- Pomóc ci coś zabrać? - spytałam Roberta, który właśnie wyciągał z samochodu wózek i torbę naszej córeczki.
- Nie trzeba - uśmiechnął się. - Mamy wszystko?
- Chyba tak, w końcu ile rzeczy potrzeba na piknik?
- Racja.
Z licealnego parkingu ruszyliśmy prosto w stronę boiska, na którym miał się odbywać miejski piknik, dla uczniów, nauczycieli i ich rodzin.
- Rose! - krzyknęła Meg, gdy tylko pojawiliśmy się na murawie.
- Hej szwagierko - przywitałam się.
- A z bratem już się nie przywitasz?
- Jasne, ale najpierw z bratanicą.
- Śpi - stwierdziłam, gdy zaglądała do wózka.
- Raczej nie potrwa to długo, bo panuje tu spory gwar.
- Dzień dobry, panie Blackwell - przywitały się jakieś dziewczyny przechodzące obok i chichoczące pod nosem.
- Dzień dobry.
- Chodźcie, zajęłam nam miejsca - ponagliła nas dziewczyna.
Podeszliśmy do jednej z ław, a gdy Robert poszedł po przekąski, mała obudziła się. Wzięłam niespokojne maleństwo na ręce i w momencie, gdy przytuliłam ją do piersi, ktoś na mnie wpadł.
- Uważaj jak chodzisz! - krzyknął chłopak który wpadł na mnie.
- Raczej ty powinieneś uważać! - stwierdziła ostro Meg.
- Johnny.
- O - chłopak zauważył dziecko w moich ramionach. - Słyszałem, że Meg ma siostrzeńca, a nie siostrzenicę.
- To dobrze słyszałeś, ma siostrzeńca i bratanicę - oznajmiłam. - Może powinnam się znów przedstawić. Rosemary, tylko tym razem już Blackwell, żona pana Blackwella.
- O stary, coraz bardziej się pogrążasz - stwierdził chłopak, również należący do drużyny futbolowej.
- Niewątpliwie masz pecha co do naszej rodziny - oznajmił Robert, ni stąd, ni zowąd pojawiając się u mego boku.
- Przepraszam - i odeszli.
Na szczęście było nam dane zjeść w spokoju, ale później zauważyli nas współpracownicy Roberta.
- To są te twoje gwiazdy? - podeszła do nas starsza kobieta.
- Tak, to jest właśnie moja żona Rose i córeczka Mary Ann.
- Dzień dobry - chciałam wyciągnąć do kobiety rękę, ale trzymałam małą w taki sposób, że było to niemożliwe.
- Miło mi was w końcu poznać, Robert tyle o was opowiadał.
- Kochanie, to właśnie jest pani McDowell, nauczycielka matematyki.
- To ona?! - nagle podeszła dyrektorka i jeszcze kilka nauczycielek oraz nauczycieli, których poznałam przed spektaklem.
- Tak, pani Sceters.
- Witaj Rosemary. Proszę, mów mi po imieniu - uśmiechnęła się. - Mogę ją potrzymać?
- Oczywiście Emmo - podałam jej małą.
- Ale jest cudna - dodała inna kobieta.
- Nasz mały skarb - wyznał ukochany przyciągając mnie do siebie. - Możemy skorzystać z okazji i na chwilę ją zostawić? Jakby była niespokojna, to jest Meggie - oznajmił wskazując na siostrę. - Chciałbym wyciągnąć żonę na parkiet.
- Z największą przyjemnością się nią zajmiemy - stwierdziła dyrektorka.
- Robert, nie!
- Tak! - stwierdził i pociągnął mnie za rękę w stronę ułożonego parkietu.
Chwilę później zaczęliśmy tańczyć.
Tego wieczoru czułam na sobie setki spojrzeń, ale liczyło się tylko jedno, jego. Tego wieczoru przede wszystkim cieszyłam się z chwil spędzonych wspólnie z rodziną.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...