Rozdział 58

457 16 0
                                    

Stałam pod domem w sukni babci i naprawdę nie miałam ochoty wychodzić z samochodu Roberta, bo wiedziałam, że rozstaniemy się na bardzo długo.

- Masz plany na ferie?

- Słucham? - zaskoczył mnie tym pytaniem.

- Jeśli nie masz żadnych planów, to pomyślałem, że możemy gdzieś pojechać... razem.

- Zaintrygowałeś mnie tą propozycją - uśmiechnęłam się. - Co proponujesz?

- Myślałem o Waszyngtonie albo Filadelfii. Możemy też polecieć na Florydę.

- Floryda odpada, a w Waszyngtonie jeszcze nie byłam, skoro to by oznaczało dwa tygodnie normalnego życia, to zgadzam się.

- W takim razie przyjadę po ciebie w sobotę, przed dziewiątą rano, bądź gotowa.

- Będę.

Pocałowałam go na pożegnanie i wróciłam do domu.

Przekraczając próg nie spodziewałam się spotkać w mieszkaniu kogokolwiek. Jednak to, co zastałam, przekroczyło wszelkie oczekiwania. Od wejścia moich uszu dobiegły dziwne dźwięki i widząc, co się dzieje w salonie, nie miałam zamiaru nijak na to reagować, przeszłam niezauważona na piętro i zamknęłam się w sypialni.

"Jak to jest możliwe?"

Moja matka ma jednak romans i sprowadziła tego faceta do naszego domu - to po prostu obrzydliwe.

Wiedziałam już o tym od bardzo dawna. Właściwie nie wiedziałam, ale domyślałam się. Mimo wszystko to była moja matka i nie spodziewałam się, że jest zdolna do czegoś takiego. Mój rozum wiedział, ale podświadomie temu zaprzeczał.

Nawet już nie miałam ochoty myśleć o tym niesamowitym czasie, który mnie czekał w przyszłym tygodniu.

Słyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości, ale nie miałam siły spojrzeć i odpisać nadawcy. Zaraz potem telefon zaczął dzwonić, nie odebrałam pierwszego, drugiego ani trzeciego razu. Gdy melodyjka zaczęła grać po raz czwarty zmusiłam się do odebrania.

- Dopiero wróciłaś? - po drugiej stronie odezwała się Samanta.

- O co ci chodzi, przecież jestem cały dzień - skłamałam, przecież nie mogłam jej powiedzieć, że spędziłam kolejny upojny weekend z moim nauczycielem angielskiego.

- Byłam dziś u ciebie koło południa i nikogo nie zastałam, więc mi nie ściemniaj.

- Poszłam do sklepu po coś do jedzenia i wstąpiłam do kawiarni - dalej brnęłam w kłamstwo.

- No dobrze, ale czemu było u ciebie tak szybko ciemno i czemu masz taki dziwny głos? - dopytywała.

- Wcześnie się położyłam i właśnie mnie obudziłaś.

- W takim razie przepraszam - czułam w jej głosie skruchę, przez co miałam wyrzuty sumienia. - Powiedz mi jeszcze czemu tak szybko zniknęłaś i czemu pan Blackwell przyszedł po twoją torebkę i płaszcz.

- Od nadmiaru emocji rozbolała mnie głowa i chciałam wezwać taksówkę, ale plan Blackwell zaproponował, że mnie podwiezie, bo sam też już wychodził.

- Cieszę się, że bezpiecznie dotarłaś do domu.

- Tak, wszystko dobrze, do zobaczenia jutro.

- Do jutra.

I rozłączyłam się. Korzystając z faktu, że już wysiliłam się na odebranie, to postanowiłam też sprawdzić wiadomość. To od Roberta.

Robert:

Odliczam minuty do naszego wyjazdu.
Kocham cię.

Ja:

Ja sekundy. KC.

Robert:

Co się stało?

Ja:

Nic istotnego.

Robert:

Jakoś ci nie wierzę...

Ja:

To uwierz.
Nic, czym miałbyś zaprzątać sobie głowę.

Robert:

Rose!

Roza?

Nie odpisałam, schowałam jedynie suknię Mary Ann do szafy i narzuciłam na siebie stary T-shirt, po czym zasnęłam pod ciepłą kołdrą.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz