Rozdział 86

412 17 0
                                    

- Jesteś gotowa? - spytał tuż przed wejściem.

- Tak.

Naprzeciwko wejścia, przy biurku i przed komputerem, siedziała starsza pani w okrągłych okularach.

- Dzień dobry Robercie - uśmiechnęła się. - Z jaką piękną młodą damą tu przyszedłeś?

- Dzień dobry, pani Zi - i on posłał jej szczery uśmiech, a ja zastanawiałam się kim jest, że mówi do mego ukochanego po imieniu, jego ciocia, sąsiadka? - Oto Rosemary Black, moja narzeczona.

- Narzeczona?

- Tak, miło mi panią poznać.

- Ojciec jest u siebie? - spytał.

- Tak.

- Dziękuję bardzo, do widzenia pani Zi.

Gdy weszliśmy na pierwsze piętro po schodach, które ciągnęły się za plecami staruszki, spytałam.

- Co twój ojciec miałby robić w urzędzie i po co do niego idziemy?

- No tak, chyba zapomniałem ci o tym wspomnieć - zacisnął uścisk na mojej dłoni. - Mówiłem ci, że ojciec jest sędzią.

- No tak, ale myślałam, że pracuje w sądzie, a nie w urzędzie stanu cywilnego.

- W sumie to pracuje trochę tu, trochę tam, ale przede wszystkim jest gubernatorem Bridges.

- Naprawdę nie mogłeś powiedzieć mi tego wcześniej?

- Zapomniałem. Wiesz, gdy jestem z tobą na niczym innym nie jestem się w stanie skupić - uśmiechnął się lubieżnie.

- Nie kpij sobie ze mnie - uderzyłam go wierzchem dłoni w pierś.

- Chodźmy już agresorze.

Ukochany podprowadził mnie pod drzwi z napisem "gabinet gubernatora." Zapukał i weszliśmy do środka. William Blackwell siedział przy ogromnym mahoniowym biurku z nosem w jakichś dokumentach, a na widok syna rozpromienił się.

Dopiero dzisiaj zrozumiałam, dlaczego Robert był taki niepodobny do swoich sióstr, jako jedyny wdał się w matkę, ale oczy miał po obojgu rodzicach. Zielone po Marie i brązowe po ojcu. Natomiast siostry miały włosy po tacie, a jasne oczy po mamie.

- Co wy tu robicie? - spytał ściskając syna. - Witaj Rose - i mnie przytulił, co mocno mnie zdziwiło.

- Cześć tato, my właściwie do tego pana, którego stanowisko pełnisz - stwierdził uśmiechając się.

- Dobrze, w takim razie w czym mogę służyć? - spytał niepewnie.

- Chciałem się z tą oto panną ożenić, jak najszybciej - wyznał, gdy usiedliśmy naprzeciw siebie.

- Ślub? Tak szybko?

Nie wiem dlaczego, ale spojrzenie Williama mocno mnie speszyło i spuściłam wzrok.

- Tato, znasz mnie. Nigdy się nie zakochałem, dopiero w Rose, a jestem stały w uczuciach. Wiem, że to ta jedyna - spojrzał na mnie i znów położył rękę na mym brzuchu, a ja ją zakryłam swoją, posyłając my blady uśmiech. - Poza tym teraz będzie nas więcej.

Zwrócił się w stronę milczącego ojca.

- Jeśli wątpisz w uczucia Rose względem mnie, to chyba dała wam wystarczający powód, byście uwierzyli w siłę jej uczucia. Nie przejechałaby całego kontynentu, zupełnie sama, w takim stanie i do tego jeszcze krótko po tym nieszczęsnym wypadku, nie zostawiłaby wszystkiego, gdyby mnie nie kochała.

- Właściwie to nie miałam czego zostawiać, cały mój świat wyjechał z tobą i nic się już nie liczyło.

- Robercie...

- Pozwól mi dokończyć - przerwał ojcu. - W dodatku, gdyby nie ona, doskonale o tym wiecie, teraz zapewne gniłbym w więzieniu - zesmutniał nieco. - Nie wspominałem akurat o tym, pierścionek kupiłem już dawno temu i chciałem wręczyć go tej kobiecie początkiem lipca, gdy mogliśmy być oficjalnie razem. Postąpiłem głupio wyjeżdżając i wychodząc ze szpitala, teraz to wiem. Nie chciałem cierpieć i robić jej problemów. Skutek jednak był odwrotny, gdybym tam był, zabiłbym ich...

- Proszę nie! - przerwałam mu. - Nie wracaj do tego.

- Jaki szpital i kogo miałbyś zabić?

Milczeliśmy.

- Na litość boską, tu chodzi o mojego wnuka! - uniósł się.

- Gdy odszedłem, dzień wcześniej po rozprawie Rose zasłabła i wylądowała w szpitalu, to i tak nie jest najgorsze, bo ta sama dwójka idiotów, która bezpodstawnie mnie oskarżyła, napadła na nią i miesiąc była w śpiączce.

- Panie Blackwell, błagam, proszę nikomu nie mówić, to już zamknięty rozdział mojego życia i nie chcę, by ktoś się nade mną użalał.

- Jezu! Ponieśli chociaż jakieś konsekwencje?

- Tak, zostali skazani na trzy lata więzienia.

- Dobre i to - zacisk szczęki u mężczyzny nieco się rozluźnił. - A synku, gdybyś dał mi powiedzieć to, co chciałem wyznać kilka minut temu, to wiedziałbyś, że za tydzień w sobotę jest wolny termin i możecie wziąć ślub.

- Dziękuję tato - gdy wychodziliśmy Robert dodał coś jeszcze. - Możesz nie wspominać o zaręczynach mamie, dziś na obiedzie chcemy to ogłosić i przy okazji zapraszamy wszystkich do nas na piątą.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz