głos. Wyśniliśmy już nie raz to spotkanie, nie raz wyśniliśmy siebie - był tak przekonywujący, iż miałam wrażenie, że Robert wiedział o tym, że często myślę o jego oczach i o tym, że śnił mi się zeszłej nocy, a nie mówił jedynie danej kwestii.

W odpowiedzi jedynie się blado uśmiechnęłam.

- Znam ze snu oczy twe - zaczął tańczyć i śpiewać.
Nieznajoma spojrzenie twoje znam.
Znam ze snu usta twe.
Nieznajoma tony twoje znam.

Głos twój prześladuje mnie.
Na jawie i we śnie.
Lecz nieważne gdzie, zawsze powtarzasz...
Że kochasz mnie.

Dołączyłam do niego i ostatnie wersy zaśpiewaliśmy razem.

Lecz nieważne gdzie, zawsze powtarzasz...
Że kochasz mnie.

- Bardzo dobrze Rose. Widzisz, poradziłaś sobie.

- Może, ale strasznie śpiewam.

- Masz przepiękny głos i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

Robert wciąż trzymał mnie za rękę i nie pozwalał odejść. Jego hipnotyzujące spojrzenie zakotwiczyło mnie na scenie na dobre. Patrzyłam jak jego oczy jaśnieją, jednocześnie nabierają przy tym bardziej intensywnych barw. Staliśmy tak przez kilka minut, może nawet dłużej.

W końcu otrząsnęłam się i zabrałam rękę.

- Chyba na mnie już czas.

Zebrałam swoją torbę i wróciłam do domu. Na miejscu rzuciłam się na łóżko i wplotłam palce we włosy.

"Rose, to twój nauczyciel! Nie możesz się w nim zadurzyć."

Nakazałam sobie sama wduchu, ale czy tego posłucham? Na tę chwilę to jedna wielka zagadka.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz