Rozdział 25

654 26 1
                                    

Po tych kilku dniach byłam wykończona fizycznie i psychicznie, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Już dawno tak się nie starałam by kogoś ignorować.

Choć muszę przyznać, że skutecznie ułatwiali mi to Cecil i Adam.

Muszę również zapamiętać, by nie spóźniać się na W-F, bo może to zagrażać mojemu życiu, a przynajmniej może oznaczać kolejny upadek ze schodów.

Ciężko jest się obronić przed dwójką upiornych nastolatków, zwłaszcza gdy jeden z nich jest futbolistą.

"Ding-dong."

Usłyszałam dzwonek do drzwi w momencie, gdy naciągałam na siebie workowaty, różowy sweter, z nieco za dużym dekoltem w serek, który opadał z jednego ramienia i idealnie pasował do czarnych rurek, które miałam już na sobie i które, nawiasem mówiąc, uwielbiałam.

- Już idę - krzyknęłam, schodząc po schodach, by dać przybyszowi znak, że ktoś jest w domu.

"Ciekawe, kto dobija się do mnie o dziewiątej rano."

Może Artur w końcu odzyskał kilka szarych komórek i postanowił przeprosić za bycie bufonem oraz zepchnięcie mnie ze schodów albo są to chociaż harcerki z ciasteczkami.

Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam wysoką postać mężczyzny o bardzo intensywnie brązowych włosach. Nie musiał się odwracać bym go rozpoznała. Odruchowo znów zamknęłam drzwi.

Oparłam się o nie plecami, wciąż jednak mocno zaciskając rękę na klamce. Wzięłam dwa głębokie wdechy i znów je otworzyłam.

- Co pan tu robi?

- Chciałem z tobą porozmawiać... - zaczął niepewnie.

- Sądzę, że nie mamy o czym rozmawiać - przerwałam mu i już chciałam zamknąć drzwi, gdy mnie powstrzymał, zatrzymując je ręką.

- Rose. Proszę.

Wypowiedział te słowa tak delikatnie, że zmiękły mi kolana i uległam mu. Stanęłam bokiem, robiąc przejście.

- Proszę wejść, nie będziemy rozmawiać w drzwiach.

Przeszliśmy do salonu.

- Napije się pan czegoś?

- Nie, dziękuję.

Usiedliśmy na kanapie, a jego bliskość znów mocno na mnie działała.

- Chciałem cię przeprosić za to, co wydarzyło się między nami na próbie. Nie powinienem był do tego dopuścić i w stu procentach jest to moja wina - wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie, tymi wielkimi zielono-brązowymi oczami, bardzo dziś smutnymi. - Nie wiem, co mnie napadło.

- To już pan dał mi wyraźnie do zrozumienia - wstałam gwałtownie. - Jeśli to wszystko, będzie lepiej jeśli pan sobie już pójdzie.

Ruszyłam w stronę drzwi frontowych, ale poczułam mocny uścisk na ramieniu i szarpnięcie, które spowodowało, że stanęłam twarzą w twarz z Robertem.

- Niech pan mnie puści - szarpnęłam się.

Moje słowa nie robiły na nim wrażenia. Tylko stał i patrzył mi prosto w oczy. Ja przestałam się szarpać, a w nim coś pękło - ponownie, oczy brunet rozbłysły i zbliżał się powoli ku mnie. Z sekundy na sekundę napięcie w mojej piersi narastało.

Pocałował mnie po raz drugi.

Usta Roberta przywarły do moich, a zaraz potem stykaliśmy się na całej powierzchni ciała. Jedna jego ręka powędrowała na moją szyję, a druga na talię. Moje dłonie powędrowały instynktownie na szyję mężczyzny, a palce wplotłam w jego cudownie miękkie włosy.

Nie wiem ile tak staliśmy, odnosiłam wrażenie, że te cudowne doznania trwały wieczność, ale dla mnie wciąż za krótko.

Jednak gdy się odsunął nie uciekł, nie odtrącił mnie. Wplótł jedynie dłoń w moje włosy i musnął kciukiem policzek. Zaś na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- To też nie powinno się zdarzyć? - wychrypiałam.

- Nie - wyznał, dalej się uśmiechając. - Co ty ze mną robisz?

- Ja? - zaśmiałam się. - Pan chyba nie mówi poważnie, że niby ja działam na pana. Zabawne.

- Nigdy żadna kobieta nie doprowadziła mnie do takiego stanu jak ty - znów musnął mój policzek. - Nie złamałem nigdy zasad, a...

Nie dokończył.

- A?

- Możemy zacząć tę rozmowę od początku?

- W takim razie - spojrzałam na niego - napijesz się czegoś?

- Kawy - wypuścił mnie z objęć.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz