Rozdział 82

424 15 1
                                    

Po kilkunastu minutach staliśmy już na hotelowym parkingu, ja poszłam się wymeldować, a on schował walizkę do samochodu.

- Co zrobimy z autem? - spytałam podchodząc do niego.

- Jakim autem?

- Moim - wskazałam gestem czarne BMW stojące naprzeciwko. - Chyba nie myślałeś, że mam tylko tę jedną małą torbę.

- Chwila! To twój samochód?

- Tak - wiedziałam, o co mu chodzi. - Gdy się poznaliśmy, był chwilowo pod pieczą mojej matki, ale go odzyskałam.

- To może poczekaj w kawiarni, ja odwiozę mojego Forda i tu jakoś wrócę.

- To potrwa zbyt długo, pojadę za tobą i zostawimy jedno auto po drodze.

- Masz rację, to jest jakieś rozwiązanie - objął mnie delikatnie. - Tylko ostrzegam. Mój, a raczej nasz dom, nie jest zbyt urodziwy i nie miałem czasu go urządzić - westchnął. - Nie miałem nastroju.

- Nieważne gdzie, nieważne jak, byle razem - cmoknęłam go w policzek. - Jedziemy?

- Tak, to po drugiej stronie miasta, więc lepiej jeśli się już zbierzemy.

Po około trzydziestu minutach przedzierania się przez ulice w centrum Bridges, a po nich kilku osiedli domków, dojechaliśmy na miejsce.

- To tutaj - Robert otworzył mi drzwi.

Gdy wyszłam z auta, moim oczom ukazał się śliczny dwupiętrowy domek, z białego drewna, zielonymi drzwiami i okiennicami w tym samym kolorze, a jedną z bocznych ścian i dach ganku zajmował bluszcz.

- Jaki piękny - wyszeptałam.

Ukochany ponownie objął mnie i delikatnie przytulił. Bardzo pragnęłam wejść do środka, niestety nie mogłam, ponieważ do Roberta ktoś zadzwonił.

- Tak, za pięć minut będę - odpowiedział rozmówcy i zwrócił się do mnie. - Musimy już jechać, mama się niecierpliwi.

Wsiadłam do Forda w milczeniu, tak też przebyliśmy następne kilka alejek. Gdy się zatrzymaliśmy i ukochany chciał wysiąść, powstrzymałam go.

- A co, jeśli mnie nie polubią? - spytałam.

- Kochanie, ciebie nie da się nie lubić, ciebie się kocha.

- Ale już się przeze mnie spóźniłeś - stwierdziłam.

- Rose, nie przesadzasz ty czasem? - ujął mnie pod brodę i musnął me wargi. - Polubią cię na pewno.

Wysiedliśmy, a ja naciągnęłam na siebie sweter.

- Zimno ci? - spytał.

- Nie. Nie będzie to dla nich szokiem? - dotknęłam brzuszka.

- Może trochę, ale przyzwyczają się - moja panika wyraźnie go śmieszyła.

- Nie śmiej się ze mnie - klepnęłam go lekko wierzchem dłoni w pierś. - To nie jest zabawne, pierwszy raz idę na obiad do rodziny mojego chłopaka.

- Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślał.

- Przestań, ty nie byłeś w takiej sytuacji, przynajmniej nic o tym nie wiem - stwierdziłam. - A, i jeszcze jedno - dodałam nim weszliśmy na ganek - nie mówmy im na razie, może się nie zorientują, a na pewno nie zaraz na początku.

- Jak sobie życzysz Rose - posłał mi ciepłyuśmiech i delikatnie pocałował, po raz kolejny.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz