- To gdzie idziemy?
- Właściwie - zatrzymał się gwałtownie i obrócił mnie o dziewięćdziesiąt stopni w stronę Central Parku - to jesteśmy na miejscu.
Przed nami stała biała dorożka z woźnicą we fraku i dwoma czarnymi końmi na czele.
- Dorożka?
- Pomyślałem, że przed kolacją zabiorę cię na przejażdżkę po parku.
- Ale one piękne - podeszłam do koni i pogłaskałam każdego po grzbiecie i pysku.
Robert nagle wyłonił się zza drugiego ogiera z wielkim bukietem białych i bordowych róż, przewlekanymi liśćmi bluszczu.
- To dla ciebie, ukochana.
- Dziękuję, są piękne - gniotąc nieco kwiaty pocałowałam Roberta.
- Za to - teraz on mnie pocałował. - Ja również dziękuję.
Wsiedliśmy na powóz, a Robert przytulił mnie i okrył kocem.
- Dobry wieczór państwu, gotowi?
- Dobry wieczór, tak, jesteśmy - spojrzałam na ukochanego i odpowiedziałam w naszym imieniu.
- Wyglądają państwo na bardzo zakochanych - stwierdził ruszając.
Woźnica był mężczyzną w średnim wieku, miał czarny wąsik, zakręcony na końcach, ale spod cylindra wystawały siwe włoski.
- Jesteśmy bardzo zakochani - odparł Robert.
- Długo są państwo małżeństwem?
- Nie jesteśmy małżeństwem - stwierdziłam.
- Jeszcze nie - ukochany wyznał nieco ciszej, tak że tylko ja byłam w stanie to usłyszeć.
- W takim razie długo się znacie?
- Pół roku, ale mam wrażenie, że całe wieki - Robert nie zastanawiał się ani chwili nad odpowiedzią.
- A pan nie wolałby spędzać walentynek z ukochaną?
- Wolałbym, ale w moim zawodzie walentynki obchodzi się zwykle dzień wcześniej.
Po chwili nasza rozmowa dobiegła końca, a ja wtulona w miłość mego życia podziwiałam park nocą, który mimo ciemnego nieba był tak jasno oświetlony, że wszystko było doskonale widać, a śnieg... migotał odbijając światła lamp i skrzypiał pod kołami naszej dorożki.
Ciepło bijące od ciała bruneta przywoływało miłe wspomnienia.
***
Przechadzaliśmy się po parku West Potomac, do którego udaliśmy się po odwiedzeniu Lincoln Memorial i okolic. Przez ostatnie półtora tygodnia zwiedziliśmy chyba wszystkie możliwe muzea i parki, oczywiście udaliśmy się pod Biały Dom, a poza tym chodziliśmy po restauracjach i sporo rozmawialiśmy.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął mi na ucho, gdy siedzieliśmy na jednej z ławek.
- Nic szczególnego.
Naprawdę. Miałam na sobie tę samą czarną sukienkę i ten sam płaszcz co po przedstawieniu.
- Brak ci pewności siebie - stwierdził.
- Musimy znów to przerabiać?
- Tak, do momentu aż przyznasz, że jesteś piękna.
- Na dobrze, może nie piękna, ale jest ok. Nie narzekam na swój wygląd.
- Bo nie ma na co - zacisnął rękę na mej dłoni i pocałował lekko w usta.
"Jakie to przyjemne. Być razem na oczach wszystkich."
CZYTASZ
Droga ku przeznaczeniu
RomanceCzy historia romansu uczennicy i nauczyciela może mieć swój happy end? Jest to opowieść o młodej kobiecie, która postanowiła zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Rosemary Black, przyszła absolwentka liceum, niegdyś królowa i najpopularniejsza dzi...