Rozdział 90

401 19 0
                                    

Do przychodni przyszłam sama, bo nigdzie nie umieliśmy znaleźć miejsca parkingowego. Robert wysadził mnie pod samymi drzwiami, a sam pojechał pod sklep niedaleko, by tam zostawić samochód.

- Dzień dobry - podeszłam uśmiechnięta do młodej kobiety, siedzącej przy komputerze.

- Dzień dobry - i ona posłała mi uśmiech. - W czym mogę pani pomóc?

- Jestem umówiona do doktor Blackwell - wyznałam.

- Mogę prosić w takim razie o podanie nazwiska?

- Rosemary Black.

- Tak, zgadza się. Pani doktor będzie wolna za dziesięć minut, proszę tu poczekać - poprosiła łagodnie.

- Dziękuję - znów się uśmiechnęłam. - Jeśli mogę spytać, gdzie jest toaleta?

- Do końca tego korytarza - wskazała na jedno z dwóch przejść za jej plecami - i po prawej stronie będą drzwi.

- Jeszcze raz dziękuję.

Wracając zauważyłam, że do poczekalni wszedł Robert.

- Dzień dobry, panie Robercie - recepcjonistka wstała na jego widok i wyciągnęła do niego rękę.

Postanowiłam nie wychodzić z korytarza i przysłuchać się chwilę ich rozmowie - może być ciekawie.

- Dzień dobry, Clarisso.

- Niestety pana matka jest jeszcze zajęta, a przed chwilą przyszłą jeszcze jedna pacjentka - stwierdziła łagodnym głosem i wdzięcznie założyła włosy za ucho, ewidentnie z nim flirtowała.

- W takim razie zaczekam - oznajmił.

- A co pana do nas sprowadza? - spytała, nim zdążył odejść od biurka.

- A...

- Dzień dobry - rzuciłam w jego stronę wychodząc z korytarza, z delikatnym uśmiechem.

- Dawno się nie widzieliśmy - stwierdził przytulając mnie i całując w policzek.

- To pana przyjaciółka? - spytała bez uśmiechu i z nutką nadziei w głosie.

- Nie, narzeczona - odparł radośnie i tym razem pocałował mnie w usta.

Gdy sekretarka zaszokowana padła na krzesło, z gabinetu wyszła ciężarna kobieta i pani Blackwell.

- Robert, Rose, co wy tu robicie? - spytała.

- Przyprowadziłem ci nową pacjentkę - oznajmił ukochany.

- Będzie mi bardzo miło - stwierdziła Marie, przytulając nas.

- To mnie będzie bardzo miło, pani Blackwell.

- Rose, prosiłam, byś mówiła mi po imieniu.

- Dobrze, Marie.

- Zapraszam do gabinetu - gdy weszliśmy, dodała - Przyniosłaś dokumentację ciąży?

- Tak, mam wszystko - stwierdziłam, wyciągając teczkę i podając kobiecie.

- Za chwilę je przejrzę, zapraszam najpierw na USG - uśmiechnęła się. - Już się nie mogę doczekać, aż zobaczę drugiego wnuka.

- Albo wnuczkę - dodał Robert - i spokojne, ja też go zobaczę pierwszy raz.

- Jaki pierwszy? - spytałam kładąc się na kozetce. - Widziałeś poprzednie wydruki.

- To nie to samo.

- Racja.

Kobieta pokazała nam w ciemnej sepii maleństwo, słuchaliśmy znowu jego serduszka, a na specjalnym obrazie było widać jego główkę. Właśnie spało i ssało duży palec. Takie słodkie dziecko - nasze dziecko.

- Wszystko jest dobrze, rozwija się prawidłowo. Chcecie znać płeć? - spytała.

- Tak - odpowiedzieliśmy równocześnie.

- Będziecie mieć córeczkę.

- A nie mówiłem, że będzie wnuczka?

- Rose tak promienieje, że naprawdę myślałam, iż będzie chłopiec - stwierdziła, gdy przeszliśmy do biurowej części gabinetu.

- Przesądy.

Podczas, gdy my wpatrywaliśmy się w nowe zdjęcia naszej córeczki, naszego maleństwa, moja przyszła teściowa przeglądała teczkę.

- Z tego co wyczytałam, ciążę stwierdzono w ósmym tygodniu i co dwa, aż do szesnastego miałaś powtarzane badania i dziecko było bardzo małe. Poza tym, przyjmujesz leki przeciwbólowe?

- Tak od wypadku - stwierdziłam smutno. - Lekarze kontrolowali maleństwo, gdy leżałam w śpiączce.

- Jakiego wypadku? Śpiączce?

- Czyli ojciec ci nie powiedział? - zapytał Robert, a kobieta pokręciła głową. - Rose została napadnięta i zrzucona ze schodów. Miesiąc śpiączki, obrzęk mózgu, pęknięcie czaszki, złamana noga i jeszcze kilka rzeczy - stwierdził patrząc na mnie. - Dobrze, że chociaż jej oprawcy są w więzieniu.

- Nie wiem co powiedzieć... - zaczęła. - Może nie wracajmy do tego - stwierdziła widząc nasze miny. Dam ci receptę na nowe tabletki dla kobiet w ciąży i to tyle, następna wizyta początkiem roku.

- Dziękujemy.

Wychodząc z gabinetu widziałam, jak na twarzy ukochanego widnieje ogromny uśmiech, cieszył się z naszego dziecka, tak jak ja i wszystko przeżywał równie intensywnie.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz