Rozdział 70

436 12 0
                                    

Piętnasta.

Na zegarze zostałoby równe dziewięć godzin.

Na samo wspomnienie tych pięknych chwil, czułam łzy pod powiekami.

Mimo, iż dyplom odebrałam już dobą godzinę temu i mogłam się wymknąć z uroczystości, zostałam do końca i jako ostatnia wyszłam z sali.

Nim opuściłam te mury już na zawsze, postanowiłam pójść, tak jak nakazywała temu tradycja, na wieżę i podpisać się na dzwonie jako królowa balu. Widziałam, że Adam już tam był.

Nie udało mi się z nimi porozmawiać aż do teraz.

- Czyżby to nasza Rosie? - stwierdziła Cecil zagradzając mi drogę w dół.

Staliśmy w połowie schodów na drugie półpiętro, więc chłopak z łatwością odgrodził mi drogę powrotną. Wiedziałam, że mam nie schodzić tą klatką schodową. To, to samo miejsce, z którego zrzucili mnie poprzednio.

- Mamy do pogadania - dodał.

- Tak - stwierdziłam. - Dlaczego?

- Jeśli chodzi o mnie, to po prostu cię nienawidzę - wyznała. - Zawsze ta piękniejsza, ta bardziej popularna i lubiana, poza tym zawsze dostawałaś to, co chciałam ja.

- Nigdy nic ci nie odebrałam umyślnie, nawet ta durna korona na balu, nie chcę i jej nie chciałam - odparłam powstrzymując złość. - A co do reszty, nie uważam się za piękniejszą i bardziej lubianą, jeśli tego chciałaś wystarczyło zwyczajnie być miłym.

- Jestem miła.

- Jeśli bycie miłym dla ciebie oznacza zastraszanie i chęć wygranej za wszelką cenę, bycie lepszym we wszystkim, to zaczynam się bać jak okazujesz miłość albo jakiekolwiek uczucie.

- Ty... - zdenerwowała się.

- Spokojnie - Adam powstrzymał ją gestem. - Teraz moja kolej. Po pierwsze i chyba najważniejsze, nie dałaś mi tego na co czekałem dwa lata i gdyby nie Cecil nie przeżyłbym tych długich nocy. Poza tym byłaś niesprawiedliwa w stosunku do mnie.

- Niesprawiedliwa! Dobry Boże! - ten chłopak mnie załamywał. - A co jest sprawiedliwe względem wielokrotnego pobicia i próby zgwałcenia, gdy byłam nieprzytomna?

- Nieważne jak, ważne, że ostatnia baza zaliczona - uśmiechnął się zadziornie.

- Jesteś nienormalny! Oboje jesteście! Poza tym czemu do swoich gierek wciągnęliście pana Blackwella?!

- Jest wiele powodów - zaczęła Cecylia, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Adamem. - Po pierwsze, przeszkodził Adamowi, tak z co najmniej trzy razy, a mi ta jedna śliwa pod okiem jakoś nie wystarczyła...

- Jedna?...

- Nie przerywaj. Po drugie, nie dał mi głównej roli tylko tobie, po trzecie podobał mi się i chciałam go poderwać, jednak nic z tego. Był obojętny i ślepy na wszystkie moje zaloty oraz wdzięki, wstawiał mi kiepskie oceny. Ostatnie to... - teatralnie się zamyśliła, - a już pamiętam. Byliście parą.

- Parą?! Zwariowałaś! - zaoponowałam.

- Nie zaprzeczaj! Widziałam was - stwierdziła.

"Ale kiedy?!"

- Najpierw poszłam za nim do teatru po balu, chciałam namówić go, by jednak przekazał mi tę koronę, ale gdy zobaczyłam cię na scenie, wryło mnie w drzwiach i was obserwowałam. Z początku wydało się to teatralne, graliście sobie jakieś role, ale później tańczyliście przytuleni i cię pocałował.

- Nie zapomnijmy o Nowym Yorku - wtrącił się chłopak.

- Jak mogłabym zapomnieć - westchnęła. - Przez czysty przypadek znaleźliśmy się w tej samej restauracji w walentynki. Moi rodzice jak na ironię mieli dwudziestą rocznicę ślubu i pojechaliśmy na uroczystą kolację, a kogo zobaczyłam trzymających się za ręce? Ciebie i pieprzonego pana Blackwella - była wściekła na to wspomnienie. - Na stoliku zobaczyłam ogromny bukiet i to ja powinnam go dostać, to ja powinnam być na twoim miejscu i to ja powinnam przeżywać romantyczną historię w beztroskim świecie.

- Czy wy naprawdę myślicie, że moje życie jest beztroskie, że nie cierpię?

- Wątpię, byś miała jakiekolwiek zmartwienia - prychnęła.

- Mi nigdy nie narzekałaś - stwierdził Adam.

- Bo z tobą nie można było poważnie porozmawiać i nie widziałeś nic poza czubkiem własnego nosa - wyznałam. - To ja zawsze zazdrościłam wam!

- Słucham? - spytali równocześnie.

- Nieważne! Ale odebraliście mi jedyną rzecz, która miała jakiekolwiek znaczenie.

- Masz rację, nieważne - odparła Cecil. - Nieważne jest twoje zdanie ani nic, co się wydarzy. To tylko mała zapłata za grzechy.

- Co? Jakie znowu...

Poczułam twardą barierkę na plecach i umykające stopnie spod nóg. Potem znowu...

...CIEMNOŚĆ.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz