Rozdział 7

800 28 0
                                    

Na następnych lekcjach nie myślałam o tym...

...o czym miałam myśleć.

O czym powinnam myśleć...

Czyli o historii, wojnie secesyjnej, później matmie i całkach, nawet na zajęciach sportowych plątały mi się nogi, bo to przecież takie trudne do zapamiętania.

"Prawa."

"Lewa."

"Prawa."

Dziś co trzeci krok kończył się potknięciem.

- Rose, wszystko w porządku? - spytał nauczyciel.

- Tak, źle zawiązałam sznurówki i kiepsko mi się biega z tego powodu.

- To może usiądź i je popraw - odparł zirytowany.

- Dobrze - zrobiłam, co kazał trener.

Przechodząc na trybuny lekko otarłam ramieniem o barierkę i poczułam ostre mrowienie. Usiadłam, ale zamiast choć udawać, że poprawiam buty, odwinęłam rękaw koszulki. Tam, gdzie jeszcze kilka godzin wcześniej były czerwono-siwe linie, napotkałam ciemnoszare wybroczyny o kilku intensywniejszych miejscach, gdzie Adam wbijał koniuszki palców.

"Dobrze, że choć na policzku nic nie widać, bo ktoś mógłby zauważył."

- Rose! Gotowa?

- Tak - szybko zeskoczyłam z trybun.

Dołączyłam do reszty biegających dziewczyn.

I znów, tylko:

"Prawa."

"Lewa."

"Potknięcie."

- Rose! Idź do szatni, koniec ćwiczeń dla ciebie na dziś.

"Teraz wszyscy będą się zastanawiać co ze mną nie tak."

Jedynym plusem zaistniałej sytuacji było to, że mogłam spokojnie wziąć prysznic, nie obawiając się o siniak.

Woda była zbawienna. Ciepły strumień choć na trochę zmył ze mnie troski. Jednak gdy tylko wyszłam i owinęłam się ręcznikiem, kłujący ból ramienia przypomniał wszystko. Oparłam się o ścianę i osunęłam na ziemię. Mokre czoło oparłam o kolana, a zawilgocone włosy utworzyły kurtynę wokół głowy.

- Co z naszą małą księżniczką? - usłyszałam nad sobą wredny głos. - Smutna jesteś?

- Cześć Cecil - powiedziałam wstając.

- Płaczesz, bo Adam nareszcie przejrzał na oczy i cię rzucił? - westchnęła złośliwie.

- To ja go zostawiłam i nie płaczę po nim.

- Myślisz, że w to uwierzę? Spójrz na siebie - parsknęła - jak ty w ogóle wyglądasz? Staczasz się Rose. Kiedyś byłaś moją największą rywalką, a teraz... - odetchnęła teatralnie, wyrażając przy tym ogromną ulgę.

- Nie mam zamiaru z tobą o nic konkurować - wyznałam.

- I dobrze, bo nie masz szans. Na twoim miejscu nie liczyłabym nawet na główną rolę w spektaklu, bo nawet stamtąd cię wygryzę, a jak tak dalej pójdzie to o koronie królowej balu możesz pomarzyć.

- Ty naprawdę uważasz, że obchodzi mnie głupia korona - uniosłam się. - W życiu są ważniejsze sprawy, niż jakieś szkolne gierki.

Nie chciało mi się z nią dłużej rozmawiać. Na szczęście do szatni weszła reszta dziewczyn i mogłam spokojnie się ubrać. Zrobiłam to jak najszybciej, nawet porządnie nie zawiązałam butów, sznurówki wetknęłam do trampek. Koszulę też ledwo co zapięłam, a włosy wciąż wilgotne opadły na bluzkę.

Ze szkoły wręcz wybiegłam.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz