Rozdział 3

952 32 2
                                    

Całe szczęście Alex pracuje w soboty, bo nie miałam najmniejszej ochoty dziś z nią rozmawiać, ani jej widzieć. Specjalnie spałam tak długo jak to tylko było możliwe, a potem dla pewności jeszcze przez godzinę nie wychodziłam. Siedziałam przy oknie i rysowałam na zmarzniętej szybie.

A co rysowałam?

Oczy.

Jego oczy.

"Weź się w garść!"

Rozkazałam sama sobie, a zaraz potem ubrałam się i zwróciłam w stronę wyjścia.

Na dworze było chłodno, ale nie miałam z tym oczywiście najmniejszego problemu. Uśmiechnęłam się blado w duchu, gdy tylko mroźne powietrze przedarło się przez moje włosy. Ostre podmuchy wiatru przedzierały się nawet do skóry przez gruby sweter, który miałam na sobie, powodując przy tym ciarki.

Gdy doszłam do najbliższych delikatesów, na mojej głowie nie było już naturalnych loków, ale jedna wielka plątanina. Przeczesałam je szybko palcami i ruszyłam między alejki.

Pierwsze na liście były marchewki i groszek, więc szybko odnalazłam dział z warzywami, potem zahaczyłam o dział z nabiałem, aż w końcu doszłam do mięs. Kupiłam to, co miałam zamiar ugotować na dzisiejszy obiad i jeszcze parę innych rzeczy, by jutro nie musieć rozglądać się po sklepach.

Torby były strasznie ciężkie, ale nie miałam wyjścia, te pięć przecznic musiałam się pomęczyć.

Jeśli chodzi o mój samochód, to jeździła nim od kilku miesięcy mama, bo swój jakimś cudem rozbiła na prostej drodze lub rozbił go jej przyjaciel, z którym właśnie jechała, ale to już tylko moja teoria.

Jakieś dwie przecznice od domu ręce mi już odpadały i żeby tego było mało, nawinął się ktoś jeszcze, a mianowicie Adam. Szedł w moją stronę w swoich obcisłych jeansach, T-shircie z logo naszej szkolnej drużyny futbolowej i skórzanej kurtce. Zmierzwił swoje jasne włosy i poprawił okulary przeciwsłoneczne - które były niepotrzebne oczywiście, ale czego nie robi się, żeby się pokazać.

Chciał mnie pocałować na przywitanie, ale go odepchnęłam.

- Dokąd tak pędzisz, piękna?

- Do domu - odparłam obojętnie.

- To pójdę z tobą.

Czekałam, aż w końcu zaproponuje mi pomoc, ale przeszliśmy kolejną alejkę i nic. Za to Adam cały czas mówił o swoich mięśniach i jakim on to nie jest zawodnikiem. Owszem, był dobry, ale ile można słuchać jednej płyty. Od dwóch lat wałkujemy praktycznie jeden i ten sam temat, a gdy chcę porozmawiać z nim o czymś innym, udaje znużenie, choć właściwie to nie udaje i albo wracamy do niego oraz sportu, albo kończymy rozmowę.

- Adam, może byś mi tak pomógł - przerwałam jego skrupulatny monolog o wczorajszym treningu.

- Po co? Przecież dobrze ci idzie - wyznał ze zniesmaczoną miną, że go o coś proszę.

- Skoro tak uważasz.

Przyśpieszyłam kroku. Szłam tak szybko, że dogonił mnie dopiero na ganku mojego domu. Z zaskoczenia przytulił mnie i uwięził w klatce swoich ramion. Był silny, o czym doskonale wiedziałam i nie miałam najmniejszych szans na ucieczkę. Nachylił się i zaczął całować mą szyję.

- Widzę, że masz wolną chatę - stwierdził. - Może byśmy to tak wykorzystali.

- Muszę z tobą porozmawiać! - krzyknęłam, próbując się jednak uwolnić. - O nas!

- No nareszcie - stwierdził puszczając mnie. - Dwa lata na to czekam i chyba w końcu zasłużyłem.

"Tak, zasłużyłeś i to na wszystko."

Spojrzałam na niego gniewnie, a ten jego złośliwy uśmieszek przyprawiał mnie o jeszcze większą wściekłość.

- To koniec - stwierdziłam.

- Jak to koniec, mam sobie już iść? Myślałem, że idziemy do ciebie, no wiesz, na górę - puścił do mnie oko.

- Zapomnij, że pójdę z tobą do łóżka...

- Dlaczego? - przerwał mi.

- Bo nie mam na myśli tego byś sobie poszedł, ale to, że z tobą zrywam.

Nie dodałam nic więcej, weszłam do domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Adam jeszcze przez pięć minut próbował się dostać do środka, natarczywie wciskając dzwonek i pięścią uderzając w drewno. Jednak ja poszłam do kuchni i włączyłam ulubioną muzykę, tak głośno jak to tylko było możliwe.

Wczoraj podjęłam decyzję i chce zmienić swoje życie.

Czas najwyższy zapomnieć o tym co nie ma najmniejszego znaczenia i walczyć o to, co tak naprawdę jest ważne.

Nie chce robić już tego, czego ode mnie oczekują inni.

Najwyższa pora zacząć, żyć dla siebie, na własnych zasadach.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz