Rozdział 93

424 14 2
                                    

Od rana powinnam była biegać, krzątać się po domu i się denerwować - jak każda panna młoda w dniu ślubu. Jednak tak nie robiłam, byłam istną oazą spokoju. O trzynastej mieliśmy być w urzędzie. Bukiet został odebrany. W restauracji wszystko było gotowe, mimo iż chcieliśmy z Robertem skromnego obiadu z podwieczorkiem, rodzina ukochanego uparła się jednak, by zobaczyć nasz pierwszy taniec, więc wynajęliśmy małą kameralną salę i wczoraj razem z Anną udekorowałyśmy ją w balony. Na to wspomnienie na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.

***

- Ciebie też tak bolą uszy? - spytała kobieta.

- Tak, nienawidzę dmuchać balonów, ale myślę, że już wystarczy.

- Zgadzam się.

Szybko związałyśmy je w niewielkie biało-kremowe skupiska i weszłam na drabinę, by zawiesić balon na lampie.

- Rose! - moich uszu dobiegł zaniepokojony głos ukochanego. - Zejdź natychmiast.

- Już dobrze - zrobiłam co kazał. - Proszę - podałam mu plecionkę do przywiązania.

- Nie rozumiem.

- Skoro kazałeś mi zejść z drabiny, ty to zrób - stwierdziłam.

- Lubisz mi rozkazywać, co? - spytał cmokając mnie w nos.

- Taka zemsta za miesiące w szkole - oznajmiam.

- Hej! Chyba nie byłem takim złym nauczycielem?

- Właśnie nie i w tym tkwi problem.

- Jaki problem? - spytała Anna.

- Ponieważ, gdyby był najgorszym nauczycielem świata, może nie byłby obiektem westchnień tak wielu młodych serc.

- Bez przesady.

- To, że ty masz klapki na oczach, nie znaczy, że tak nie było - stwierdziła jego siostra.

Po chwili dołączyła jeszcze Meggie, a Robert postanowił więcej się z nami nie spierać, w końcu już wcześniej było trudno mu coś wyperswadować, a Anna to jednak pani adwokat - na szczęście zupełnie inna niż moja ma... Alex.

Gdy już wszystko było gotowe, usiedliśmy razem przy stoliku, w innej części restauracji i przy ciastku słuchałam śmiesznych opowieści z przygotowań do ślubu Anny i Bena.

***

Jest jedenasta trzydzieści, wzięłam już prysznic, po czym położyłam się na kanapie w salonie z głową na kolanach ukochanego, śmialiśmy się i czekaliśmy na przyjazd mojej druhny.

- Muszę cię chyba ostrzec - zaczęłam rozmowę. - Nie mówiłam Samancie o nas.

- Nigdy?

- Nie, przepraszam - stwierdziłam i usiadłam. - Bałam się jak zareaguje, poza tym mogliśmy do siebie nie wrócić. Gdzie jadę też jej nie poinformowałam, wiedziała tylko, że chcę uciec.

- Rozumiem - pocałował mnie lekko. - A jak wytłumaczyłaś jej to? - położył dłoń na mym brzuchu.

- Mmm, tak jakby jej nie wytłumaczyłam - spuściłam wzrok.

Ujął mnie pod brodę i zmusił, bym na niego spojrzała.

- Jakim cudem to ukryłaś?

- Gdy byłam w śpiączce lekarze nic jej nie powiedzieli, nawet nie wpuścili jej na salę, bo nie jest członkiem rodziny, poza tym stwierdzili, że jestem najsamotniejszym pacjentem w szpitalu, bo tylko ona mnie odwiedzała. No a później luźne ubrania, co więcej widziałyśmy się niecały miesiąc.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz