W szpitalu spędziłam jeszcze długie dwa tygodnie, noga w tym czasie doszła do pełnej sprawności i nadgarstek również. Sami i Pit często mnie odwiedzali, nawet mama i ojczym przyjaciółki wpadli.
Z tego co mówiła dziewczyna, moja matka co kilka dni nocowała w domu, ale nic po niej nie było widać, nawet jeśli wiedziała o wypadku nie przejęła się. Podobno pojawił się też ojciec, gdy byłam nieprzytomna, był jeden dzień w połowie lipca i zniknął, jeśli nie wiedział co się ze mną dzieje, to nawet nie spróbował się dowiedzieć.
"Czy byłam zawiedziona rodzicami?"
"Chyba tak."
Na pewno byłam głupia - bo liczyłam, że coś się zmieni, że się zainteresują, że oni się zmienią.
Przeliczyłam się.
W ostatni dzień pobytu w szpitalu, przed samym wyjściem, odwiedziła mnie doktor Price, by zrobić moje pierwsze świadome USG.
Gdy lekarka pokazała mi w czarnej sepii małe stworzonko przypominające już kształtem człowieka, rozpłakałam się. Dwa tygodnie czekałam, by je zobaczyć i usłyszeć. Kobieta włączyła głośniczek i słyszałam bicie serca mojego maleństwa.
Mojego i Roberta...
Robert.
Tak bardzo chciałabym by tu był, by mógł się cieszyć tą wiadomością razem ze mną. By wziął mnie w ramiona, mocno przytulił i pocałował.
Bym i ja mogła się w pełni cieszyć z tej wiadomości i nie zastanawiać się nad tym, co będzie. Czy już zawsze pozostanę sama z tym dzieckiem? Czy jeśli go odnajdę, zaakceptuje naszą dwójkę? Czy będzie szczęśliwy?
- Jak to możliwe? - szepnęłam do siebie nie odrywając wzroku od maleństwa.
- Wspaniałe, prawda?
- Tak, zwłaszcza, że musiałam czekać by je zobaczyć tak długo, a przed tym wszystkim żyłam w przekonaniu, że raczej nigdy nie zostanę matką.
- Najwidoczniej tak miało być - wyznała lekarka. - Nie dostała pani poprzedniego wydruku?
- Nie.
- Chwileczkę, mam tu kopię i - poczekała aż wydrukują się kolejne trzy zdjęcia. - Proszę, razem z nowymi.
- Dziękuję - wyznałam.
- Nie miałyśmy okazji porozmawiać poprzednio, więc zacznijmy od początku. To już czternasty tydzień, a termin porodu to mniej więcej dziesiąty, jedenasty luty. Proszę dobrze się odżywiać i zażywać kwas foliowy, dziecko jest bardzo malutkie, śpiączka miała minimalny wpływ na płód, rozwija się dobrze, ale rośnie wolniej, ponieważ karmienie dożylne to wciąż jednak mało.
- Dobrze.
Żegnając się z Beatrice i doktorem Goldbergiem poczułam, że będę tęsknić, ale cieszyłam się z powrotu do domu, ponieważ on przybliżał mnie do wyjazdu.
Najpierw poszłam prosto do apteki wykupić receptę na lekarstwa przepisane przez ginekologa i tabletki przeciwbólowe, które nie mają mieć wpływu na dziecko.
Później wróciłam do domu, do bałaganu i pustki.
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...