Rozdział 73

412 15 1
                                    

W szpitalu spędziłam jeszcze długie dwa tygodnie, noga w tym czasie doszła do pełnej sprawności i nadgarstek również. Sami i Pit często mnie odwiedzali, nawet mama i ojczym przyjaciółki wpadli.

Z tego co mówiła dziewczyna, moja matka co kilka dni nocowała w domu, ale nic po niej nie było widać, nawet jeśli wiedziała o wypadku nie przejęła się. Podobno pojawił się też ojciec, gdy byłam nieprzytomna, był jeden dzień w połowie lipca i zniknął, jeśli nie wiedział co się ze mną dzieje, to nawet nie spróbował się dowiedzieć.

"Czy byłam zawiedziona rodzicami?"

"Chyba tak."

Na pewno byłam głupia - bo liczyłam, że coś się zmieni, że się zainteresują, że oni się zmienią.

Przeliczyłam się.

W ostatni dzień pobytu w szpitalu, przed samym wyjściem, odwiedziła mnie doktor Price, by zrobić moje pierwsze świadome USG.

Gdy lekarka pokazała mi w czarnej sepii małe stworzonko przypominające już kształtem człowieka, rozpłakałam się. Dwa tygodnie czekałam, by je zobaczyć i usłyszeć. Kobieta włączyła głośniczek i słyszałam bicie serca mojego maleństwa.

Mojego i Roberta...

Robert.

Tak bardzo chciałabym by tu był, by mógł się cieszyć tą wiadomością razem ze mną. By wziął mnie w ramiona, mocno przytulił i pocałował.

Bym i ja mogła się w pełni cieszyć z tej wiadomości i nie zastanawiać się nad tym, co będzie. Czy już zawsze pozostanę sama z tym dzieckiem? Czy jeśli go odnajdę, zaakceptuje naszą dwójkę? Czy będzie szczęśliwy?

- Jak to możliwe? - szepnęłam do siebie nie odrywając wzroku od maleństwa.

- Wspaniałe, prawda?

- Tak, zwłaszcza, że musiałam czekać by je zobaczyć tak długo, a przed tym wszystkim żyłam w przekonaniu, że raczej nigdy nie zostanę matką.

- Najwidoczniej tak miało być - wyznała lekarka. - Nie dostała pani poprzedniego wydruku?

- Nie.

- Chwileczkę, mam tu kopię i - poczekała aż wydrukują się kolejne trzy zdjęcia. - Proszę, razem z nowymi.

- Dziękuję - wyznałam.

- Nie miałyśmy okazji porozmawiać poprzednio, więc zacznijmy od początku. To już czternasty tydzień, a termin porodu to mniej więcej dziesiąty, jedenasty luty. Proszę dobrze się odżywiać i zażywać kwas foliowy, dziecko jest bardzo malutkie, śpiączka miała minimalny wpływ na płód, rozwija się dobrze, ale rośnie wolniej, ponieważ karmienie dożylne to wciąż jednak mało.

- Dobrze.

Żegnając się z Beatrice i doktorem Goldbergiem poczułam, że będę tęsknić, ale cieszyłam się z powrotu do domu, ponieważ on przybliżał mnie do wyjazdu.

Najpierw poszłam prosto do apteki wykupić receptę na lekarstwa przepisane przez ginekologa i tabletki przeciwbólowe, które nie mają mieć wpływu na dziecko.

Później wróciłam do domu, do bałaganu i pustki.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz