Rozdział 29

664 19 0
                                    

- Cześć Rose, jestem Samanta - przywitała się dziewczyna, gdy tylko zobaczyłam ją na ganku domu.

- Cześć, ty jesteś córką państwa Brave?

- Tak, to ja.

Wyglądała nieco inaczej niż ją sobie wyobrażałam, nie miała kolczyków na twarzy, ani przerażającego makijażu - uległam przesądom.

- Mam coś na twarzy?

- Przepraszam, ale czy jest taka możliwość, byśmy się wcześniej spotkały? - spytałam po drodze do szkoły, bo im dłużej jej się przyglądałam, tym wydawała się coraz bardziej znajoma.

- Może, jeśli pamiętasz to, to i mnie możesz pamiętasz - stwierdziła, po czym przystanęła i zasłoniła jedno oko ręką, a z palca wskazującego u drugiej zrobiła hak. - Arrr! Szczury lądowe, bójcie się kapitan Czarnowłosej. Najstraszniejszego pirata na tych wodach!

- O Mój Boże! Samanta, Samanta Anderson, to naprawdę ty? - przytuliłam się do niej. - Przepraszam, ale się zmieniłaś i to nazwisko Brave mnie zmyliło, a twoja mama nic nie mówiła.

- Tak to ja, a Brave, bo matka wyszła za mąż i ja postanowiłam przyjąć nazwisko ojczyma.

- Ile to już lat?

- Prawie jedenaście, jeśli dobrze liczę.

- Szmat czasu.

- Tak, to prawda.

Rozmawiałyśmy, aż dotarłyśmy do drzwi wejściowych szkoły.

- Masz już odebrane dokumenty z sekretariatu? - spytałam.

- Nie, niestety.

- No to chodźmy.

Po kilku minutach wchodziłyśmy już do sekretariatu, zajęta rozmową z przyjaciółką z dzieciństwa, nie zauważyłam, że ktoś z niego wychodzi, w związku z czym zderzyłam się plecami z tą osobą i upadłam.

"Błagam, niech to nie będzie Cecil, błagam niech to nie będzie Adam."

Poprosiłam w duchu.

Rzeczywistość wyglądała jednak nieco bardziej kolorowo, ponieważ był to mój nauczyciel angielskiego. Na widok jego pięknej twarzy poczułam motyle w brzuchu.

- Nic ci nie jest Rose? - spytał, podając mi rękę.

- Najmocniej pana przepraszam - powiedziałam, gdy pomagał mi wstać.

- Nic się nie stało, ty bardziej ucierpiałaś - chciał odejść, ale musiał coś jeszcze dorzucić. - Panno Black, widzimy się za parę minut na lekcji, więc proszę nie zrobić sobie już żadnej krzywdy.

- Dobrze, panie Blackwell - uśmiechnęłam się nieco szerzej.

Weszłyśmy z Samantą do środka.

- Dzień dobry, przyprowadziłam nową uczennicę, oto Samanta Brave - stwierdziłam stając obok sekretarki.

- Dzień dobry, czekaliśmy na pannę, to są książki dla ciebie, plan zajęć i kod do szafki - stwierdziła podając jej plik kartek i kilka egzemplarzy podręczników. - Miłego dnia życzę.

- Wzajemnie. Do zobaczenia.

- Do widzenia. Rose, zaopiekuj się nią? - spytała jeszcze uśmiechnięta kobieta, gdy wychodziłyśmy.

- Mam taki zamiar.

Gdy wyszłyśmy z pomieszczenia, dziewczyna stanęła jak wryta.

- Rose, co to było?

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz