Rozdział 47

517 18 0
                                    

Wychodząc rano z domu byłam pełna obaw, jak teraz będzie wyglądać moja relacja z Robertem. Po tych cudownych dwóch dniach, spędzonych beztrosko w swoim towarzystwie, po naszym zbliżeniu, po tym jak wyznaliśmy sobie miłość...

"Będzie trudniej się ukrywać?"

"Będzie trudniej trzymać na wodzy nasze uczucia?"

"Przecież już teraz było wystarczająco ciężko."

- Rose! - usłyszałam za plecami znajomy głos.

Gdy się odwróciłam zobaczyłam biegnącą w moją stronę Samantę. Wyglądała ślicznie, od kiedy zmieniła nieco swój wygląd wszyscy w szkole oglądali się za nią, a dziś prezentowała się wspaniale w czarnych jeansach z wysokim stanem i białym sweterku w czarne grochy, był krótki z przodu i długi z tyłu, co sprawiało, że wyglądała młodzieżowo i elegancko zarazem. Miała zarzucony na siebie czerwony płaszcz i botki tego samego koloru, szminkę zresztą też.

- Cześć.

- Hej - odpowiedziała łapiąc oddech. - Co ty taka zamyślona? Wołałam cię.

- Przepraszam, nie słyszałam.

- Jak spędziłaś sylwestra? - spytała. - Wczoraj późno wróciliśmy, a w twoim domu były pogaszone wszystkie światła i nie chciałam cię budzić.

- Nic ciekawego, zobaczyłam parę filmów i tyle. A ty?

- A jak wigilia? - coś musiało się stać skoro Sami unika odpowiedzi.

- Nic ciekawego, ale odnoszę wrażenie, że u ciebie wręcz przeciwnie.

- Nie.

- Sami, oczy ci błyszczą, dziwnie się uśmiechasz i coś kręcisz - uśmiechnęłam się do niej. - Więc jak ma na imię?

- Piter.

- I...

- I?

- Wiesz o co mi chodzi, nie udawaj.

- Poznaliśmy się w Los Angeles, gdy byłam tam z mamą i ojczymem, wpadliśmy na siebie w kinie i aż czułam te iskry między nami. On też przyjechał do rodziny, normalnie mieszka i studiuje w Vancouver, więc jest mi to na rękę.

- Ktoś tu się zakochał - szturchnęłam ją lekko w ramię.

- Daj spokój, spotykamy się dopiero tydzień, z czego teraz został nam tylko Skype.

- Sami, to tylko kilka miesięcy, przeleci wam to szybko, a później tylko podróż do Portland, zaczniesz studia i ułożycie sobie życie.

- Mam nadzieje, że masz rację - uśmiechnęła się blado i przytuliła mnie. - Już za nim tęsknię.

- Wiem Sami, tak to właśnie jest z miłością.

- A ty tęsknisz?

- Nieustannie.

- Więc czemu? Dlaczego zerwałaś z Adamem skoro tęsknisz, skoro go kochałaś?

- Nie kochałam Adama, nigdy.

- Więc kogo...

- Miłość jest dziwna i nieoczywista. Kochasz, mimo że czasem o tym nie wiesz i jak na ironię to właśnie rozstanie w jakikolwiek sposób czasem ci to uświadamia.

- Nie rozumiem.

- Tęsknota, którą teraz odczuwasz znaczy, że go kochasz, nawet jeśli o tym nie wiesz. Czułabyś się tak jak teraz, nawet gdyby nie był oddalony o cały kontynent.

"Tęsknię, mimo że widzę go codziennie."

- Masz na myśli swoich rodziców?

- Tak.

"Tylko w niewielkim stopniu."

- Nie przyjechali na święta? - spytała.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

I nie rozmawiałyśmy, ani o tym, ani o niczym innym. Resztę drogi do szkoły przeszłyśmy w ciszy.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz