Rozdział 43

524 19 0
                                    

Po kolacji przesiedliśmy się, by być bliżej okna.

- Jak ci się tu mieszka? - spytałam.

- Dobrze, ale tęsknię za rodzinnym miasteczkiem.

- Opowiedz mi o Bridges - poprosiłam.

- To małe miasteczko, mniej więcej takie jak Fiston, ale leży niedaleko wybrzeża w okolicy Seattle, więc woda jest tam lodowata, a zimy długie, mroźne i białe.

- Nie rozumiem.

- Czego nie rozumiesz? - spytał przysuwając się nieco.

- Dlaczego się stamtąd wyprowadziłeś? Nie wiem czy wiesz, ale ja uwielbiam zimę i dałabym wszystko, by mieszkać w takim miejscu jak opowiadasz.

- To w takim razie jest to kolejna rzecz, która nas łączy. Jednak studiowałem w Filadelfii, później miałem praktyki w Nowym Yorku, a profesor zaproponował mi tę pracę, ponieważ jego przyjaciółka odchodziła na emeryturę i szukała kogoś na swoje miejsce.

- Pani Jenkins.

- Tak.

Przypomniałam sobie wszystkie dni spędzone z nauczycielką i zatęskniłam za nią.

- Bardzo ją lubiłam i tęsknię. No ale opowiadaj dalej o swoim miasteczku.

- Nie ma zbyt wiele do opowiadania. Jest tam jedno liceum, jedna podstawówka i kilka małych przedszkoli, nic więcej. Poza tym nie chcę ci psuć niespodzianki, może kiedyś pojedziesz do Seattle i wpadniesz tam przejazdem, sama je zobaczysz.

- Może - zacisnęłam mocniej nasze ręce. - Ładnie się tu urządziłeś.

- W sumie to niewiele tu zmieniłem, tylko dodałem szafkę z książkami i dodatki.

- A tak z ciekawości, to gdzie masz ubrania?

- Pod łóżkiem mam kilka szuflad.

- Sprytne, ale to niesprawiedliwe - stwierdziłam.

- Co?

- Masz takie przytulne mieszkanie, a nigdy wcześniej mnie tu nie zaprosiłeś.

- Jakoś nie było okazji - splótł nasze dłonie - a nie chciałem ci nic narzucać.

- Chciałabym powiedzieć, że u mnie w domu jest większe prawdopodobieństwo, iż nas razem nakryją, ale jednak nie, rodzice rzadko tam bywają.

- Nie planowałem cię potrącić tamtej nocy, ale dzięki temu się spotkaliśmy i poniekąd przez to wiem gdzie mieszkasz.

- Nie da się ukryć.

- A z rodzicami nic lepiej?

- Dalej ich prawie nie widuję, a na pewno nie razem - westchnęłam. - Zmieńmy temat.

Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej czerwoną prostokątna skrzyneczkę obwiązaną wstążką oraz kokardką na środku.

- Wszystkiego najlepszego - powiedziałam, wręczając mu pudełko.

- Co to?

- Chyba nie myślałeś, że zapomnę o twoich urodzinach.

- Skąd wiedziałaś, kiedy mam urodziny?

- Cóż, to trochę skomplikowana sprawa - stwierdziłam. - Nie chcesz najpierw otworzyć prezentu?

- Mamy dużo czasu, a ja chętnie posłucham twoich wyjaśnień - posłał mi lubieżne spojrzenie.

- To w sumie było zaraz po tym jak się poznaliśmy - zaczęłam. - W zeszłym roku byłam przewodniczącą szkoły i musiałam zanieść wszystkie dokumenty, które zgromadziłam przez te lata i gdy byłam w sekretariacie, niefortunnie zderzyłam się z panią May. Ona akurat też niosła jakieś papiery, wymieszały się i musiałyśmy je podzielić... - opowiadałam, a on słuchał mnie z przejęciem.

- Niech zgadnę, wśród tych dokumentów były moje akta.

- Tak i stąd wiem kiedy masz urodziny, jednocześnie... - podniosłam jedną rękę, a drugą położyłam na serce - ...oznajmiam uroczyście, że był to czysty przypadek.

- Wierzę ci.

Zaśmialiśmy się.

- To teraz prezent.

- Wiesz, że nie musiałaś mi nic kupować.

- Nawet jeśli, to chciałam. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Przewrócił oczami, ale zaraz potem posłał mi uśmiech i otworzył wieczko. Gdy ściągnął bibułkę, zamarł.

- Ale jak... Przecież to Edgar Allan Poe. - Wyciągnął tomik z pudełka i otworzył na pierwszej stronie. - "Annabel Lee"  to jego pierwszy wiersz i, o Jezu, to pierwsze wydanie, musiałaś wydać majątek.

- Nawet nie, ludzie po prostu nie wiedzą jakie skarby mają. Nawet ci w antykwariatach.

- Tak, to prawda - spojrzał mi głęboko w oczy i zaczął się zbliżać, jakby chciał mnie pocałować...

...jednak nie zdążył, na zewnątrz zaczęli puszczać sztuczne ognie.

"Wybiła dwunasta."

"Akurat teraz?"

"Przynajmniej zdążyłam z prezentem na ostatnią chwilę."

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz