Epilog

1.1K 30 13
                                    

Wokół zalega śnieg...

Roza kochała śnieg i uwielbiała zimę, a jej włosy wyglądały tak pięknie, gdy maleńkie gwiazdki opadały na ciemne loki. Ten uśmiech i te piękne zielono-niebieskie oczy skrywane pod długimi wachlarzami rzęs...

A ja nadal nie mogę pogodzić się z faktem, że jej po prostu nie ma.

Co dzień wpatruje się w tę tablicę "Rosemary Blackwell - kochająca matka i żona, 29 lipca 1998 - 04 luty 2019." I mimo to co dzień czekam, aż wyjdzie zza rogu, pośle mi ten promienny uśmiech, dotknie czule mojego policzka, przytuli mnie w nocy. Wchodząc do sypialni zawsze spoglądam w stronę okna, by zobaczyć, jak czyta oświetlona jedynie blaskiem księżyca i każdego dnia przygotowuję dla niej zastawę, licząc, że zjem z żoną choć jeden posiłek...

Patrzę jak z dnia na dzień nasza córka coraz bardziej ją przypomina, biega po domu wołając mamę, a ja jedynie powtarzam "Mama niedługo przyjdzie, kochanie." Minął miesiąc, a ja wciąż czekam, aż wróci...

...ale ona nie wraca.

- Robercie? - nawet nie zauważyłem kiedy przyszli moi rodzice.

- Tak, mamo? - mój głos opuściły wszelkie emocje.

- Kochanie, chyba czas spakować jej rzeczy.

- Nie - odparłem stanowczo.

- Ale ona już nie wróci - stwierdził cicho ojciec, chowając talerz Rose.

- Wróci, musi wrócić! - krzyknąłem.

- Ta-ta - obok mnie stanęła Mary Ann wyciągając rączki.

- Chodź, kochanie - przytuliłem córkę.

- Robercie, musisz zacząć żyć dalej, wróć do pracy, ja i twoja siostra zajmiemy się małą.

- Jak mogę żyć dalej, skoro Rose umarła? - spytałem.

- Właśnie dlatego Rose nic ci nie powiedziała o chorobie - wyszeptała matka. - Ani tobie, ani nikomu innemu. Chciała, byś żył, a nie zamartwiał się o nią. Gdy ją poznaliśmy... - kontynuowała - ...była dla nas istnym aniołem. Nigdy nie widzieliśmy cię tak szczęśliwego. Nie chciała ci odbierać tego szczęścia. Przez bardzo długi czas walczyła sama. Rose to najsilniejsza i najodważniejsza osoba jaką znałam i nic tego nie zmieni - głos zaczął się jej łamać. - Przyjęliśmy ją do rodziny, a jej strata jest ogromnym ciosem, jednak spełnij jej wolę i żyj. Żyj dla jej pamięci i żyj dla waszej córki.

Pomyślałem o jej liście i ostatnich słowach. Była silna. Podczas całej swojej choroby nadal miała tyle siły, by wspierać mnie.

Matka ma rację, powinienem spełnić jej wolę.

- Dobrze - wyszeptałem patrząc na córkę. - Ale nie pozbędę się jej rzeczy, one należą teraz do Mary Ann, każda jest pamiątką.

- Więc po prostu je spakujmy, dasz je waszej córce, gdy będzie starsza.

***

- Właśnie podjechaliśmy - oznajmiłem, siedząc w aucie przed dawnym domem Rose.

- A jak moja wnuczka? - spytał ojciec.

- Śpi, na razie Meg z nią posiedzi, ja zacznę załatwiać to, po co przyjechaliśmy - powiedziałem. - Podziękuj jeszcze raz Annie, że wysłała to zawiadomienie, możliwe że tylko tak udało się ich tu sprowadzić oboje.

- Podziękuję jej, a udało się?

- Chyba tak, na podjeździe stoją dwa samochody - spojrzałem w stronę domu.

Droga ku przeznaczeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz