Rozdział 30

629 20 0
                                    

Dwie kolejne lekcje minęły jak zawsze, czyli tak jakby ich nie było, za to po raz pierwszy od dawna poszłam w stronę stołówki uśmiechnięta.

Nie obchodziło mnie, czy zobaczę tam nieprzyzwoicie lepiących się do siebie Adama i Cecylię, którzy robili to tylko na pokaz. Oczywiście robili to też na przekór mnie, ale to nie ma dla mnie znaczenia.

Po raz pierwszy od dawna czułam, że idę się spotkać z prawdziwą przyjaciółką, a nie po to by posiedzieć piętnaście minut grzebiąc w jedzeniu i czuć na sobie spojrzenia obcych ludzi.

- Cześć! - Samanta w mgnieniu oka znalazła się tuż obok, zaraz gdy weszłam do ogromnej jasnej sali.

- Boże, Samanta - położyłam rękę na sercu, - ale mnie przestraszyłaś.

- To za tą Samantę - oznajmiła krótko. - Nie pamiętasz, jak mówiłaś do mnie w dzieciństwie.

- Jak mogłabym zapomnieć Sami - uśmiechnęłam się.

- Od razu lepiej.

Po kilku minutach siedziałyśmy już w mojej dawnej ławce i odniosłam wrażenie, że przyciągamy uwagę pozostałych uczniów. W sumie nie dziwię im się, tą szkołą od zawsze rządziły plotki i popularność, a ja niewątpliwie byłam obiektem ich zainteresowana od prawie trzech lat. Sama o to zadbałam i teraz tego żałuję.

Dodatkowo, Samanta swoim niecodziennym wyglądem, też przyciągała uwagę.

- No to mów, jak spędziłaś te kilka lat beze mnie?

- Miałam spytać o to samo - odparłam.

- Przeprowadziłyśmy się z mamą kilka razy, aż poznała obecnego męża, a gdy dostał pracę w Fiston, wróciliśmy do domu dziadków. Nie znalazłam też nikogo, z kim mogłabym się zaprzyjaźnić.

- Powiesz mi jak pojawiły się te twoje różowe włosy?

- A to - dotknęła jednego z kolorowych kosmyków. - Miałam niedawno buntowniczy okres, a to pamiątka po nim. Poza tym nie wiem co mogłabym zmienić, bym była sobą.

- Nie ma nic prostszego - uśmiechnęłam się. - Powinnaś przekładać to co lubisz na to jak się ubierasz.

- Proste. Może dla ciebie.

- Skoro tak uważasz zabiorę cię gdzieś w sobotę i spróbujemy odnaleźć prawdziwą ciebie.

- Mam zacząć się bać?

- Nie, ja... - chciałam jeszcze coś dodać, ale na drugim końcu jadalni pojawił się Robert i zajął wszystkie moje myśli.

- Ja?

- Ja tylko chcę ci pomóc - wyznałam wracając do świata żywych.

- Dobra, dobra, lepiej powiedz gdzie odpłynęłaś.

- Nigdzie.

- Rosie - skarciła mnie wzrokiem. - Widzę, że coś ci jest, a raczej ktoś.

- Nic i nikt mi nie dolega, chwilowo cierpię na przesyt wrogów.

- To znaczy?

- Nic takiego, tylko jedna nienawidząca mnie dziewczyna i były.

- Wyczuwam zazdrość, więc może skończmy temat - oznajmiła Samanta. - To w takim razie powiedz mi co wydarzyło się gdy mnie nie było.

- Nic ciekawego, a na pewno nic czym można by się chwalić - stwierdziłam smutno. - Zwłaszcza, że Mary Ann zmarła kilka lat temu.

- Twoja babcia? Tak mi przykro, pamiętam jak byłyście zżyte.

- Tak i to bardzo.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz